W popłochu upuszczam zdjęcie z jego szuflady na podłogę.
- K... Ky... Kylo... - tyle jestem w stanie wykrztusić.
- Ktoś mówi małemu dziecku, żeby nie dotykało ognia, bo się sparzy. Ale ono nie wierzy i musi się przekonać samo - mówi, patrząc mi w oczy. - Jesteś zupełnie jak ono. Na własne oczy musisz się przekonać, jakim jestem potworem.
- Ben, ja...
Nagle moje stopy dosłownie nie dotykają podłogi. Nie mogę złapać oddechu, ale przecież nikt nie trzyma mnie za szyję...
- Nigdy. Mnie. Tak. Nie. Nazywaj. - szepcze Kylo. Jego głos jest cichy, ale mocny. Władczy.
Upadam na podłogę. Krztuszę się i krzywię. Pocieram szyję. Idiota.
Potwór. Idiota.
Kylo Ren.
- Wynoś się - mówi.
Uciekam z pokoju jak przerażony kociak. Za drzwiami słyszę jego ciężkie kroki i stłumione westchnięcie. Pewnie na widok zdjęcia na podłodze.
Wychylam się zza rogu.
Kuca. W dłoni trzyma skrawek papieru. W jego oczach pojawiają się łzy. Wciska pięść do ust. Zaciska oczy. Łza spływa mu po policzku. Potem głośno wypuszcza powietrze, opuszcza pięść, chowa zdjęcie do szuflady, wstaje. Ściera łzę z twarzy.
Kiedy odwraca wzrok w moją stronę i otwiera usta, uciekam. Biegnę przed siebie i wpadam do jego gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Potem opuszczam się na podłogę, wciąż plecami dotykając drzwi. Jest tu nawet pusto. Półka z datapadami. Komputer. I jakiś stolik, przypominający ten z sali narad. Tu nie ma ani śladu tajnych szuflad.
Czekam na jakiś dźwięk. Jestem pewna, że tu przyjdzie. Czekam długo.
Po chwili, jego głos, suchy:
- Rey.
Nie odpowiadam. Boję się go, kiedy jest wściekły. Ciągle zapominam, że to Ren. I że tak na dobrą sprawę można go porównać do zwierzęcia, które jakimś cudem udało mi się oswoić.
Tym razem.
Zwierzęciem, które teraz czeka za drzwiami z chcęcią pożarcia mnie na obiad.
- Wiem, że tam jesteś.
Cisza. Bicie mojego serca. Słyszę, jak opiera czoło o drzwi.
- Otwórz to. Porozmawiajmy.
Odwracam głowę w lewo. Porozmawiajmy?
- Nie będę krzyczał.
Przełykam ślinę. Dalej trzymam zamknięte usta.
Następne słowo wyciska ze mnie powietrze:
- Błagam.
Podnoszę się i uciekam od drzwi. On mnie o coś błaga? To tak samo niespodziewane jak burza śnieżna na Jakku.
- Co? - wyrzucam to z siebie razem z oddechem. Opieram się o krawędź stołu. Słyszę jego głośny oddech.
- Porozmawiajmy, dobrze?
- Że co? - teraz kontrolę nade mną przejmuje urażona duma. - Chcesz rozmawiać? Najpierw przywozisz mnie tutaj... mordując przyjaciół... potem robisz ze mnie swoją uczennicę... krzyczysz za to, że zanalazłam zdjęcie, które niespecjanie dobrze ukryłeś... i jeszcze chcesz rozmawiać? Jesteś jeszcze większym kretynem, niż wyglądasz.
- Mam tam wejść siłą? - podnosi głos. Wybuchowy charakter znowu daje o sobie znać, a ja nie zamierzam ustąpić. Nie tym razem.
- Tak! - krzyczę tryumfalnie. A raczej moja duma. - Będziesz musiał.
- Zakład? Założę się, że w końcu wyjdziesz stamtąd, a potem będziesz mnie błagała o przebaczenie.
Ma rację. Ale w tej chwili nie umiem zdobyć się wobec niego na żadne dobre słowa.
- Zostaw mnie - proszę cicho. Mój głos jest oschły, zdecydowany i bez emocji. - Idź sobie.
- Rey...
- Zostaw mnie samą! - walę pięścią w drzwi.
- Dobrze - ustępuje i odsuwa się w głąb korytarza.
Dłoń zawisa mi nad czujnikiem. Nie chcę wychodzić. Ale jednocześnie chcę. Nie jestem pewna, czy chcę mogę mu zaufać. Wiem, że powinnam traktować go jak wroga, bo nim jest. Ale kiedy zachowuje się tak że nie da się go nienawidzić, zastanawiam się, czy Luke nie miał racji, kiedy mówił, że sprzedaję się ciemnej stronie dla pary ładnych oczu.
Otwieram drzwi.
Jeszcze nie poszedł.
Jego oczy nie zdradzają ani śladu łez. Jest poważny, w dłoni trzyma zmięte zdjęcie. Patrzy mi w oczy i milczy.
Ja też milczę. Nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć. Co się mówi Kylo?
Podchodzę bliżej.
- Nie przepraszaj.
Otwieram usta, potem je zamykam. Mogłabym spokojnie dotknąć jego twarzy, tak jesteśmy blisko. Jednak tym razem ani trochę mi się to nie podoba.
Kładę rękę na jego piersi i odpycham go lekko od siebie, dając znać, że ma się trzymać z daleka. Nigdy nie będzie między nami tego rodzaju znajomości, o którym myśli. Ja nigdy się w nim nie zakocham, on powinien trzymać się z daleka. Jeśli nie umie, tym gorzej dla niego.
Odsuwa się. Odwraca wzrok. Wciska mi zdjęcie w dłoń. Odnotowuję, że nie wyrywam dłoni z jego uścisku, a on przytrzymuje moją rękę przez kilka sekund. Potem odchodzi, mierzwiąc swoje włosy.
Patrzę na swoje dłonie. Rozkładam zdjęcie. Jest koszmarnie pomięte, ale poza tym takie samo jak w szufladzie. Trochę się rozmyło, ale to zasługa jego łzy. Delikatnie składam je na pół i wkładam do kieszeni.
To chyba można uznać za prezent.
CZYTASZ
I Need To Forget - Reylo
FanfictionOdkąd zakończyła się bitwa na Crait, Ruchowi Oporu przez kilka lat udawało się uciekać przed siłami Najwyższego Porządku. Jednak śmiałe posunięcie rebeliantów, jakim był nieudany atak na krążownik przewożący kryształy Kyber w Nieznane Regiony, przec...