Rozdział 4

11.9K 607 53
                                    

Obudziły mnie promienie słońca drażniące moje powieki. Zamrugałam kilka razy, aby obraz przed moimi oczami stał się bardziej wyraźny.
Przywitał mnie śpiew ptaków, szum liści i ciepłe promienie słońca. To byłoby nawet fajne uczucie budzić się tak każdego dnia, gdyby nie niebezpieczeństwo czające się w głębi lasu.
No właśnie, jest teraz kolejny problem. Nikt nic nie mówił o wilkach. Choć nie wiem nawet, czy wilki są tak duże jak te wczorajsze. Szczególnie jeden wyróżniał się najbardziej. Przez jego czarne futro ledwo go dostrzegłam na tle ciemnego lasu, a swoimi lśniącymi żółtymi oczami powodował u mnie ciarki.
Szybko zastąpiłam obraz wilka w głowie czymś innym. Nie mogę znów zacząć się bać, inaczej nie ruszę się nawet o milimetr z mojej kryjówki.

Zeskoczyłam na mokrą ziemię, zresztą nie tylko ona była mokra. Moje całe ubranie tak przesiąkło deszczem, że przykleiło mi się do skóry. Całe moje ciało trzęsło się z zimna. Gdybym miała tylko coś na przebranie...

Znów ruszyłam przed siebie, choć trochę sztywnym krokiem. Uszkodzona noga daje mi się we znaki, a mokre ciuchy utrudniają poruszanie.
Usłyszałam jakiś cichy szum, który z każdym moim krokiem stawał się glośniejszy. W końcu w oddali zobaczyłam mały strumyk, choć prąd w nim był bardzo mocny.
Ostrożnie stanęłam na krawędzi ziemi. Poczułam jak nagle zaschło mi w gardle, nie piłam już od dwóch dni. Bezmyślnie zrobiłam z rąk miseczkę i nabrałam trochę wody. Zdziwiło mnie, jak bardzo dobra była. Smakowała bardziej jakby.... żywo. W domu zmuszani byliśmy do picia żółtej wody, wielu ludzi potem po niej chorowało, a nawet umierało.

Usiadłam przy pobliskim drzewie, przyda mi się trochę odpoczynku. Rozwiązałam pseudo opatrunek, aby zobaczyć ranę. Krew nadal z niej kapała, ale nie tak bardzo jak zeszłej nocy. Jak tak dalej pójdzie stracę za dużo krwi.
Już teraz czułam lekkie zawroty głowy, ale nie przejęłam się za bardzo nimi. Póki mogę chodzić, jestem zdrowa.
Chyba się pomyliłam, bo po pierwszych paru krokach zobaczyłam czarne plamy, a zaraz potem nogi same odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam tylko mech pod swoim ciałem, a mój oddech był nierówny, tak samo jak serce, którego mocne bicie słyszałam tak głośno, aż myślałam że rozerwie mi bębenki.
Zamknięcie oczu przyniosło mi nagłą ulgę, jakiej się nie spodziewałam.

- Spójrz, Cassie. - szept taty rozniósł się jakby razem z wiatrem, docierając do najszczelniejszych zakamarków mojego umysłu.
Jego głos zawsze tak na mnie działał, przynosił radość, ulgę, miłość...
Samymi słowami potrafił powiedzieć więcej, niż tylko "kocham Cię".
- Widzę, tato. - również szepnęłam, tylko trochę głośniej niż on, za co uciszył mnie nagłym gestem ręki.
Przed nami, jakieś 20 metrów na północ machał zza drzewa krótki, rudy ogonek. Zaraz zza drzewa wyłoniła się całą postać zwierzęcia.
Jego płomieniste futro przeczesywał wiatr, a uszy miał nastawione. Jakby wiedział, że tu jesteśmy, ale nie dokładnie, w którym miejscu.

Kątem oka patrzyłam, jak Tata wyciąga łuk i naciąga na niego strzałę. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, jak napina mięśnie ramion, jak trzyma strzałę, jak trzyma łuk, ułożenie jego palców.

Znów przeniosłam wzrok na lisa, a on jak gdyby nic znów wrócił do kopania norki. Pewnie uznał, że zagrożenie minęło, ale ja wiem co się zraz stanie.

Ostatnie sekundy, tyle dzieliło ojca od puszczenia strzały. Zrobiłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
Kichnęłam.
Zwierzę wystraszone moim glosem od razu uciekło w głąb lasu.
Ciche westchnięcie opuściło gardło taty, wiedział że robię to specjalnie. Ale nigdy nie zabraniał mi iść z nim do lasu.
- Na zdrowie. - zażartował, a zaraz po tym zaczęliśmy się śmiać.
Złapał mnie za rękę i znów ruszyliśmy tam, skąd przyszliśmy.

Nawet światło może się załamać, a co dopiero człowiek...

- Cassie...
- Cassie...

Ten głos...
Zacisnęłam mocniej powieki.

- Cassie...- wiatr uniósł jego słowa, które doleciały do moich uszu, a zarazem serca.
- Cassie... Wstawaj, Cassie...
Natychmiast otworzyłam oczu, gdy tylko głos ucichł.

- Tato... - szepnęłam, tak cicho, jak zawsze kazał mi mówić na polowaniach.

Uniosłam swoje ciało na ramionach.
- Tato, gdzie jesteś? - powiedziałam trochę głośniej i zaczęłam rozglądać się wokół, szukając tej jednej jedynej postaci.

Wszystko wirowało, czułam się jakbym była na karuzeli śmierci. Nie mogłam skupić wzroku na jednej rzeczy.

Spróbowałam stanąć na nogach, ale nie wytrzymałam więcej niż parę sekund i znów runęłam na ziemię.

- Gdzie jesteś, tato...

Podkuliłam nogi i schowałam głowę w ramionach. Łzy niemiłosiernie piekły moje policzki.
Go już nie ma, go już nie ma, go już nie ma...

Nie mam pojęcia ile tak siedziałam, ale zdążyło zrobić się już zupełnie ciemno. Słońce dawno schowało się za horyzontem.
Znów spróbowałam wstać, ale tym razem nie czułam w ogóle nogi. Jedyne co Czułam to odrętwienie i tępy ból.
Nie licząc bólu klatki piersiowej, tego najgorszego bólu, bólu serca.

Spośród szumu wiatru i drzew rozróżniłam odgłos czyjś kroków. Tak cichych, ledwo słyszalnych. Tak jak głos taty.

Cichy warkot rozniósł się za moimi plecami, a ja w tej samej chwili przestałam oddychać.
Nie odwracając się za siebie, ruszyłam w przód, jak najdalej od tego dźwięku.
Jedyne co mi pozostało to czołganie się po ziemi i ciągnięcie nogi za sobą.
Nie pokonałam nawet dwóch metrów, zaraz przede mnie wbiegł ten sam wilk. We własnej postaci.
Znów jego futro ledwo odróżniało się od ciemności. Tylko oczy połyskiwały niebezpiecznie.
Wiedziałam, że to już mój koniec. Leżałam przed nim, na brzuchu, z wyciągniętymi przed siebie rękami.
Nic mi innego nie pozostało, jak pogodzenie się z losem.
Schowałam głowę między ramiona i przycisnęłam twarz do chłodnej, mokrej ziemi.

W tej samej chwili nastała zupełna cisza, zastanawiałam się czemu jeszcze żyję. Czy wilki zabijają tak długo?

Powoli Podniosłam głowę, wilk stał nadal na swoim miejscu, ale tym razem wzrok miał jakiś inny. Spojrzałam w jego świecące, złote oczy. Odwzajemnił moje spojrzenie, a po tym w jego źrenicach przeleciał dziwny błysk. Zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, one zrobiły się fioletowe.
Zszokowana całą sytuacją samą zamrugałam kilka razy, ale pozbyć się tych złudzeń.
Niestety, wilk nadal był na swoim miejscu, a jego oczy nadal były fioletowe.

Po lesie rozniósł się dziwny dźwięk, szybko rozejrzałam się wokół, ale jedynym źródłem tego dziewku był wilk. Z przerażeniem patrzyłam, jak jego kości się łamią. Ten odgłos powodował na moim ciele ciarki. Futro na jego ciele zaczęło znikać, uszy stały się krótsze, palce zrobiły się dłuższe, a na koniec stanęła przede mną postać, dumnie wyprostowana, z nagą klatką piersiową i bosymi stopami. Miał jedynie szorty.

Nie mogąc uwierzyć własnym oczom, z przerażeniem cofnęłam się od niego najszybciej jak mogłam, a on w tym samym czasie zaczął iść w moją stronę.

Dogonił mnie szybko, złapał za ramiona i podniósł do góry. Próbowałam przenieść ciężar na zdrową nogę, aby odskoczyć od niego, ale byłam zbyt słaba. Trzymał mnie w stalowym uścisku, trzęsąc się na całym ciele Podniosłam wzrok z jego klatki piersiowej na jego twarz. Nasze spojrzenia się spotkały, a on wydał z siebie cichy warkot.

- P.puść mnie. - szepnęłam i zacisnęłam powieki.
To tylko sen, tylko sen, tylko sen....

Zrozumiała, że wszystko dzieje się naprawdę, gdy Przycisnął moje ciało do swojej klatki piersiowej.

C.N.D.

Skazana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz