- Gdzie mnie ciągniesz? Kim Ty jesteś? Czego chcesz? - krzyczałam zdzierając całe swoje gardło.
Zacisnął jeszcze bardziej swój stalowy uścisk na moim ramieniu. Co chwila zmieniał tempo poruszania. Praktycznie ciągnął mnie za sobą, lewa noga zdrętwiała mi tak mocno, że nie mogłam nią poruszyć.
Chciałam zrobić co kolwiek, aby się od niego uwolnić, ale jedyne na co miałam siłę, to płacz.- Już nie mogę... - wysapałam ciężko dysząc.
Upadłam na zdrowe kolano i zaczęłam jeszcze szybciej oddychać. Czułam tępy ból głowy, całe ciało miałam potłuczone i na dodatek jakiś obcy mężczyzna ciągnie mnie przez Las nie wiadomo gdzie.
Usłyszałam z jego strony ciche westchnięcie i zaraz poczułam jak unosi mnie w górę.Zapuszczaliśmy się jeszcze głębiej w Las, drzewa stawały się bardziej gęste, a gałęzie, trawy i inne rośliny ledwo dawały nam przejść.
Nie mogłam pohamować niekontrolowanych drgawek, wątpię żeby były spowodowane wychłodzeniem. Bałam się w ogóle na niego spojrzeć, po prostu zamknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić, ale przeszkadzał mi w tym jego wzrok, czułam jego spojrzenie na swoim ciele. Nawet nie wiem, czy choć przez chwilę spuścił mnie z oczu.
Poczułam nagłą zmianę dźwięków, wszystko stało się cichsze. Niepewnie otworzyłam oczy i tak jak się spodziewałam, napotkałam wzrok mojego porywacza. Jego tęczówki znów zaczęły połyskiwać fioletem, za to moje źrenice musiały wyglądać, jakby zaraz miały mi wypaść z orbit.
Spróbowałam ostatni raz, zebrałam swoje resztki sił i zamahnęłam się lewą ręką, trafiając prosto w jego szczękę. Jego głowa przekrzywiła się nieznacznie, ale poczułam, że jego uścisk zelżał. To była moja szansa. Wypchnęłam biodra w górę i po chwili leżałam na ziemi. Lekki ból ręki nie przeszkadzał mi w czołganiu się po ziemi. Szybkimi ruchami podciągałam się na rękach, aby znaleźć się jak najdalej od niego. Podtrzymując się pobliskiego drzewa, udało mi się stanąć na nogach. Dzięki małych odległościach między drzewami, mogłam się ich podtrzymywać, a to była szybsza forma ucieczki niż czołganie się. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo nie było. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, ale jedyne co znalazłam to mgłę i drzewa. Nie mogłam prawie nic zobaczyć. Szare kłęby mgły pochłaniały wszystko wokół.
Ciche warczenie rozległo się po mojej lewej stronie. Szybko odskoczyłam w bok, ani uniknąć ataku, który nie nadszedł.
Zmęczona oparłam się plecami o drzewo. Wlepiłam wzrok na coś błyszczącego przede mną.
Delikatne iskierki mieniły się fioletowym kolorem. Nagle coś wyskoczyło prosto z mgły w moją stronę. Wciągnęłam głośno powietrze, gdy coś ciężkiego przygniotło mnie do drzewa. Byłam uwięziona, z jednej strony przygniatał mnie też mężczyzna, a z drugiej kora drzewa wbijała mi się w plecy.
Chciałam go odepchnąć, złapał moje nadgarstki i przyszpilił je nad moją głową. Pochylił się tak, że jego twarz znalazła się zbyt blisko mojej. W tej ciemności tylko jego tęczówki były widoczne. Odwróciłam twarz, gdy swoim nosem dotknął mojego policzka. Cała drżałam ze strachu, nic nie szło po mojej myśli.Nagle odsunął się ode mnie, złapał za biodra i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Koniec tego. - odezwał się niskim, stanowczym głosem.
Znów szedł w nieznany mi kierunek.
Tym razem odpuściłam do końca.
Zrozumiałam, że to na nic. Jestem zbyt słaba, aby uciec. Jedyne co mi pozostało, to modlić się o szybką śmierć.Szliśmy bardzo długo, zdążyło zrobić się już jasno, a temperatura stała się o wiele wyższa.
Byłam tak zmęczona, że oczy same mi się zamykały. Straciłam poczucie czasu, ale skutecznie otrzeźwił mnie widok, który zastałam. Po prawej stronie rozbite było parę namiotów. Przy nich zostały ślady po ogniskach. Obok leżała też ogromna kupa drewna. Mężczyźni, którzy nas mijali patrzyli na nas dziwnym wzrokiem. Nie zdążyłam przyjrzeć się im dokładnie, bo zaczęliśmy wchodzić po drewnianych schodkach do małego, przytulnego domku z bali. Z zewnątrz wyglądał na bardzo ładny, choć nie pasował do otoczenia.
Otworzył frontowe drzwi, chciałam się rozejrzeć, ale z mojej perspektywy, przerzuconej przez ramię nie było to łatwe. Przeszliśmy jeszcze przez parę pomieszczeń, aż w końcu wniósł mnie do jakiegoś pokoju. Od razu rzucił mnie na łóżko. Zszokowana nagłą zmianą otoczenia, przez chwilę nie wiedziałam co zrobić. Odzyskałam trzeźwość myślenia, gdy znów ten sam mężczyzna pochylił się nade mną.
Szybko przeturlałam się na drugą stronę łóżka, aby uniknąć jego dotyku.
- Odsuń się! - warknęłam, gdy wyciągnął do mnie rękę.
Na szczęście stanął w jednym miejscu.
- Dasz mi wreszcie to wyjaśnić? Przy okazji opatrzę twoja ranę. Krew czuć na kilometr. - powiedział tak stanowczo, że przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Jedynie pokiwałam lekko głową.
- Jak zauważyłaś, potrafię zmieniać się w wilka. - znów pokiwałam głową, przywołując ten obraz.
- Gdy Cię spotykałem i spojrzałem w twoje oczy, zmieniły kolor na fioletowe, tak samo jak moje. - znów przypomniałam sobie ten obraz.
- Czyli, to znaczy, że jesteś moją mate. - tym razem nawet się uśmiechnął.
- Czekaj... Jakie mate? - zapytałam Zszokowana nową dawką informacji. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego słowa.
- Czyli moją wybranką. - znów się uśmiechnął.
- Taaak, jasne.... - znów zaczęłam się wycofywać.
- Czyli... Co? - zapytałam, gdy moje plecy dotknęły ściany, a on ciągle się zbliżał.
- Czyli, że jesteś moja. - odparł bez wahania.
- Ale w jakim sensie? - zaczęłam udawać głupią, aby powoli zbliżać się do drzwi. Tym razem sunęłam wzdłuż ściany.
- W takim, że Cię kocham. - poirytowany znów zrobi parę kroków w moją stronę.
- Nawet Cię nie znam. - od drzwi dzieliły mnie jakieś dwa metry. Przynajmniej zaczęłam odzyskiwać czucie w nodze.
Chyba po raz setny otworzył usta, nie wiedząc co powiedzieć. Zmarszczył brwi i spojrzał na Las za oknem.
To była moja szansa.
Najszybciej jak potrafiłam doszłam do drzwi i otworzyłam je z impetem, prawie wywalając się przy tym. Wybiegłam na korytarz, a następnie kierowałam się instynktem.
Na szczęście szybko znalazłam drzwi frontowe i wyleciałam z nich jak oparzona.
Na szczęście rana nie doskwierała mi za bardzo.
Mogłam biec prawie sprintem. Skierowałam swoje kroki w stronę lasu. Mężczyźni, których mijałam patrzyli na mnie zdziwieni, ale nie gonili mnie, na szczęście.
Coraz bardziej zapuszczałam się w głąb lasu, tym razem uważniej stąpałam po ziemi, nie mogłam powtórzyć tego samego błędu drugi raz. Ułatwiało mi w tym światło dnia. Teraz wszystko musi być inaczej.
Pokonałam może pół kilometra, a za swoimi plecami już słyszałam kroki i łamanie gałęzi.
Odwróciłam się do tyłu, jakieś dziesięć metrów za mną znajdował się ten sam mężczyzna.
Spanikowana zaczęłam biec jeszcze szybciej, ale dyszałam zbyt ciężko i czułam się, jakbym miała wypluć płuca.
Nie wiem kiedy zaczęłam zwalniać, ale dosłownie czułam jego oddech na karku.
Już przeskakiwałam nad powalonym drzewem, gdy coś złapało mnie w powietrzu i razem z moim ciałem wylądowało twardo na ziemi.
Cały upadek przeszedł na moje ciało. Przez chwilę nie mogłam oddychać, a zaraz po tym zaczęłam kaszleć. Mężczyzna przygniatał mnie do ziemi, jakby ważył tonę.
- Zejdź ze mnie! Pomocy!!! - zaczęłam krzyczeć.
Podniósł mnie z ziemi i postawił przed sobą, trzymając za ramiona.
Nie wiem kiedy dostałam potężny cios w policzek. Głowa pod wpływem siły uderzenia obróciła mi się lekko, a nogi same się pode mną ugięły. Tylko jego ręce nie dawały mi upaść.
Zaszlochałam cicho, chciałam potrzeć chociaż bolące miejsce, ale oczywiście nie mogłam się przez niego ruszyć.
Coś pociekło mi po brodzie i kapnęło parę razy na moje buty.
Nie chciałam być słaba, a jednak płakałam przed nim tak mocno, jak na pogrzebie ojca.
Opuściłam głowę, chcąc zasłonić swoją twarz.
Znów przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył w stronę obozu.
Prawie czułam bijący od niego gniew.Na moim profilu jest także druga książka "Anielska". Gdybyście mogli, przeczytajcie ją i powiedzcie, czy jest sens jej kontynuowania.
CZYTASZ
Skazana
WerewolfCo roku rozpoczyna się wielkie losowanie, w którym wybiera się trójkę ludzi, aby wysłać ich do lasu, z którego nie ma wyjścia. Do lasu, w którym największym przeciwnikiem są wilki. Cassie została wybrana i zmuszona do śmiertelnego pościgu o życie i...