| 5 |

4.1K 147 34
                                    

– Co tu robisz? – spytałam na wstępie, gdy otworzyłam drzwi.

Bruneta twarz zdobił cwaniacki uśmiech. Zupełnie, jakby sytuacja była zwyczajna. Spędziliśmy ze sobą raz godzinę, a po jego zachowaniu zastanawiałam się, czy nie miałam amnezji. Nie mówiłam mu gdzie mieszkałam. Na pewno. Na sto procent.

– Śledziłeś mnie? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – Zasypałam go kolejnymi pytaniami, nie dając szansy odpowiedzenia na pierwsze.

Ewidentnie go śmieszyłam.

Opierał się nonszalancko o futrynę. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, gdy moja mowa ciała, a także mina pokazywała mu, że nie żartowałam. Wahałam się w podjęciu decyzji; zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i w razie czego bronić się patelnią, czy zachować gościnną postawę? Nie chciałam wyjść na niemiłą, a z drugiej strony wątpiłam, że byłam w stanie go czymś urazić. Raczej nie przejmował się praktycznie obcymi mu ludźmi. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.

– Bądź ponad to. – Zaśmiał się.

Wszedł do środka bez zaproszenia, a ja stałam dłuższą chwilę w drzwiach. Zmieszana jego słowami, potrzebowałam chwili, by uspokoić szybkie bicie serca. Zacisnęłam mocno powieki, kiedy przypadkowe wspomnienia przewijały się przez moją głowę. Nie chciałam teraz o tym myśleć.

Usłyszałam hałas dochodzący z salonu, więc zamknęłam drzwi i szybko tam poszłam. Starałam się myśleć o czymś przyjemnym, zważając zwłaszcza na to, że nie byłam sama. Nie chciałam, by zobaczył moje łzy.

Brunet schylił się, żeby podnieść pilot z podłogi. Patrzyłam na niego nadal nie rozumiejąc, co robił w moim domu. Rozejrzał się po salonie, nie zwracając na mnie uwagi. Miałam się odezwać, lecz zamilkłam zdziwiona, gdy zaczął przesuwać stolik pod ścianę.

– Tobie się przypadkiem coś nie pomyliło? – Oburzyłam się, wymachując ręką. Zignorował mnie, dalej robiąc swoje. – Isaac! – krzyknęłam, coraz bardziej się denerwując.

Westchnął ciężko, prostując się, po czym spojrzał na mnie unosząc jedną brew.

– Co?

– Co? – Powtórzyłam po nim z niedowierzaniem. – Ja ci powiem co. – Ominęłam kanapę, dlatego stałam jakieś dwa metry od niego. – Nie możesz przychodzić tu, jak do siebie i robić przemeblowanie! Co ty sobie myślisz? Wyjdź! – Wskazałam ręką na korytarz. Nie żartowałam. Musiał natychmiast się stąd ulotnić.

Nie wzruszyły go moje słowa. Sięgnął dłońmi do tylnych kieszeni swoich spodni i z obu wyjął jakieś pomięte papiery. Po chwili zorientowałam się, że to były nieumiejętnie złożone gazety.

– Trzymaj. – Podał mi dwie z nich, chociaż poprawniej zabrzmiałoby wcisnął do rąk. W każdym razie nie przyjmował sprzeciwu.

Rozprostował jedną, następnie drugą i trzecią. Rozłożył je na podłodze, podczas gdy ja stałam, jak słup soli. Klękał na kolanach przy makulaturze. Poprawiał ich ułożenie, bo wciąż mu coś nie pasowało. Potrząsnęłam głową, wyrywając się ze zdumienia. Postanowiłam wykorzystać zapał do pracy chłopaka, dlatego również rozłożyłam na podłodze gazety, które ze sobą przyniósł.

Zastanawiał się nad czymś, właściwie tracąc kolejny raz czas, bo za pół godziny musiałam wychodzić do szkoły.

– Wszystkie są tych samych rozmiarów – powiedziałam.

Odwrócił głowę w moją stronę, by posłać litościwe spojrzenie.

– To mnie oświeciłaś.

SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz