XXVII

1K 61 7
                                    

Dym znad płomieni unosił się wysoko, wyciągając się w stronę gwiazd.

Wysoka kobieta i pięciu mężczyzn stało obok stosu, w milczeniu wpatrując się w hipnotyzujące płomienie.

- Sądzisz, że podoba mu się tam gdzie jest? - spytała kobieta, obejmując się własnymi rękami.

- Nie, bo nie ma tam ciebie. - odpowiedział rudowłosy. - Ani alkoholu. Lubił sobie wypić.

- Racja - wtrącił czarnoskóry, nie odrywając wzroku od ognia. - Pamiętam, jak w bazie na D'Qar piliśmy, a potem Poe cię pocałował. Wkurzył się jak nie wiem.

- O mało mnie nie udusił - dodał, krzywiąc się, pilot w pomarańczowym stroju. - Ale w gruncie rzeczy nie był taki znowu zły. Czasem mu się zdarzało, ale dało się wytrzymać.

- Znam gorszego - powiedział rudowłosy, spoglądając na pozostałych. - Tego, który wciąż zasiada na tak zwanym tronie.

- Urlich Robyn. - kobieta wypowiedziała to nazwisko z nienaturalną dla niej nienawiścią. - Powinniśmy byli go zabić, kiedy przyszedł do celi.

- Powinniśmy. - zgodził się z nią rudowłosy. Przeszedł kilka kroków w stronę zielonowłosego, około trzydziestoletniego mężczyzny. - Jacen, mamy jakikolwiek plan?

- Jeszcze nie. Jutro przylatuje ekipa z Bothawui. Wtedy policzymy się z tym mordercą. - odpowiedział. - Spokojnie, Hux. Nie pali się.

- Ha, ha, ha. - skomentował kwaśno Hux, wracając powoli na swoje miejsce.

Wszyscy zamilkli. Niewzruszony ogień dalej płonął, zabierając ich przyjaciela daleko stąd.

- Nie mogę w to uwierzyć - odezwał się nagle pilot. - W sensie... mogłaś mieć każdego, a wybrałaś akurat jego. Czemu?

- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Ale miłość nie wybiera, Poe.

- Gdybyś mogła, zamieniła byś go z kimkolwiek innym? - spytał pilot.

- Nie. Nawet, gdyby udało mi się w ten sposób uniknąć patrzenia na to. - odpowiedziała ona, wskazując stos. - Nie zamieniła bym tego roku za nic innego.

- Dobrze wiedzieć.

Znowu zapadła martwa cisza. Stali tak, dopóki płomień się nie wypalił. Wtedy wszyscy mężczyźni wrócili do bazy, a ona - Rey - została.

Zapatrzyła się na jasne punkciki na niebie. Niedługo wstanie dzień. Odkąd się poznali, nie wytrzymała nawet pół roku bez niego, a raptem miało tak wyglądać całe jej życie. Najpierw mieli wszystko, a zaraz potem wszystko im odebrano. Mogła posłuchać, kiedy prosił, żeby wyjechali...

Ale nie płakała. Wypłakała się w celi, kiedy zrozumiała, że zmarł. Teraz mogła tylko przeżywać od nowa wspomnienia, które miała. To, jak całował. Jak przytulał ją, kiedy miała koszmary. To wszystko, co zdążyli zrobić, zanim...

Nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje. Jednak nie był to żaden z rebeliantów; wyczuwała to tak, jakby robiła to sama Moc.

Od razu wiedziała, kto ją odwiedził.

- Ben.

Padli sobie w objęcia, mimo, że wydawało się to niemożliwe.

A w powietrzu nad nimi dalej unosił się zapach spalenizny...




I Need To Forget - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz