| 3 |

4.1K 171 50
                                    

Myles wparował do mojego pokoju bez pukania. Właściwie nigdy się z tym nie trudził. Dokładnie, jak reszta domowników. Usiadł na łóżku, więc na obrotowym krześle zwróciłam się w jego stronę.

– Co tam? – spytałam, przywierając plecami do skórzanego oparcia.

Miałam dosyć matematyki, to właśnie ona była największym złem świata. Nawet w piątkowy wieczór rodzicielka nakazała mi rozwiązywać równania, w których liczby ułożyła chyba totalnie przypadkowo, gdyż nic nie miało najmniejszego sensu. Przynajmniej dla mnie.

Westchnęłam ciężko.

– O co poszło z mamą? – zapytał, biorąc na kolana poduszkę leżącą obok niego.

– To co zawsze – odparłam, naprawdę już tym zmęczona. – Masz się uczyć, nie lataj za chłopakami, siedź w domu, mów mi o wszystkim, rób co ci karzę. – Przedrzeźniłam głos rodzicielki. – Bla, bla, bla – wymamrotałam.

Nudziły mnie już rozmowy o tym ''o co znowu pokłóciłaś się z mamą''. Zawsze naciskała, gdy chodziło o naukę, lecz od strasznego zdarzenia w marcu zaczęła przesadzać. Za wszelką cenę robiła ze mnie wzorową uczennicę. Traciłam siłę na mierzenie się z jej egocentrycznym zachowaniem. Nie pozwalała mi rozwijać się w łyżwiarstwie, chociaż wiedziała, jakie to dla mnie ważne. Miałam łzy w oczach, kiedy otwarcie cieszyła się z mojego wypadku, bo ''przynajmniej będziesz miała czas na naukę". To nie jest wsparcie, ani mama, którą miałam jeszcze pół roku temu.

Każdy z nas cierpiał na własny sposób. To zrozumiałe. Również miałam dni, w których nie liczyłam się z innymi. Sprawiałam im przykrość, bo nie radziłam sobie z bolesnym uczuciem w środku. Miałam wrażenie, że mnie rozerwie na strzępy, jeśli natychmiast się go nie pozbędę. Tak rodziła się we mnie złość, która miała nade mną kontrolę. Z biegiem czasu dotarło do mnie, jak niesprawiedliwie postępowałam wobec innych. Nie miałam prawa kogoś ranić, bo łzy lały mi się z oczu, a serce łamało, gdy wspomnienia do mnie powracały. Musiałam sobie radzić inaczej. Wtedy pokochałam łyżwiarstwo figurowe.

Mama do dnia dzisiejszego deptała uczucia ludzi, nawet nasze - własnej rodziny. Wyładowywała swój gniew w domu. Cokolwiek się działo wina spadała na nas, jakbyśmy byli winni całego zła na świecie. Obawiałam się jej reakcji, gdybym powiedziała jej, co według mnie powinna zrobić. Z drugiej strony zdawało mi się, że musieliśmy chwycić się ostatniej deski ratunku.

– Mama potrzebuje psychologa. – Słowa same ze mnie wyszły. Momentalnie otworzyłam szeroko oczy, gdy zrozumiałam, co powiedziałam. W tej samej chwili się zrelaksowałam. Wreszcie to powiedziałam. Ciężar spadł mi z ramion, gdy wreszcie ktoś znał moją myśl.

Myles patrzył na mnie otępiały. Wyglądał, jakby czekał na mój wybuch śmiechu i okrzyk ,,Ale się nabrałeś!''. Wstał z mojego łóżka, a poduszka, którą miał na nogach spadła na podłogę. Patrzyłam na niego zdziwiona. Podszedł do drzwi, aby je zamknąć, po czym odwrócił się do mnie z bladą twarzą.

– W domu będziemy mięli trzecią wojnę światową, jeśli mama dowie się, co powiedziałaś! – zawołał niemal szeptem. Przeczesał nerwowo włosy, nabierając do płuc dużo powietrza. Wypuścił je powoli, co pozwoliło mu się odprężyć.

– Mam już tego dosyć. – Wstałam z fotela i podeszłam do okna, żeby usiąść na parapecie. – Traktuje nas, jak śmieci. Jakieś popychadła! – Zacisnęłam dłonie w pięści. Zagryzłam wnętrze policzka, aby się nie rozpłakać. – Albo się zmieni albo się stąd wyniesie.

Spojrzałam pewnym siebie wzrokiem na brata. Oszołomiony kręcił przecząco głową. Doskonale wiedział, że miałam rację, ale bronił się przed tym. Zupełnie, jakby mama namieszała mu w głowie.

SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz