Trwała w bezruchu na kanapie, pod ostrzałem sześciu par oczu, niekoniecznie wiedząc, co ze sobą zrobić. Rozsierdzony Jin z całych sił próbował nie wybuchnąć, RM milczał, a Hoseok starał się żartować, gdy pozostali w tym czasie udawali, że w ogóle nie istnieją. Otaczały ich wyłącznie dźwięki krzątających się na kuchni ludzi, innych gości i zgiełk miasta, dostający się przez uchylone okna. Zapach świeżo mielonej kawy okazał się na tyle kuszący, że kelner musiał dostarczyć do ich stolika siedem zamówień.
Koniec września był ciepły. Przenikające przez szyby promienie słoneczne, grzały nieznośnie dziewczęcy kark, który co jakiś czas nerwowo pocierała, gdy nastała naprawdę niewygodna cisza. Wcześniej z rozbawieniem obserwowała, jak trójka przybyłych maknae otrzymywała od Namjoona reprymendę, bo podobno ten zakazał im wyjścia z apartamentu.
— Mówiłem wam, żebyście zostawili tę sprawę najbardziej kompetentnej osobie w naszym gronie — wymamrotał Hoseok, zakrywając złożonymi dłońmi usta i nos. — Bezmyślni jesteście.
Fukuoka skupiła wzrok na liderze, kiedy młodsi spuścili głowy. Był wysokim chłopakiem o dostojnej i łagodnej twarzy, którą bardzo często zdobił niezwykle przyjazny i ciepły uśmiech. Kiedy kąciki jego pełnych ust sunęły w górę, tuż obok nich pojawiały się chyba najbardziej urokliwe dołeczki, jakie kiedykolwiek miała szansę widzieć. Wszystko to stwarzało obraz przesympatycznego chłopaka; inteligentnego, odważnego i odpowiedzialnego, jak to nie raz Jin zaznaczał w swoich opowieściach.
Problem tkwił jednak w oczach RM'a. Choć z daleka każdy śmiało mógł powiedzieć, że tryskają one niebywała radością i żywotnością, z bliska wyglądało to zupełnie inaczej. Za sztuczną mgiełką pozorów kryło się niewyobrażalnie puste spojrzenie, pozbawione jakichkolwiek emocji. Fukuoka po raz pierwszy widziała, by ktoś nosił maskę w tak doskonały sposób.
— Hej! Nie przyglądaj mu się tak intensywnie — bąknął w końcu Jin, przerywając niemalże martwą ciszę. Zasłonił twarz Namjoona menu, leżącym na stoliku. — Jeszcze pomyślę, że się w nim zakochałaś.
Ise podniosła brew, posyłając mu przy okazji zblazowane spojrzenie, a w tym samym momencie wszystkie rzeczy, znajdujące się na blacie, podskoczyły od uderzenia w jego spód. Dziewczyna w ostatniej chwili chwyciła filiżankę z upitym cappuccino i omiotła towarzyszy wystraszonym spojrzeniem, które ostatecznie — zupełnie jak reszta — utkwiła w Taehyungu i Jiminie, siedzących po jej prawej stronie. V był czerwony, jakby z całych sił starał się powstrzymać kichnięcie, natomiast groźny wzrok Parka, utkwiony w Tae, wywołał u Fukuoki zimny dreszcz.
— Co wy wyprawiacie? — bąknął Seokjin, patrząc krytycznie na tę dwójkę.
Jeongguk zasłonił usta pięścią, tłumiąc chichot, a Jimin rzucił jedynie szorstkie nic, odwracając wzrok.
Ise, gdy tylko nikt nie patrzył, przesuwała się co chwilę o kilka milimetrów w lewo, by jak najbardziej odsunąć się od Parka. Wystarczająco dziwnym było to, jak Tae zaczął się z nim szarpać na moment przed zajęciem miejsc, a potem siłą posadził przyjaciela obok dziewczyny.
— Dowiem się w końcu po co to zebranie? — zapytała niepewnie. Właściwie to była wystraszona. Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo pożerał ją stres. Nieustannie obserwowała otoczenie, mając wrażenie, że już wszyscy wiedzą, z kim tam siedziała. Na szczęście gośćmi byli głównie starsi ludzie, którzy nic nie robili sobie z ich obecności. — Za godzinę zaczynam pracę i...
— Nie zajmiemy ci wiele czasu. — Lider uśmiechnął się delikatnie. — Chcielibyśmy jeszcze raz poruszyć z tobą temat nawiązania współpracy.
Ise zacisnęła w dłoni serwetkę, nie zmieniając wyrazu twarzy. Była pewna, że umyślnie wybrali do tej pogadanki Namjoona — wyglądał na opanowanego i takiego, który doskonale wiedział czym jest perswazja i jak rozegrać takie rozmowy na swoją korzyść.
CZYTASZ
◦ Usidlona ◦ [bts]
Fanfic❞ Jeżeli nie masz odwagi się zmienić, to zatrzymaj się tu i teraz. Fukuoka Ise, chcąc ratować resztki swojej godności i chęci do życia, postanawia uciec z rodzinnej Jokohamy. Jej droga kończy się w Seulu, gdzie z pomocą najlepszego przyjaciela - Kim...