chapter 22.

185 21 3
                                    

LOUIS
-Powinieneś się położyć. Twój organizm nie jest w stanie funkcjonować tak, jak ty byś tego chciał - kolejny raz głos Lottie rozbrzmiał, odbijając się o ściany korytarza.

-Tyle tutaj czekam, poczekam jeszcze chwilę - nalegałem, utrzymując wzrok zawieszony na drzwiach, nad którymi wielkimi, drukowanymi literami było zabisane BLOK OPERACYJNY

-Nie wiadomo, ile operacja jeszcze będzie trwała. Wiesz, że teraz musisz szczególnie dużo odpoczywać. Louis, na własne życzenie się wykańczasz.

-Muszę wiedzieć, jak przebiega operacja. Muszę go zobaczyć, bo wiem, że on to przeżyje i będzie zdrowy. Dlatego nie ma mowy, że tak po prostu pójdę sobie poleżeć - ostatnie słowa wypowiedziałem z wyraźną kpiną.

-Masz dziesięć minut i widzę cię w sali. W innym wypadku, poproszę lekarza, żeby zawlekł cię tam siłą.

Zignorowałem jej słowa. Mimo że tego dnia nie czułem się zbyt na siłach.
Harry był najważniejszy.

-Przyniosę ci chociaż coś do jedzenia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłeś - westchnęła, jakby właśnie się poddała i poszła wolnym krokiem wgłąb korytarza.

Zostając sam, schowałem twarz w dłoniach. Harry był operowany już kolejną godzinę, ale nie bałem się o niego. Wiedziałem, że za jakiś czas, bo jego jedynego dokładnie nie umiałem określić, operacja się zakończy.
A Harry znów będzie zdrowy, jakby cała ta choroba była tylko złym snem, z którego on nareszcie się obudzi.

Po około piętnastu minutach od odejścia Lottie, moim oczom ukazał się lekarz.
Prosił, żebym wrócił do swojej sali.
Musiałem czekać przed blokiem naprawdę długo, ale zupełnie tego nie odczuwałem.

Pomimo jego próśb, ciągle uparcie siedziałem na swoim miejscu. Co więcej, nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie ulegnie to zmianie.

-Więc będę czekał z tobą - pan Forbes w ten sposób zareagował na moje zachowanie.
I trzeba przyznać, że byłem mu wdzięczny za to, że nadmiernie nie naciskał.
Cokolwiek by się nie działo, nie zostawiłbym Harry'ego sam.
Nie w takiej chwili.
Wtedy, gdy czas był złotem, liczyła się każda sekunda.

Nie odczuwałem obecności mężczyzny. Ani on, ani ja nie zaczęliśmy rozmowy. Siedzieliśmy obok siebie w ciszy, jakby razem oczekując wyroku.
Po niedługim czasie obok mnie usiadła też Lottie, która przyniosła ze sobą jakieś jedzenie z automatu.

Po upływie kolejnych minut, które najprawdopodobniej zamieniały się w godziny, światło lekko przyciemnionych lamp zdawało się jakby bardziej oślepiające.
Z trudem przełykałem ślinę, oddech także przychodził mi coraz ciężej.

Ignorując to, postanowiłem podnieść się do pionu. Zdawało mi się, że te objawy, mogą być spowodowane za długim czasem spędzonym w pozycji siedzącej.
W jednej chwili oparłem się plecami o ścianę i zamknąłem oczy, starając się głęboko oddychać.

-Louis? - Lottie od razu znalazła się obok mnie, przynajmniej jej głos słyszałem.
Poczułem jej uścisk na lewym ramieniu. Chwilę później, najprawdopodobniej pan Forbes, złapał mnie za drugie ramię.

-Jest dobrze - starałem się strącić ręce siostry, mimo że byłem na wpół przytomny i z coraz większym trudem przychodziło mi utrzymywanie równowagi. - Muszę zostać z Harry'm.

***
Przestałem liczyć wszystkie razy, gdy traciłem przytomność.
Dokładnie tak samo, jak przestałem liczyć chemie, które przeszedłem oraz wszystko inne.

Z czasem wszystko stało się monotonne.
Tak musiało być.
Jednak mimo tego, ciągle nie przestawałem wierzyć.
Wierzyć, że jutro jest nowy dzień.
I jeśli rano otworzę oczy, to jest mój dar.
Jeśli moje serce ciągle bije, to jest moja nadzieja.
I tak długo, jak mam siłę, by wierzyć, mam moją szansę.

Uchylając powieki, zobaczyłem przed sobą twarz. Całkowicie bladą i zmęczoną, ale jednak z tymi samymi bijącymi nieznaną mi emocją zielonymi oczami.
Uśmiechałem się.
Nie wiedziałem, czy obraz przede mną, to tylko wynik omdlenia, czy może tak wygląda niebo.
Ale byłem pewien jednego; naprawdę go widziałem.

-To ja miałem czekać aż się obudzisz, nie na odwrót - powiedziałem, nie będąc pewien, czy nie majaczę.

-No.. - odkaszlnął Harry, siedzący na wózku inwalidzkim- podobno troszkę pospałeś - uśmiechnął się lekko, jakby nie miał siły na nic więcej.

-Kiedy się obudziłeś? - mówiłem prawie szeptem, ale nie byłem w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku.

-Wczoraj - odparł zachrypniętym głosem. - Pielęgniarka zaraz po mnie przyjdzie, nie powinienem w ogóle tu być. Właściwie ledwo siedzę - zażartował, ale jedynym, na co był w stanie się wysilić, było ledwo widoczne uniesienie kącików ust.

Instynktownie złapałem go za rękę, chcąc jakby zatrzymać przy sobie. - Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze - skrzyżowałem nasze spojrzenia.

Chłopak odpowiedział skinięciem głowy. - Będzie - powtórzył. - Teraz już będzie - pogłaskał moją dłoń, a później razem z pielęgniarką opuścił moją salę.

I jeśli rano otworzę oczy, to jest mój dar.
Jeśli moje serce ciągle bije, to jest moja nadzieja.
I tak długo, jak mam siłę, by wierzyć, mam moją szansę.

•••
od autorki: Sprawdzałam kilka razy, ale ogólnie byłam zbyt podekscytowana, więc może coś przegapiłam.

Poza tym nie wyobrażacie sobie nawet, jak bardzo się cieszę, że dzisiaj tutaj dla was dodaję.
Przez ostatnie dni szkoła to był istny koszmar. Nie miałam praktycznie czasu wolnego, spałam po cztery godziny i naprawdę>
Współczuję każdemu, kto ma równie okropne zamieszanie.

Dzisiaj czytałam lekturę cały dzień i w sumie jeszcze nie skończyłam, ale zostało mi już niedużo, więc postanowiłam, że w końcu dokończę ten rozdział.
Jak już pisałam w wiadomości na moim profilu, którą widzieliście, jeśli obserwujecie mój profil> jeśli nie, to wiecie co robić 😂

Napisałam, że w weekend dodam rozdziały do obu moich fanfictions I tak też zamierzam zrobić. Mam wielką nadzieję, że jutro też uda mi się dodać do mojego drugiego ff, ale tutaj niestety niczego nie obiecuję.

Dziękuję wam za cierpliwość i wyrozumiałość, to wiele dla mnie znaczy x
Dobrej nocy!
Natalie xx

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz