Rozdział 13

1.4K 52 6
                                    

POV. Matthew

Kolacja minęła jeszcze lepiej niż mi się wydawało.  Wszyscy polubili Codyego, a on ich. Bardzo ważne dla mnie jest to, aby mój mate dogadał się z wachatą, w końcu już nie długo on będzie miał pełną władzę nad nimi. Właśnie leżę w łóżku czekając aż młody się obudzi. Dzisiejszy dzień zapowiada się całkiem dobrze. Pogoda jest idealna by wybrać się na spacer po lesie, pewnie trochę nas nie będzie, więc wiem gdzie zrobię Codyemu pewną niespodziankę, myślę, że się z niej ucieszy. Czuje ruch po mojej prawej stronie.

- Dzień dobry księżniczko. - Głupkowato uśmiecham się w jego  stronę.

- Nie zaprzecze, że jestem księżniczką, ale Ty zatrzymałeś się na poziome żaby, bo do księcia ci dużo brakuje. - Odpowiada ze złośliwym uśmieszkiem.

Śmieje się z jego riposty, a następnie całuje go i oświadczam, że za pół godziny ma być gotowy, ponieważ idziemy na piknik do lasu. Chłopak bardzo się ucieszy, więc od razu gdy skończyłem mówić, entuzjastycznie pobiegł do łazienki, a ja zadzwoniłem do mojego Bety i poprosiłem aby zajął się niespodzianką. Już gotowi, z koszykiem pełnym jedzenia oraz czerwonym kocem, ruszyliśmy na moją ulubioną polanę w lesie. Gdy tam dotarliśmy, rozłożyliśmy  wszystko i zaczęliśmy jeść nasze dość późne śniadanie, gdyż była już godzina 12.00.

- Cody, a lubisz koty? - Nagle spytałem i zaśmiałem się widząc jego zdezorientowaną minę.

- Nie, koty są wredne, wydaje mi się, że wiedzą co do nich mówimy, ale one mają to w dupie. - Skrzywił się.

- To dobrze. - Odparłem z tajemniczym uśmiechem.

Następne 2 godziny spędziliśmy na beztroskiej rozmowie. O godzinie 14 postanowiliśmy już wracać. Promienie słońca przebijały się przez gęste korony drzew, oświetlają ścieżkę, widok był bajeczny. Kiedy byliśmy już niedaleko domu, postanowiłem upewnić się czy niespodzianka dla Codyego jest gotowa, więc wysłałem sms-a do Bety. Od razu dostałem potwierdzenie, dlatego złapałem wampira za rękę, ciągnąc go w stronę naszego pokoju.
Wpuściłem chłopaka pierwszego.

- O mój Boże! - krzyczy ucieszony na widok ślicznego szczeniaczka rasy doberman.

- O mój Boże! - krzyczy ucieszony na widok ślicznego szczeniaczka rasy doberman

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Jest twój. - Uśmiechnąłem się do niego.

- Dziękuję! - Powiedział, a następnie pocałował mnie. - Jak go nazwiemy? - Spytał odrywając się odemenie.

- Ty coś wymyśl, ja jestem w tym kiepski. - Zaśmiałem się. (Ja też, moje psy mają na imię Borys i Bogdan xd)

- To może Demon.  - Powiedział po chwili zastanowienia.

- Mi pasuje. - Odpowiedziałem.

Reszta dnia minęła nam na zabawie z naszym nowym członkiem rodziny. Wiedziałem, że doberman będzie odpowiedni, ponieważ jeśli nie będzie mnie w pobliżu to właśnie Demon będzie bronił Codyego. Ten dzień był fantastyczny, zresztą każdy dzień z moim wampirkiem jest taki. Lecz niestety to co wydarzyło się wieczorem zepsuło humor wszystkim...
Była godzina 20.00 kiedy jedna z Omeg zapukała do moich drzwi, aby poinformować mnie, że ktoś czeka na mnie przed domem, a tym kimś był William, król wampirów i jednocześnie ojciec Codyego. W tym momencie została wypowiedziana wojna, która prędzej czy później miała nadejść. Mamy tydzień na przygotowanie się, na szczęście dzień przed nią jest pełnia, więc stado będzie mieć więcej siły, ale mimo to mam obawy. W końcu William, powiedział, że pierwszą ofiarą będzie jego syn, ale ja na to nie pozwolę.

------------
Dududum! Wracam do was z kolejnym rozdziałem, byłoby mi miło gdybyście napisali co myślicie o postaciach jakie się dotychczas pojawiły. Miłego dnia/nocy wszystkim!

Love is Love ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz