| 19 |

2K 84 16
                                    

– Zjemy na mieście – zaprotestowała Carly, kiedy Myles oznajmił, że był głodny.

Byłam jej wdzięczna, że usiłowała za wszelką cenę wyciągnąć mojego brata z domu. Stawiał opór i składał różne propozycje, byle tylko nigdzie nie wychodzić.

– Nie, Carly, zjemy w domu – oburzył się Myles, co trochę nas zadziwiło, bo zawsze mając wybór, bez zastanowienia decydował się na McDonald's albo KFC.

Obserwowałam rozwój ich sprzeczki z kanapy w salonie. Wychylałam się dyskretnie, żeby ich widzieć. Nawet przyciszyłam dźwięk w telewizorze.

Stali w korytarzu na przeciw siebie, mierząc się wzrokiem z niezadowoleniem. Wyglądało to dosyć zabawnie.

– Nie, Myles. – Carly naśladowała jego nadąsanie. – Nie będziemy kolejny weekend siedzieć w domu – podała całkiem sensowny argument.

Pokazałam jej kcika w górę, uśmiechając się przyjaźnie.

– W tamtą sobotę był bal, nie siedzieliśmy w domu – burknął brat, krzyżują ręce na klatce piersiowej i oparł się plecami o drzwi prowadzące do łazienki.

– Za to w niedzielę siedzieliśmy cały dzień u mnie i oglądaliśmy filmy – odparła dziewczyna, powoli denerwując się protestami Mylesa.

Brat ciężko westchnął i potarł twarz dłońmi. Spojrzał na swoją dziewczynę z litością, ale Carly się nie ugieła.

– Czekam w samochodzie, masz przyjść za minutę – rzekła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z domu.

Myles popatrzył na drzwi wyjściowe, a kpiący uśmiech wpłyną na jego twarz.

– Samochód jest zamknięty – wymamrotał pod nosem.

Zaśmiałam się, czym zwróciłam na siebie jego uwagę. Odkręcił głowę w moją stronę, wciąż leniwie się podpierając, jakby nawet zwykłe stanie sprawiało mu kłopot tego dnia. Jego zmarnowany wyraz twarzy sprawiał, że chciało mi się śmiać. To z mojej winy Carly na niego naciskała, ale nie miałam w sobie ani grama współczucia co do tego.

Posłałam mu lekki uśmiech, kiedy wciąż patrzył na mnie pochmurnie. Bez przesady, nie stało się nic okropnego. Carly chciła tylko spędzić aktywnie wolny czas.

– Na co czekasz? – zapytałam, unosząc brwi.

Chciałam, żeby już wyszedł. Czy nie powinien się martwić o swoją wkurzą dziewczynę czekającą na zewnątrz lub inne bzdury w związkach?

Myles jęknął, jakby coś go bolało. Może i to był rzeczywiście pewnego rodzaju ból, spowodowany myślą, że miał szwędać się po mieście. Pogoda nie była brzydka, dlatego mógł wziąć to pod uwagę i z radością się ulotnić. Niestety argumenty takie, jak słoneczny dzień, nigdy nie były czymś, co chciało się wykorzystać. Praktycznie non stop mieliśmy cudowną pogodę, jak na Miami przystało.

– Igrasz z ogniem – rzuciłam, chcąc go jakoś zmotywować, żeby wreszcie wyszedł.

Myles wzruszył ramioanmi i stanął już o własnych nogach, bez podpierania się się o drzwi.

– Jezu, byle nie zakupy – wymamrotał i zaczął zakładać swoje buty. Zatrzymał na mnie swój wzrok, kiedy był już gotowy do wyjścia. – A może ty z nią pójdziesz? – zapytał z nadzieją, na co pokręciłam przecząco głową. – Dawno razem nie wychodziłyście nigdzie – nalegał.

– Wypad, Myles – powiedziałam stanowczo.

– Nie lubie cię już – burknał pod nosem, otwierając drzwi.

SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz