— Wznieś się... — wyszeptał, obserwując oddalającą się postać.
Białe, japońskie symbole, zamknięte w okręgu tego samego koloru. Takie wyszycie widniało na plecach dziewczyny, która pospiesznie uciekła w sobie znanym kierunku. Chociaż obraz lekko mu się zamazywał, kontrast z czarną kurtką pozwolił mu to dostrzec. Kiedy po drugiej stronie ulicy zderzyła się z Yoongim, Jimin drgnął. Przez chwilę chciał tam podbiec i ją zatrzymać. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że wydawała mu się w jakiś sposób znajoma. Wpasowana w szablon znajomej postaci.
— Chim! W końcu cię znalazłem!
No tak, Suga. Domyślał się, że Min prędzej czy później ruszy na jego poszukiwania. Popatrzył na starszego przyjaciela, który wyciągnął zza ucha papierosa i wcisnął go między wargi, gdy tylko do niego podszedł. Płomień benzynowej zapalniczki rozświetlił na krótki moment ich twarze.
— Mówiłem ci ostatnio, że Jin świruje — wymamrotał Yoongi, zaciągając się dymem. — A ty tak uparcie twierdziłeś, że przesadzam.
Park przyjrzał mu się z uwagą, a po chwili lekko skrzywił. Przez tę dziwną sytuację zdążył na moment zapomnieć o starciu z Seokjinem. Min jednak sprowadził go prędko na ziemię.
— Jeżeli już się nachodziłeś, to wracajmy do apartamentu. Straciłem godzinę swojego cennego życia, na szukanie cię. — Raper wsunął zapalniczkę do kieszeni skórzanej kurtki i westchnął, spoglądając zmęczonymi oczyma na Jimina. — Chciałbym położyć się do łóżka.
Młodszy zdjął kaptur z głowy i zaczesał do tyłu jasne włosy. Wysunął z ust koniuszek języka, mrużąc przy tym w zastanowieniu oczy. Nadal wpatrywał się w róg ulicy, na którym ostatni raz widział uciekinierkę. Czuł w środku coś dziwnego. Jakby z głębi umysłu ktoś głośno wołał jego imię i kazał mu pomyśleć.
Kiedy zbliżał się do szklanych drzwi, już zza nich dostrzegał zarys drobnego ciała, stojącego tyłem do wejścia. Wyszedł z budynku, z zamiarem wyminięcia dziewczyny, jednak w oczy rzucił mu się ten podejrzany typ, stojący pod ścianą. Obserwował ją jak wygłodniałe zwierzę, natomiast jego ofiara aż drżała, pod naporem tego wzroku.
Jimin nigdy nie potrafił obojętnie przejść obok krzywdy innych ludzi, nawet, jeżeli zagrożenie stawało się jawne również dla niego. Tae często powtarzał mu, że ma dziwne skłonności do narażania siebie, nawet gdy to było zupełnie niepotrzebne. Długi czas widniał w telefonie V pod pseudonimem Altruista-idiota.
— Jiminnie... — Leniwe westchnienie Mina wyrwało go z chaotycznych myśli. — Zaczyna padać. Wracajmy, proszę cię.
Chłopak ruszył posłusznie za hyungiem, naciągając na dłonie rękawy bluzy. Zacisnął zęby, równając z nim krok i zaczął dumać nad tym, że głupio postąpił wychodząc bez kurtki. Wrześniowe noce były przecież już całkiem chłodne.
— Yoongi — mruknął, kiedy siąpiący z nieba deszcz powoli nabierał na sile. — Wiesz, w końcu mamy okazję pobyć chwilę sami.
Min zatrzymał się gwałtownie i popatrzył krytycznie na Parka. Ten dopiero po chwili zreflektował się o dwuznaczności jego słów.
— Chodzi mi o to, że chciałem z tobą pogadać! — jęknął pretensjonalnie.
— Mam nadzieję, że nie o kwiatkach i pszczółkach.
— Nie — zaśmiał się, poprawiając kaptur. — Chodzi mi głównie o ciebie.
— Ach, Chim, mówiłem ci, żebyś zostawił ten temat w spokoju.
— Dlaczego tak się denerwujesz, kiedy się o ciebie martwimy? — Tym razem to Jimin przystanął na mokrej, chodnikowej płycie, pokrytej pęknięciami z których wyrastała kępka trawy. Zaczął ją maltretować czubkiem buta. — Nie rozumiem tego.
![](https://img.wattpad.com/cover/130032988-288-k571769.jpg)
CZYTASZ
◦ Usidlona ◦ [bts]
Fanfic❞ Jeżeli nie masz odwagi się zmienić, to zatrzymaj się tu i teraz. Fukuoka Ise, chcąc ratować resztki swojej godności i chęci do życia, postanawia uciec z rodzinnej Jokohamy. Jej droga kończy się w Seulu, gdzie z pomocą najlepszego przyjaciela - Kim...