Rozdział 1

16.5K 682 103
                                    

- Pośpiesz się, Cassie! - że snu wyrwał mnie krzyk matki. Półświadoma podniosłam się z łóżka i rozprostowałam sztywne kości. Przetarłam zmęczone oczy i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Długie, kasztanowe włosy, nawet duże malinowe usta i zwykłe niebieskie oczy. Kilka piegów na twarzy nie robi różnicy, bo i tak wyglądam zwyczajnie.
Ubrałam ceremonialną szatę, którą każdy musiał mieć na sobie w dniu losowania.  Nie wyglądała jakoś specjalnie. Jasny żółty kolor idealnie pomagał wpasować się w tłum. Zawiązałam czarny pas wokół bioder i rozczesałam włosy.

Zeszłam na dół, do swojej już i tak poddenerwowanej rodziny. Zawsze, jak co roku od moich narodzin,  denerwują się w dniu losowania. Ja jednak nie czuję strachu. Szansę żeby wybrali mnie są jak jeden na milion.
Spojrzałam na moją młodszą siostrę. Swoje jasne blond włosy spięła w wysoki kucyk. Mimo, że miała dopiero 11 lat, musiała także brać udział w losowaniu.Tata teraz pewnie siedziałby przy stole i pił kawę. Mama krzątała się po kuchni jeszcze szybciej niż zazwyczaj.
Tylko ja i siostra zachowywałyśmy się normalnie.
- Anne, zakładaj buty. - powiedziała mama, a siostra z niesmakiem na twarzy wykonała jej polecenie.
- Na co czekasz, Cassie?! - tym razem prawie krzyczała.
- No już dobra, dobra ... - wyrzuciłam ręce w górę i zaczęłam zakładać swoje niebieskie tenisówki.

Wyszliśmy z domu o godzinie 11. Na miejscu musimy być o 11:30.
Słońce grzało swoimi promieniami, a na niebie nie było ani jednej chmurki.
Patrzyłam na tych wszystkich ludzi na ulicy. Na ich szaty, takie jak moja. Na ich zdenerwowane i przepełnione strachem oczy, takie jak moich rodziców. Niektórzy płakali, inni próbowali ukryć się w domu, czy w innych miejscach, ale straż dokładnie przeszukiwała każde kryjówki. Każdy musiał być na dziedzińcu, z wyjątkiem dzieci poniżej 10 roku życia i ludzi powyżej 40 roku życia.

Daleko w oddali zaczęły pojawiać się pierwsze budynki władzy. Łatwo było je odróżnić. Jedyne białe i nienagannie piękne budynki w mieście.
Poczułam rękę siostry w swojej. Zaplotłam nasze palce, dodając jej otuchy. Wiedziałam, że jest wystraszona. To jej pierwsze losowanie.

Strażnicy przy wejściu głównym sprawdzili nasze dowody i przepuścili nas dalej, karząc ustawić się w rzędzie za innymi na placu.
Wokół panował gwar i tłok. Wszędzie poddenerwowane głosy i przestraszone spojrzenia.

- Cisza! - rozległ się donośny głos władcy miasta.
Jak na zawołanie każdy umilkł w dwie sekundy.
Poczułam jak Tata przyciąga nas do siebie, jakby chciał nas chronić przed całym światem.
- Jak co roku zebraliśmy się tu wszyscy, aby wybrać trójkę odważnych poprzez losowanie.

Odważnych... Tym słowem zastępują skazanych. Skazanych na śmierć.

Patrzyłam na wielki monitor za plecami władcy, na którym za chwilę miały pojawić się nazwiska wybranych.

- Adam Rent! - pierwsze nazwisko.
Każdy chwilę rozglądał się wokół szukając wzrokiem wybranego, ale nie musieli długo czekać. Straż już prowadziła go na "scenę" 
Krzyczał tak przerażająco, że wywoływał na mojej skórze ciarki.
Patrzyłam jak zakładali mu kajdanki na ręce. Czarne włosy opadły mu na czoło , a oczy świdrowały wszystko wokół. Rozpaczliwie rozglądał się wokół, szukając deski ratunku. Ale to tu tak nie  działa. Nikt mu nie pomoże.

Drugie nazwisko wyświetliło się na ekranie, a zaraz po tym rozległ się kolejny krzyk.
Straże wynieśli na scenę dziewczynę, może 14 - letnią na scenę. Trzęsła się tak mocno, jakby miała zaraz zemdleć.

- Czas na ostatniego odważnego! - znów rozległ się donośny głos władcy.

Teraz wszystko działało w zwolnionym tempie.
Na ekranie ukazało się nazwisko kolejnego skazańca. Słyszałam bicie swojego serca. Wszystko inne przestało wydawać dźwięki. Spojrzałam w rozszerzone oczy Anne. Stałą nierucho i patrzyła na ekran.
Strach zaczął dławić mnie od środka, gdy strażnicy szli w naszą stronę.
Płacz mamy i jej krzyki zlały się w jedno, gdy Anne wynieśli na scenę.

Patrzyłam na nazwisko na ekranie.
Anne Shartz.

Słyszałam swoje imię, gdy biegłam w stronę sceny. Widziałam rękę strażnika, która próbowała mnie złapać. Przedarłam się na scenę.  W tej chwili nie wiedziałam co robię. Chciałam po prostu chronić Anne.
- Nie! - krzyknęłam,  stając na środku sceny.
Każdy umilkł, wszyscy skupili się na mnie.
- Ja... - zaczęłam. - Wybierzcie mnie, zamiast niej. - tym razem mówiłam niepewnie, ledwo słyszalnie.

Władca przez chwilę świdrował mnie wzrokiem i drapał się po siwej głowie, jakby nad czymś usilnie myślał.

- Odprowadźcie ją spowrotem do rodziny. - wskazał na moją siostrę.

Anne posłała mi ostatnie spojrzenie, zanim zniknęła w tłumie.

- Gratuluję, właśnie skazałaś się na zgubę. - warknął stojący obok mnie chłopak, Adam.

Próbowałam zignorować jego słowa, ale miał rację.  Właśnie skazałam się na śmierć. 

- Wybrańcy! - tym razem władca zwrócił się bezpośrednio do nas. - Macie ostatnią szansę na pożegnanie się z rodziną. Wkrótce będziecie mogli się z nimi spotkać.

Po tych słowach strażnicy wyprowadzili nas ze sceny i zaczęli ciągnąć do jakiegoś ogromnego budynku. Tłum rozstępował się przed nami i patrzył na nas ze szczerym współczuciem w oczach. Niektórzy wyciągali do nas rece, aby ostatni raz nas dotknąć.
- Będziemy się za Was modlić. - powiedziała jakaś kobieta.

Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia, nic tu nie było prócz czterech ścian.

Chwilę po nas wprowadzono nasze rodziny.
Mama pierwsza wbiegła przez drewniane drzwi. Porwała mnie w tak mocny uścisk, jak nigdy.
Czułam, jak moczy moją szatę.

- Nie płacz, mamo. - szepnęłam.

Musiałam być silna, żeby pokazać im, że wróćę, choć wiedziałam, że to ostatnie nasze chwile.

- Cassie, czemu to zrobiłaś?!  - krzyk Anne przeszył mnie do szpiku kości.
Wiedziałam, że jest jej ciężko pogodzić się z tą wiadomością, że jej starsza siostra umrze.

Zamiast odpowiedzieć, po prostu ją przytuliłam.

- Koniec spotkania, wychodzić! - jeden ze strażników szarpnął moją mamę za ramię, gdy nie chciała mnie puścić.

Patrzyłam na ich oddalające się sylwetki. Starłam łzy z twarzy i spojrzałam na resztę wybranych.
Dziewczynka płakała przeraźliwie, chłopak to samo.
Odwróciłam od nich wzrok, gdy poczułam gulę w gardle.

- Jutro zostaniecie przewiezieni do lasu. Do tego czasu zostaniecie tutaj. - powiedział jeden ze strażników.

Rozejrzałam się  jeszcze raz po pomieszczeniu. Czarne, brudne  ściany skutecznie nadawały mroczny klimat pomieszczeniu. 
Niepewnie usiadłam w kącie pokoju i oparłam głowę o kolana.
Wszystkie szczegóły zaczęły dopiero do mnie docierać.
Więc tak skończę...

Skazana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz