Rozdział 14

6K 406 27
                                    

Z dnia na dzień czułam,  że przywiązuję się do niego coraz bardziej. Z każdym dniem, godziną, minutą, sekundą poznaję jego dokładniej. Minęły już cztery  tygodnie odkąd tu jestem, a od ostatniego pocałunku ani razu nie zmienił się w wilka. Musiał się zorientować, że strasząć mnie jeszcze bardziej się od niego oddalam. Mimowolnie muszę przyznać,  że już nie jest taki okrutny jak wcześniej. Mogę powiedzieć,  że nawet go polubiłam. Jednak to nic nie zmienia, muszę uciec stąd jak najszybciej. Mam tylko nadzieję, że matka jest dostatecznie silna psychicznie jak i fizycznie , aby wyżywić moją młodszą siostrę.
Jednak nie mam pojęcia czego mogę spodziewać się po kobiecie, która umarła w środku wraz z śmiercią ojca.  Wiem, że było jej ciężko, ale mi było tak samo. To ja musiałam jako 12-letnia dziewczynka zadbać o wyżywienie rodziny, to ja musiałam wychowywać siostrę, a kochałam ojca tak samo jak matka. Połowę życia patrzyłam na matkę, która z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Nie chciałam żeby siostra to widziała,  a jednak tego nie dało się ukryć.  Moja matka była chora.

                      *     *     *     *     *

Pierwszy raz mogę wyjść sama na dwór. Pierwszy raz obdarzył mnie tak wielkim zaufaniem. Nie czekałam długo na zachętę, od razu wyskoczyłam przez frontowe drzwi i wystawiłam twarz ku promieniom słońca.  Przyjemne ciepło ogrzewało skórę mojej twarzy, a delikatny wiatr przeplatał moje wlosy. Chciałam rozłożyć ręce i udawać, że latam. Z wysiłkiem powstrzymałam się od tego planu.
Obkręciłam się wokół własnej osi, zachłannie chłonęłam każdy widok. Mężczyźni wokół mnie byli zajęci swoimi pracami, a szum drzew i śpiew ptaków sprawiał,  że to wszystko wyglądało jak z bajki.
Tak bardzo chciałam wykorzystać tą okazję, jednak wiedziałam że nie zrobię ani jednego kroku poza teren Logana. Wczoraj specjalnie ustawił straż przy granicy swojej ziemi, aby jak najbardziej utrudnić mi ucieczkę. Niestety, udało mu się.  Musze też przyznać,  że nadal nie mam planu ucieczki. Jak mam stąd uciec, skoro przez 4 tygodnie byłam pilnowana przez Logana, a teraz przy granicy ustawiona jest straż.
Tak szybko jak moja radość z wyjścia wyjścia na powietrze przyszła,  tak szybko minęła.  Nie miałam co ze sobą zrobić.  Każdy tu był czymś zajęty,  a ja stałam jak kołek.
W końcu wypatrzyłam wolne miejsce pod jednym z drzew. Idealnie odludnione od innych.  Oparłam się plecami o korę drzewa, a jego gałęzie tworzyły cień,  który chronił mnie przed słońcem.  Na dodatek miałam tu widok na wszystko, po mojej prawej brunet w samych spodenkach rąbał drewno, a dwóch blondynów, którzy musieli być bliźniakami zbierali pocięte kawałki i układałi w jedno miejsce. Przeniosłam wzrok na lewo i od razu w oczy rzucił mi się starszy mężczyzna, o lekko siwych włosach. Siedział na pniu drzewa, a wzrok skupiony miał na swoich dłoniach.  Gdy bardziej się przypatrzyłam, zobaczyłam w jego dłoniach kawał surowego mięsa.  Ciął je na kawałki i wrzucał do szarego, gdzie nie gdzie pokrytego rdzą garnka.  Zemdliło mnie na ten widok, choć nie raz sama robiłam to samo, co on. Oderwałam wzrok od jego zakrwawionych dłoni. Zamknęłam oczy i skupiłam się tylko na śpiewie ptaków. Było tu ich pełno, a ich ćwierkanie można nazwać muzyką.
Nagłe, głośne krzyki zmusiły mnie do otwarcia oczu. Szybko zlokalizowałam źródło hałasu. Jakieś sto metrów dalej cztery wilki ciągnęły coś po ziemi. Wokół nich szybko zaczęli zbierać się ludzie, jak na jakieś widowisko. Próbowałam zobaczyć co leży na ziemi, ale ciała mężczyzn jak i wilków zasłaniały prawie wszystko. W końcu odważyłam się podejść w ich stronę. Z każdym krokiem miałam coraz gorsze przeczucia. Próbowałam przepchnąć się między mężczyznami, ale ani drgnęli, jakby mnie nie zauważali. Nagle w oczy rzucił mi się kawał blond włosów.
Jasne włosy....
Takie jak....
- Odsuńcie się! - z całych swoich sił pchnęłam mężczyznę stojącego mi na drodze. Udało mi się przepchnąć prawie na sam początek.
Jeden z wilków siedział przy czyimś ciele, tak że prawie całe je zasłaniał.
- Luno, nie... - ktoś szarpnął mnie za ramię, ale udało mi się wyrwać. Skupiona byłam tylko na tym, co leży na ziemi.
Biała sukienka, piżama...
Uklękłam obok wilka, nie zwracając na niego uwagi. Drżącą dłonią ściągnęłam stary koc z twarzy ofiary.
Może krzyczałam tylko przez chwilę, może dłużej. Może to był tylko sen, może nie. Może krew, którą widziałam nie była krwią, może była. Pamiętam tylko jej spokojną twarz, jej rozszarpane gardło, jej pogryzione ręce, jej zakrwawioną sukienkę, która kiedyś była biała.
Mialam jej pilnować, miałam ją chronić, miałam o nią dbać.
Przygarnęłam jej sztywne ciało do siebie.
- Zabiliscie ją! - krzyknęłam w stronę czterech wilków.
- Anne, Anne, Anne - nie mogłam przestać powtarzać jej imienia.
Czarne plamy co chwila zasłaniały mi widoczność, a może to były moje łzy. Ona żyje, ona żyje, ona żyje. Przecież nie mogła umrzeć. Przytuliłam ją mocniej, aby oddać jej trochę swojego ciepła. Jest zimna jak lód, ale ja ją ogrzeję. Ja ją ogrzeję. Ja ją ogrzeję.
Szepty wokół nas powtarzały ciągle tylko jedno słowo, siostra.
Zaczęłam kołysać się w przód i w tył.
- Anne, otwórz oczy. - prosiłam ją.
- Obudź się. - tym razem prawie krzyczałam.
- Otwórz oczy, Anne, przepraszam! - nie powstrzymywałam już krzyku, chciałam tylko żeby otworzyła oczy.
Rozbieganym wzrokiem zapamiętywałam jej twarz. Kawałek po kawałku.
- Co się dzieje?- gdzieś w oddali usłyszałam przytłumiony głos Logana. 
Po chwili znalazł się przy mnie, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi. Liczyła się tylko Anne.
Ona tylko śpi. Ona tylko śpi.
- Ona nie żyje. - powiedział to tak delikatnie, że coś ukłuło mnie w sercu.
- Ona tylko śpi. - nerwowy szept wydostał się z mojego gardła.
- Kochanie... - zaczął odciągać moje dłonie od siostry.
- Zostaw mnie! Ona śpi! Ona śpi! - zdzierałam gardło z całych sił.
Zdołał odciągnąć mnie od Anne, ale ja dalej walczyłam.
W końcu złapał mnie za ramiona i postawił przed sobą. Jego palce boleśnie wbijały mi się w skórę. Spojrzenie jego czerwonych oczu tym razem mnie nie obchodziło.
- Ona tylko śpi. Ona tylko śpi. Ona tylko śpi... - powtarzałam ciągłym szeptem.
Logan parę razy powtórzył moje imię, ale ja wzrokiem szukałam Anne.
- CASSIE! - nie mam pojęcia kiedy zamachnął się ręką. Piekący ból policzka wyrwał mnie z transu.
- Ona nie żyje... - zdołałam w końcu  to powiedzieć. Bezsilnie oparłam czoło o tors Logana, chciałabym nic nie czuć. Chciałabym, żeby to nie była prawda.
Silne ramiona chłopaka przycisnęły mnie do siebie. Schowałam twarz w jego koszulce. Chciałabym umieć schować też prawdę. Chciałabym schować uczucia.

Skazana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz