Między nami wyrasta wysoki na trzy metry słup ognia i ziemi. Coś wybucha. Słyszę krzyki, płacz, spanikowane głosy.
Zaatakowali nas.
- Rey! BOŻE, Rey, żyjesz?!
Chwyta mnie za rękę i odciąga od miejsca wybuchu. Krzyczę. Ręka z czujnikiem mnie pali, nie wiem, co się dzieje, dlaczego nas zaatakowali, jak nas znaleźli...
No jasne. Czujnik. To wszystko było grą Huxa. Powiedział, że tym może mnie spokojnie zlokalizować i wyśledził bazę rebelii. A plany pozwolił mi wysłać, bo wiedział, że wtedy szybciej wrócę do bazy.
Wszystko zaplanował. No jasne, że tak.
- Rey... mała, nic ci nie jest? - dłonie Rena trzymają moją głowę w objęciach, kiedy on, rozbieganym wzrokiem sprawdza, czy nic mi się nie stało. - To było... jak nas znaleźli? Powiedziałaś im?
- Oszalałeś? - teraz to ja zaczynam przyglądać się jemu. Odłamek drasnął jego ramię, ale nie spowodował nic gorszego niż rozcięcie ubrania na ramieniu. - Tobie nic nie jest?
Kręci głową. Wstaje z klęczek i przez chwilę patrzy na mechaniczną rękę, całą brudną od ziemi. Potem podnosi wzrok na naszą bazę.
- Musisz to zobaczyć.
Podnoszę się i staję obok niego.
Baza nie istnieje. Został z niej płonący wrak. Nagle oblewa mnie zimny pot.
- Twój miecz świetlny. Został w środku - mówię cicho. - Nie zabrałam go ze sobą.
Ściąga brwi, ale nie dostaje ataku paniki, jakiego się spodziewałam.
- I tak potrzebowałem nowego - stwierdza w końcu.
Wtedy prawda uderza we mnie z potrójną siłą. Zaatakowano nas znienacka. Mieliśmy dwa statki poza bazą. Baza i jeden ze statków, Silencer Bena, spłonęły. Transportowcem mogło uciec maksymalnie pięć osób. W samej ekipie Syndulli była szóstka. Nas była czwórka, czyli razem było nas dziesięciu. Dwójka się uratowała, uciekła piątka, więc co najmniej trójka zaginęła albo zginęła.
Wtedy z dymu wyłania się kaszląc ruda postać. Jest wysoka, wyższa ode mnie, niższa od Bena.
Katharsis.
- Benny... - zwraca się do niego, a ja mam ochotę mocno jej przywalić. Ben się nie rusza. - Co się stało?
- Zaatakowano nas - odpowiada zdawkowo Ben. - Dobrze się czujesz, Katharsis?
Ta krzywi się i mierzy mnie wzrokiem, jakby podejrzewała, że mam coś wspólnego ze zmianą zachowania chłopaka. Mogę zaręczyć, że nie mam.
- Płuca - charczy. - Ale poza tym jest dobrze. Chewie i Saddàn nie żyją. Przykro mi. Byli w sali dowodzenia.
Ben się rozluźnia, a jego oczy stają się lekko zaszklone. Chewie zginął. Saddàna nie znałam, musiał być kimś z oddziału Syndulli.
- Chodźmy stąd - proponuje Ben, a ja i Katharsis zgadzamy się bez wahania.
On idzie przodem. Zna Savareen lepiej niż my. Rozgląda się dookoła, a kiedy pytam, dokąd idziemy, odpowiada:
- Ruiny zamku. Powinny być niedaleko, a tam możemy się ukryć.
- Zakładasz, że to ruiny - wtrąca cierpko Katharsis.
- Moi ludzie zniszczyli ten zamek - mówi Ben, posyłając Katharsis wściekłe spojrzenie. - A teraz chciałbym się dowiedzieć, skąd Porządek wiedział, że tu jesteśmy.
CZYTASZ
I Need To Forget - Reylo
FanfictionOdkąd zakończyła się bitwa na Crait, Ruchowi Oporu przez kilka lat udawało się uciekać przed siłami Najwyższego Porządku. Jednak śmiałe posunięcie rebeliantów, jakim był nieudany atak na krążownik przewożący kryształy Kyber w Nieznane Regiony, przec...