VI

1.7K 108 14
                                    

Leżę na łóżku i zastanawiam się, co ja tu jeszcze właściwie robię.

Parę godzin temu Ren zabrał mnie na Ahch-To. Znalazłam miecz Luke'a, teraz leżący bezpiecznie pod poduszką. Kylo nic nie znalazł. Może to i dobrze? Sama nie wiem.

Pamiętam, że mogłam mu się wyrwać na lądowisku. Ale jakaś siła trzymała mnie w miejscu.

Nienawidzę jej, ale ona jak na złość jest coraz bardziej obecna.

Nie pozwala mi na niego nakrzyczeć nawet jeśli na to zasługuje.

Nie pozwala mi myśleć o nim jak o wrogu.

Każe mi patrzeć mu w oczy, i myśleć o nim jak o wspólniku.

Albo to ja oszalałam, albo to Moc coś ze mną robi.

Podnoszę się z łóżka. To mi się ani trochę nie podoba. Podnoszę miecz Luke' a
spod poduszki i przypinam go do pasa. Wychodzę z sypialni Rena.

Rozglądam się. Ani śladu właściciela. Przechodzę pewnym krokiem obok jego gabinetu i biorę miecz do ręki. Patrzę przed siebie i nagle...

Drzwi na końcu korytarza otwierają się i staje w nich Kylo. Szybko chowam miecz za siebie modląc się, żeby nic nie zauważył.

Podnosi wzrok.

- Hej - rzuca.

- Coś się stało? - pytam.

- Pomyślałem, że skoro już tu jesteś - mówi. - To może chciałabyś naprawdę zostać moją padawanką?

- Znowu wracamy do ,,potrzebujesz nauczyciela"? - pytam nerwowo, ściskając w dłoni miecz.

- Nie, nie tym razem - kręci głową, zerkając na datapad i śmiejąc się cicho. - Cieszyłabyś się pewną swobodą, gdybyś została moją uczennicą. Mógłbym ci na przykład załatwić prywatne pokoje.

On czuje się przy mnie tak swobodnie.

- A co z... z treningami? - chcę zatrzymać go w miejscu tak długo jak to możliwe, ale Kylo chyba zamierza iść do gabinetu. Kiedy stoimy obok siebie, odwracam się, żeby nie zauważył tego miecza.

- Codziennie o dziesiątej, tam gdzie ostatnio - mówi ostrożnie. - Jakieś jeszcze pytania?

Czy naprawdę muszę przejść na ciemną stronę? Czy to jest dla ciebie aż tak istotne?

- Nie, skądże - wiem, że już coś przeczuwa. Próbuje zajrzeć, co trzymam w dłoniach, ale odsuwam się pod ścianę. - Coś się stało?

- Nie - odpowiada niepewnie. - Chciałabyś mi o czymś powiedzieć?

- Dlaczego pytasz? - nerwowy śmiech. Serce bije mi milion razy na sekundę. - Znowu scenariusz z Ahch-To?

- Właśnie. Jednak coś tam znalazłaś, prawda?

Odkłada datapad na ziemię. Zaciska dłonie.

- Co? - mój głos robi się spanikowany.

On odsuwa się pod drzwi gabinetu i wzdycha. Już wiem, że coś wie. Wie, że coś ukrywam, i prawdopodobnie nie odpuści, dopóki nie dowie się, co to takiego.

- Rey - mówi. - Co tak chowasz?

- Nic nie chowam - kłamię. - Naprawdę.

Unosi brew do góry.

- Jednak znalazłaś coś na Ahch-To, prawda?

- Nie. Skąd ty...

Podmuch powietrza zabiera mi miecz z dłoni. Ren zabrał go Mocą. Trzyma w dłoni miecz Luke' a a jego oczy nabierają wściekłego i rozżalonego wyrazu.

- Miecz Luke' a Skywalkera. Okłamałaś mnie - warczy.

- A czego oczekujesz?! - warczę, skupiajac się na jego pierwszym zdaniu. - Absolutnej szczerości?!

- Tak - odpowiada pewnie. Waży miecz w dłoni. Obraca go, ogląda, i jakby nie może uwierzyć, że go okłamałam.

Ale ja tak nie mogę. Skupiam się i staram się odebrać mu miecz w taki sposób, żeby nie musieć wchodzić z nim w pojedynek na walkę wręcz.

Więc używam Mocy, ale w połowie drogi do mojej dłoni Ren orientuje się, co robię i go zatrzymuje. Jest tak samo jak z mieczem Anakina.

Miecz dosłownie wisi między nami, oboje się o niego siłujemy. Nasze dłonie prawie dotykają dwóch stron jego rękojeści, z tą różnicą, że Kylo jest bliżej. Wykorzystujemy całą swoją energię, całą swoją siłę, całą swoją złość i frustrację. Wysiłek jest tak nieludzki, że przez moment rozważam poddanie się i szybką ucieczkę.

Ale potem stop - przecież Kylo by mnie zatrzymał.

- Zostaw... to... - sapie z wysiłkiem Kylo, próbując przyciągnąć miecz, prawie zaciskając dłoń w pięść. - Po... prostu... zostaw... proszę...

Nagle cała siła ze mnie wyparowuje. Jakby ktoś wcisnął przycisk. I zaczyna mnie
skręcać w żołądku. Coś się stanie.

Coś złego...

Kylo dotyka miecza opuszkami palców. Uśmiecha się z satysfakcją i odwraca miecz klingą w swoją stronę...

Nagle

brakuje mi tchu

- Ben, nie!

Świat rozbłyska światłem tysiaca słońc...

i gaśnie.

*

Pierwszy widzę bladoszary szufit. Potem pojawia się podłoga. Miecz u mojej twarzy. Całkowicie zniszczony...

I coś, co wywołuje okrzyk bólu, mimo, że nie powinno, bo przecież to mój wróg.

Ciało Bena w kałuży rudej krwi. Brakuje prawej ręki.

- Ben...? - pytam niepewnie, a on porusza się z jękiem.

- Więc... więc to twoja odpowiedź... - opiera się na przedramieniu. - Dobrze...

- Ben, nie ruszaj się, ja... - język mi się plącze. Panikuję.

- Skoro nie chcesz tu zostać... wiem, że uciekałaś... - podnosi się do klęku, a potem do pionu, podnosząc miecz z podłogi. - Odejdź!

Szybkim ruchem włącza miecz i zamachuje się przed sobą łukowatym ruchem.

- Ben...

- Odejdź - powtarza, trzymając miecz przy podłodze.

Nie odchodzę. Upada na kolana. Łzy zbierają mi się w oczach. Nic nie mówię, chyba nie dam rady...

- Odejdź - powtarza znowu. - Odejdź i pozwól mi umrzeć.

Wychodzę z sali.

Nie odwracam się do niego. Jestem okrutna i zostawiam go samego.


I Need To Forget - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz