Wyszedł z pokoju, zostawiając za sobą całą swoją złość. Nie mam pojęcia, czy chciał zrobić to ze mną. Na samą myśl czuję dreszcze. Nadal chlipiąc pod nosem ruszyłam wolnym, cichym krokiem w stronę drzwi. Pociągnęłam za klamkę czując stawiający przez drzwi opór. Czego mogłam się spodziewać. Zamknął mnie. Ptaszek w klatce...
Z westchnięciem opadłam na łóżko i spojrzałam w okno. Blask księżyca przedzierał się przez szybę, dając lekką poświatę na łóżko.
Niepewnie ułożyłam się na posłaniu i wtedy poczułam jak bardzo chce mi się spać.
Nie spałam w łóżku od jakiegoś prawie tygodnia. Większość nocy spędziłam na drzewie przez ten czas. Tęskniłam za moim twardym, zimnym łóżkiem w domu. Tęskniłam za ciepłem siostry i jej cichym pochrapywaniem leżącej tuż obok.
Ale te łóżko było jego przeciwieństwem. Było miękkie, ciepłe i pachniało lasem.
Ostatnim co słyszałam przed zamknięciem oczu, było głośne wycie wilka.Pov.Anne:
Cassie zawsze powtarzała mi, że na świecie nie ma już sprawiedliwości. Nie brałam jej słów na poważnie, dopóki nie wysłano ją do lasu śmierci. Jestem zła na nią, że tak się dla mnie poświęciła. Dobrze wiem, że nie przeżyłabym w lesie nawet jednego dnia, ale i tak nie chcę, żeby tak dla mnie się poświęcała.
Ale nadal na nią czekam. Wiem, że wróci. Obiecała.Oparłam łokcie o zimny parapet. Na niebie miliony gwiazd tworzyły różne wzory. Zawsze lubiłam układać z nich różne kształty. Ja je układałam, a Cassie je nazywała. Dwa miesiące temu były moje urodziny. Dostałam od mamy i siostry cienki zeszyt wraz z ołówkiem. Płakałam ze szczęścia, wiem że takie rzeczy są bardzo drogie i ile poświęceń to ich kosztowało. Zapisałam w nim już cztery strony. Znajdują się w nim szkice utworzonych przeze mnie wzorów z gwiazd i ich nazwy. Odkąd nie ma Cassie, zeszyt leży nietknięty.
Oparłam czoło o lodowatą szybę. Płatki śniegu uderzały o jej powierzchnię Pogoda tu jest bardzo zmienna. W czasie lata może nawet padać śnieg i temperatura może spaść poniżej zera. Pamiętam, jak w tamtym roku, w zimę było tak gorąco, że ludzie chodzili w krótkich spodenkach. Wyszłam wtedy razem z Cassie do miasta i tam spotkaliśmy mężczyznę, który potrafił żonglować!
- Anne... - zamknęłam oczy przypominając sobie jej głos. Tak bardzo mi jej brakuje.
- Anne... - gwałtownie podniosłam głowę. Tym razem mi się nie wydawało. Wstałam szybko, przewracając przy tym krzesło, na którym siedziałam i wybiegłam przed dom.
Zimno wsiąkało w moje bose stopy, a płatki śniegu delikatnie otulały mnie swoją białą, mroźną pierzyną. Choć nie zwracałam na to uwagi, czułam to doskonale.
- Cassie! - zawołałam, a mój krzyk wypełnił całą ciemność wokół mnie.
Nigdzie jej nie było. Mogłabym przysięgać, że słyszałam jak mnie woła.
Na dygoczących nogach podeszłam do skraju lasu znajdującym się przed naszym domem.
Miałam wrażenie, że Cassie jest w jego głębi. Potrzebuje mnie. Czuję, jak wysyła w moją stronę słowa proszące o pomoc.
Zrobiłam kolejne parę kroków w jego stronę. Gdyby nie gwiazdy i księżyc, nie widziałbym zupełnie nic. Ledwo odróżniałm pnie drzew.
- Anne! - głos mamy mnie zatrzymał. Odwróciłam się w jej stronę. Stała w progu drzwi i patrzyła na mnie rozbieganym wzrokiem. Była ubrana w białą koszulę nocną. Wyglądała, jakby miała zaraz zejść na zawał. Krótkie włosy sterczały jej na wszystkie strony.
Niepewnie zawróciłam do domu. Gdy byłam coraz bliżej mamy, czułam jeszcze bardziej obecność Cassie w lesie. Tak bardzo chciałam zawrócić.
- Mamo... - szepnęłam, po czym wtuliłam twarz w jej brzuch. Była taka ciepła...
- Mamo? - odepchnęła mnie mocno, tak że prawie Upadłam. Spojrzałam w jej oczy. Już nie były tak żywe, jak kiedyś.
Nagle otworzyła szeroko usta, zrobiła parę kroków w tył i zaraz zatrzasnęła drzwi przed moją twarzą.
Poczułam, jak moja twarz robi się coraz bardziej mokra. Łzy zasłoniły mi widoczność. Nie wiedząc, co innego mogłabym zrobić, weszłam spowrotem do środka.
Znów usiadłam przed oknem, wyobrażając sobie przy tym, że obok mnie siedzi Cassie.
Podciągnęłam lodowate nogi do klatki piersiowej. Dwudniowy głód zaspokajałam piciem wody, choć mało to pomagało. Jutro muszę udać się do miasta. Nie mam pieniędzy, ale chęć pożywienia popchnie mnie do zrobienia wszystkiego, aby zdobyć jedzenie.
Nie mam pojęcia jak Cassie dawała radę nas wyżywić. Po śmierci taty wszystkie obowiązki spadły na nią, a ja czułam wielki smutek. Zawsze chciałam jej jakoś pomóc, choć nie umiałam polować.
Pamiętam, jak rok temu wzięłam jej łuk bez pytania i pobiegłam prosto do lasu. Schowałam się za powalonym drzewem. Moim celem była wiewiórka. Uklękłam na jeden kolanie, zrobiłam to co Cassie, czyli napięłam cięciwę i puściłam strzałę. Nadal nie wiem, czemu nie trafiłam. Przecież zrobiłam dokładnie to samo, co ona. Wiewiórka uciekła ze swojego miejsca, a gdy wstawiłam, z drzewa spadło na mnie coś małego i podrapało moją całą twarz. Okazało się, że wiewiórka miała przyjaciół. Do dziś mam bliznę na prawym policzku.Weszłam do zimnego łóżka, wyobrażając sobie ciepło ciała Cassie obok mnie.
Pov. Mary (matka Cassie):
Po wczorajszym incydencie z Anne nie mogłam spać przez całą noc. Nie miałam pojęcia, że chciała mnie zostawić. Najpierw Ben, potem Cassie, a teraz Anne?
Zacisnęłam dłonie w pięści. To wszystko to moja wina. Gdybym nie wysłała Ben'a na polowanie pewnie nadal by żył. Gdybym chroniła Cassie, nie walczyłaby teraz o swoje życie w lesie śmierci. Gdybym lepiej pilnowała Anne, nie chciałaby uciec z domu.
Pewnie już gdzieś wyszła. Znając Anne nie zostawi tego tak łatwo. Ostatni raz widziałam ją z rana, jak biegła przez podwórko w stronę miasta. Gdybym była dobrą matką pewnie poszłabym za nią, chcąc ją zatrzymać. Powinnam martwić się, czy nic jej się nie stanie. Czy wróci do domu cała i zdrowa.
Jednak nie obchodzi mnie już nic. Po prostu chciałabym, aby wszystko byłoby jak dawniej.
Wzięłam już i tak ukurzoną szmatkę i zaczęłam wycierać zdjęcie męża. Tarłam coraz mocniej, a łzy prawie zasłoniły mi widoczność. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam zdjęciem i ścianę. Ramka pękła na pół, a kawałki szkła rozsypały się po podłodze. Dyszałam ciężko gdy na to patrzyłam. Złapałam za włosy i zaczęłam za nie ciągnąć śmiejąc się głośno.
Zaraz śmiech zamienił się w gorzki płacz. Niezdarnie usiadłam na podłodze.
- Dlaczego?! Boże, dlaczego?! - zachłystnęłam się powietrzem.
Gdyby Bóg istniał, nie zabrały mi męża, Cassie dalej byłaby w domu, a Anne przestałaby mnie unikać.
Zaczęłam zbierać odłamki szkła, nie patrząc na to, że z palców cieknie mi krew. Czułam się tak, jakbym próbowała zebrać swoją psychikę do kupy.
Znów spojrzałam w brązowe, prawie czarne oczy męża.
Widziałam w nich to, czego najbardziej potrzebowałam, a nikt nie mógł mi tego dać.
CZYTASZ
Skazana
WerewolfCo roku rozpoczyna się wielkie losowanie, w którym wybiera się trójkę ludzi, aby wysłać ich do lasu, z którego nie ma wyjścia. Do lasu, w którym największym przeciwnikiem są wilki. Cassie została wybrana i zmuszona do śmiertelnego pościgu o życie i...