Rozdział 12

8.3K 450 21
                                    

Pov. Cassie
Obudziłam się sama. Bez ciężaru na brzuchu i z wielką ilością miejsca po mojej prawej stronie. Jednak zatęskniłam za jego ciepłem, który odpędzał chód.
Najgorsze jest to, że zaczynałam się do niego przekonywać. Od razu tę myśl wyrzuciłam z głowy i potrząsnęłam głową.
Wyciągnęłam ręce w górę chcąc rozprostować zesztywniałe ramiona. Ciche pękanie moich kości zepsuło panującą wokół mnie ciszę.  Lekki ból gardła dawał się we znaki po śpędzeniu nocy na deszczu.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Przyjemne ciepło dnia ogrzewało moją skórę, co wywołało na mojej twarzy uśmiech. Mimo, że jestem porwana lubię cieszyć się słońcem. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Czułam się trochę swobodniej, niż wcześniej, ale dobrze pamiętam jak niebezpieczny potrafi być Logan.
Zaczęłam napuszczać wody do wanny, a gdy zanurzyłam w niej dłoń z przyjemnością stwierdziłam, że jest ciepła. Skąd ciepła woda w środku lasu? Byłam przygotowana na lodowatą kąpiel w żółtej wodzie, a dostałam ciepłą, wręcz gorącą i czystą wodę.
Zdjęłam ubrania Logana i zanurzyłam swoje ciało w wodzie. Nigdy w życiu nie było mi tak przyjemnie. Nigdy w życiu nawet nie brałam kąpieli w tak cieplej wodzie! Wreszcie mogłam umyć swoje tłuste włosy jakimś płynem, który leżał na półce obok wanny. Pachniał miętą, trochę cytryną. Pachniał n i m.

Niestety musiałam przerwać swoje luksusy, gdy woda zrobiła się zimna.
Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Nie mając innego wyjścia weszłam do garderoby Logana i wzięłam jego ciuchy. Myślę, że się nie pogniewa.
Wybrałam jakąś o wiele za dużą niebieską koszulkę i jego bokserki. Szybko rozczesałam włosy palcami i zmierzyłam się z nieuniknionym. Pora poszukać Logana.
Zdałam sobie sprawę, że będąc ciągle przeciw niemu jestem coraz dalej od rodziny. Muszę zmienić taktykę, a to znaczy, że muszę udawać. Czas włączyć moje umiejętności aktorskie. O ile w ogóle istnieją.

Otworzyłam pierwsze napotkane drzwi i trafiłam na sypialnię, trzy kolejne również były sypialniami. Parę drzwi było zamknięte, odpuściłam, gdy klamka ani drgnęła.
Zaglądałam do każdego z pomieszczeń, aż w końcu znalazłam go siedzącego za biurkiem. Zapewne jego biuro.
Niepewnie stanęłam w progu, wyłamując palce.
Jak na zawołanie podniósł głowę znad jakoś papierów. Że zdziwienia aż uchylił lekko usta, gdy mnie zobaczył. Przekręciłam oczami na jego przesadną reakcję.
- Ja... - nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Że co, że od teraz będę potulna jak baranek, bo inaczej mnie jeszcze bardziej uwięzi? Choć nie wiem czy da się bardziej.
- Podejdź do mnie. - powiedział jakby miękko?
Zawahałam się przez chwilę, ale przypomniałam sobie o moim planie i zmusiłam się na stawianie kroków. Przy okazji zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Beżowe ściany i ciemne meble tworzyły pokój w mrocznym nastroju. Gdyby nie światło wpadające przez okno, byłoby tu jeszcze mrocznej.
Jego oczy rozbłysły, gdy stanęłam naprzeciwko niego. Dzieliło nas jakieś pół metra. Nagle pociągnął mnie za nadgarstek, przez co prawie upadłam. Przed zderzeniem z podłogą uratowały mnie jego dłonie. Już chciałam się wyszarpnąć z jego uścisku, ale znów przypomniałam sobie o moim planie. Pozwoliłam mu posadzić siebie na jego kolanach. Musiałam opanować dreszcze obrzydzenia, gdy otarł nosem o mój policzek.  Chęć odsunięcia się od niego była tak wielka, że musiałam zacisnąć zęby na języku, aby o tym nie myśleć.
- Pachniesz mną. - obdarował mnie szerokim uśmiechem.
Z ciekawości uniosłam rękę do nosa. Jedyne co czułam, to płyn do kąpieli.
Wzruszyłam ramionami.
Czułam się dziwnie i nieswojo siedząc tak blisko niego. Mimowolnie co chwila wierciłam się na jego kolanach.
Oparł swoją dłoń o moje plecy, a druga ręką zaczął coś pisać wracając do pracy.
Próbowałam dyskretnie zobaczyć literki na papierze, ale posadził mnie tak, że widziałam tylko jego ramiona.
W końcu bezceremonialnie wzięłam jedną z kartek do ręki i zaczęłam czytać.
Wataha rozwija się dobrze.  Po oznakowaniu Luny stado będzie jeszcze silniejsze. Jednak tożsamość Luny zostaje ukryta z powodu jej ...
Nie zdążyłam doczytać zdania, bo po chwili Logan wyrwał mi kartkę z rąk i położył jak najdalej na biurku, tak żebym nie mogła po nią sięgnąć, na dodatek położył ją drugą stroną, żebym nie mogła przeczytać z odległości.  Mimo to, nie wydawał się zły.
- Co to Luna? - wlepiłam spojrzenie w jego twarzy.
Przerwał na chwilę pisanie, by na mnie spojrzeć.
- To mate przywódcy stada, czyli mate Alfy.
- A ty jesteś... - zaczęłam ciągnąć. 
- Jestem Alfą. - dokończył bez wahania.
- Czyli, że ja jestem...
- Moją mate i Luną stada. - znów dokończył za mnie, a w oku pojawił mu się jakiś błysk.
- Niby jak mam być Liną stada, skoro jestem człowiekiem?
- Twoje zadanie, to opieka nad najmłodszymi, a w tej chwili w naszym stadzie nie ma dzieci. Poza tym jesteś jedyną kobietą w stadzie. Nikt więcej nie znalazł swojej przeznaczonej. Więc jedyne co od Ciebie wymagam, to bycie przy mnie. A to, że jesteś człowiekiem to nic nowego. Jest dużo takich przypadków jak ty.  - znów czarująco się uśmiechnął, jakby chciał udelikatnić te słowa.
- Ale... - zaczęłam mówić. - co z moją rodziną? - ostatnią część zdania powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy mnie słyszał.
- Teraz stado jest twoją rodziną. - obdarzył mnie surowym spojrzeniem. Mimo, że się go bałam musiałam coś wymyślić, aby wydostać się stąd.
- Ale czy.... Będę mogła ich zobaczyć? - patrzyłam wszędzie, tylko nie ja niego. Obruciłam głowę w stronę okna. W tej chwili  korony drzew stały się bardzo ciekawe.
- Oczywiście, że tak. - nagle swoimi dłońmi przekręcił moja twarz w jego stronę. Nadal trzymając mnie za policzka, kciukami ztarł moje łzy.
- Kiedy? - pociągnęłam nosem. Musiałam wyglądać żałośnie, ale zrobię wszystko, żeby zobaczyć Anne.
- Już niedługo. Obiecuję. Najpierw muszę mieć pewność, że zostaniesz przy mnie. - mówił tak, jakbym miała inne wyjście.
Mimowolnie pokiwałam głową.
Oparłam czoło o jego ramię i przymknęłam oczy. Skoro muszę mu ulec żeby spotkać rodzinę, to tak zrobię.
Trochę drżące ręce oplotłam na jego karku.
Zbliżyłam twarz do jego twarzy. Źrenice miał trochę powiększone, a usta lekko uchylone. Tak, jakby był zszokowany całą sytuacją, nie dziwię mu się. Jeszcze niedawno chciałam nawet go zabić.  No, a teraz chcę go uwieść.
Nie wiedziałam co mam robić, nigdy nie całowałam się z chłopakiem, a co dopiero z wilkiem.
Gdy swoimi ustami musnęłam jego dolną wargę, on nagle pochylił się do mojej szyi. Chciałam się wycofać, ale jedną ręką trzymał mnie za kark, a drugą za plecy.
Siedziałam na jego kolanach jak sparaliżowana, gdy on swoimi ustami muskał moją skórę na szyi.
W pewnej chwili usłyszałam dziwny dźwięk, jakby ktoś ostrzył nóż. Zaraz po tym poczułam jakby ktoś otarł ostrzem o moją szyję.
Krzyknęłam, a raczej wrzasnęłam i cały swój ciężar przerzuciłam do tylu, przez co musiał mnie puścić. Upadłam na podłogę, tuż pod jego nogami. Głowa bolała mnie od uderzenia, ale nie to mnie najbardziej wystraszyło.
Szeroko otwartymi oczami obserwowałam usta Logana, a raczej kły wystające spod jego warg. Miały jakieś dwa centymetry i lśniły niebezpiecznie, jakby dając do zrozumienia, że są jeszcze bardziej ostre, niż wyglądają.
Dyszał ciężko, a jego źrenice były dużo powiększone. Nadal patrzył na mnie, tylko jakby nieobecnym wzrokiem.
Szybko cofnęłam się jak najdalej od niego.
Po chwili  wstał ze swojego miejsca i zaczął do mnie podchodzić.  Stawiał sztywne kroki, jakby nie był sobą.
- Odsuń się! - krzyczałam w jego stronę, Ale zachowywał się jakby mnie nie słyszał.
- Logan... - nie hamowałam już łez. Nie chcę, żeby wszystkie te nieprzyjemne sytuacje z nim w roli głównej znów się powtórzyły.
Zatrzymał się w połowie kroku, jakby opzytomniał. Spod wargi już nie wystawały mu kły, a oczy nie były tak dzikie jak wcześniej.
- Cassie... -  wyciągnął do mnie rękę, ale nie dałam mu dokończyć. Jak najszybciej zabrałam się z podłogi i wybiegłam z pomieszczenia.
Na szczęście nie słyszałam jego kroków za mną. Szybko udało mi się znaleźć pomieszczenie, w którym się obudziłam.
Dosłownie wpadłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Choć nie jestem nawet pewna, czy to go powstrzyma. O dziwo w lustrze zobaczyłam tylko delikatne rozcięcie na szyi, z którego spłynęła mała stróżka krwi. Musiałam w porę zareagować. Nie mam pojęcia, co chciał zrobić, ale nie podobało mi się to.
Teraz tylko dziękowałam Bogu za to, że Logan za mną nie poszedł.
Nie wiem, do czego jest zdolny. Choć już poznałam trochę jego zdolności na własnej skórze.
Opłukałam twarz i szyję wodą. Przez chwilę patrzyłam, jak krew pomieszania z wodą spływa do odpływu.
W łazience posiedziałam jeszcze jakąś godzinę. Musiałam poczekać, aż o mnie zapomni. Choć marne szanse, żeby  to zrobił. Raczej to ja musiałam poczekać, aż moje serce przestanie tak szybko bić, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
W końcu wyszłam z łazienki i o dziwo na dworzu było już ciemno. Mam wrażenie, że czas tu szybciej mija.
Ledwo cokolwiek widziałam, ale udało  mi się dotrzeć do łóżka. Weszłam pod ciepłą kołdrę, miałam wrażenie że czegoś brakuje.
Dosłownie spałam z jednym okiem otwartym, czekałam tylko aż jego kły i  pazury rozerwą moja szyję.

Publikuję rozdział dzień wcześniej, ponieważ jutro nie miałabym pewnie czasu. Planuję też Nowe opowiadanie o wilkołakach.
I dobra wiadomość.
Możliwe, że za jakieś dwa tygodnie będą 2 rozdziały na tydzień.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Skazana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz