Rozdział 2

11.5K 572 93
                                    

Otworzyłam szeroko oczy, gdy do moich uszu dobiegł jakiś hałas. Rozejrzałam się wokół. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, ale zdarzenia z poprzedniego dnia wróciły do mnie z podwójną siłą.

- Wstawać! - krzyczał co chwilę strażnik, a my posłusznie wstaliśmy ze swoich miejsc.

- Za chwilę pójdziemy do innego pokoju, tam wybierzecie swoje stroje bojowe. - powiedział gorączkowo inny strażnik.

Napięta atmosfera wisiała w powietrzu od naszej pobudki.

Posłusznie ruszyliśmy za strażnikiem. Ciemny korytarz oświetlała tylko jedna pochodnia.  Ruszyliśmy schodami w dół. W powietrzu czuć było wilgoć tego miejsca, a stopnie były śliskie tak bardzo, że dziewczyna idąca za mną prawie się wywróciła.

Wpuszczono nas do innego pomieszczenia, również mrocznego. Ściany brudne, tak samo jak podłoga. Promienie słońca wkradające się przez okno skutecznie oświetlały pokój.
Po prawej stronie na wieszakach wisiały jakieś stroje, a po lewej na półkach leżały różne rodzaje broni.

- Wybierajcie. - rozległ się głos strażnika.

Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie. Niepewnie ruszyłam w stronę ciuchów.
Przejechałam ręką po każdym materiale. W końcu wyciągnęłam czarne, skórzane jeansy i czarną, obcisłą bluzę. Wybrałam także pas z różnymi kieszeniami i skórzane rękawiczki bez  palców.
Szybko podeszłam do broni i bez wahania wyciągnęłam nóż myśliwski i łuk ze strzałami.

Odwróciłam się w stronę straży.
Wymownie spojrzałam na ciuchy, a oni jakby nigdy nic stali dalej w tym samym miejscu.

- Gdzie mam się przebrać? - westchnęłam.

- Tutaj. - odpowiedział bez wahania jeden ze strażników.

Poczerwieniałam na twarzy ze złości. Odwróciłam się do nich plecami i zaczęłam zdejmować swoje ubrania, nie zwracając uwagi na innych.
Szybko przebrałam się w swoje wybrane ciuchy, przewiesiłam łuk i strzały na plecy, a w pas włożyłam nóż.

Dziewczyna wybrała podobny strój do mnie i nóż. Adam zaś wybrał granatowe bojówki i czarną bluzę, a do tego miecz.
Odsunęłam się od nich na wypadek, gdyby coś im przyszło do głowy.

- Wychodzić. - usłyszeliśmy rozkaz.

-------

Wepchnęli nas na tyły jakiegoś pojazdu i ruszyliśmy w drogę. Nie mam pojęcia którędy jechaliśmy, ale wyboje na drodze dawały się nam we znaki.

W końcu po jakiś dwóch godzinach drogi wreszcie się zatrzymaliśmy. Dosłownie wypchnęli nas z ciężarówki.
Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam wokół. Byliśmy na skraju lasu. Jedyne co nas od niego odzielało, to wysokie ogrodzenie. Był tak gęsty, że pomiędzy drzewami nie było nic widać.

- Słuchać uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał! - krzyknął strażnik z czarną, gęstą brodą. - Zasady są proste. Kto przejdzie przez cały las, nie ginąc przy tym, wygrywa.

- Jak wielki jest Las? - zapytałam.

- 7 km szerokości i 18 km długości.

Po tych słowach zostaliśmy wepchnięci przez bramę do ciemnego lasu.
- I jeszcze jedno. - ciemnobrody mężczyzna stał po drugiej stronie ogrodzenia. - ogrodzenie jest pod napięciem. Podkopanie się pod nie także nie wchodzi w grę. Ogrodzenie ma 6 m wysokości i 4 m podkopany w dół.

Nie czekając na żaden sygnał ruszyłam sprintem w głąb lasu. Nie zwracałam uwagi na gałęzie i liście uderzające mnie w twarz. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
Nie wiem ile tak biegłam, ale gdy straciłam wszystkie swoje siły runęłam głową w dół. Niby wychowywałam się na wsi, ale moja kondycja była słaba.
Zauważyłam również, że jest już prawie ciemno. Słońce schowało się za horyzontem. Wokół też panowała nieprzenikniona cisza, nie licząc mojego głośnego oddechu, szumu wiatru i śpiewu świerszczy. Las był zbyt gęsty, żebym mogła co kolwiek zobaczyć po ciemku.
Jedyne co mam to łuk i Nóż, a temperatura spada. Nic dziwnego, jest wczesna wiosna, a ja umieram z zimna.
Nagle rozległo się wycie. Wycie tak przeraźliwe, że wszystkie ptaki z pobliskich drzew zerwały się ze swoich gniazd. Ja też Podniosłam się z miejsca, słysząc je tak blisko mnie.
Zaczęłam szukać wzrokiem jakiegoś schronienia, ale było zbyt ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć. Wyciągnęłam ręce szukając jakiegoś drzewa. Gdy dotknęłam kory, szybko zaczęłam się na nie wspinać.
Gdy uznałam, że jestem dość wysoko od ziemi, usiadłam na gałęzi.
Zdałam sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Nie zasnę na drzewie, bo mogę zlecieć, nie zasnę na ziemi, bo coś mnie zaatakuje.
Właśnie, coś.
Zaczęłam myśleć nad zwierzętami, które tak wyją. Jedyne co mi do tego opisu pasowało, to wilki.

-----
Słońce zaczęło wspinać się na niebo, oświetlając mi drogę.  To one poprowadzi mnie do rodziny.

Skazana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz