VII

1.8K 120 12
                                    

Jestem na Savareen. Znowu rozglądam się dookoła, chłodny wiatr bawi się moimi włosami. Słońce nie świeci tak mocno, jak na Jakku, ale i tak muszę przymrużyć oczy, żeby zobaczyć cokolwiek poza kraterem.

Byłam tu niecałe dwie doby temu, ale i tak wszystko wydaje mi się obce. Jakbym zawiesiła się w momencie ataku, kiedy Ren nurkuje ze mną za ścianę. 

Opuszczam dłoń i wzdycham głośno.

Odwracam głowę i stawiam stopę na trapie czarnego statku Kylo Rena, kiedy słyszę głośne:

- Na Moc! Rey, to ty?!

Ktoś na mnie wpada i śmieje mi się w twarz szaleńczym śmiechem, niemal płacząc.

Finn.

Zaczynam się śmiać. Radość udziela się nam obojgu.

- Finn...

- Byłaś wtedy z Renem... myślałem, że cię zabił...

- Uratował mi życie - szepczę, a on wytrzeszcza oczy. - Nie skrzywdził mnie.

- Więc dlaczego uciekłaś? - odsuwa się i patrzy mi w oczy. Zauważam, że ma zabandażowaną rękę na wysokości ramienia, ale nic nie mówię. 

- Zresztą, wszystko jedno - kręci głową. - Dobrze, że żyjesz. Poe i Chewie się ucieszą. Została nas trójka.

- A... a co z Rose i Leią...? - pytam, chociaż mam wrażenie, że znam odpowiedź. 

Finn pochmurnieje, a mi robi się słabo.

- Zginęły - mówi cicho. - Nie udało nam się ich odnaleźć. Przykro mi.

Moje myśli samowolnie wracają do Bena. Nic nie mówił o zakłóceniu, ani nie wyglądał jakby wyczuł, że Leia nie żyje. Nie sądzę, żeby nie wiedział o śmierci matki. Nie był aż tak bezduszny. A może był aż tak dobry w ukrywaniu emocji...?

- Poe przejął dowodzenie? - pytam.

- Tak. Udało nam się ocalić dwie maszyny z tej maskary. Jakieś przedpotopowe U - Wingi.

- A ja mam to cacko - wskazuję statek Rena za plecami. - Pewnie będzie za tym tęsknił.

Finn lekko się uśmiecha.

- Chodź. Pokażę ci, gdzie się ukrywamy.

Idziemy dobre kilka minut, a potem zauważam statek, który rozbił się tu podczas ataku First Order. Ich nowa baza jest niewielka. Kiedy wchodzimy do środka, widzę tylko jeden korytarz, trzy koje i kokpit, z którego zrobili salę narad ze stołem do transmisji pośrodku. A raczej: ze szczątkami stołu do transmisji, w których grzebie Poe.

- Rey! - na nasz widok wygrzebuje się spod gruzu i obejmuje mnie. Ostrożnie, żeby nie ubrudzić moich ubrań smarem i kurzem. Chyba stara się poskładać stół do kupy.

Przytulamy się kilka sekund za długo i już zaczynam zastanawiać się, co w związku z moją ucieczką zrobi Kylo. Zarządzi atak? Osobiście postanowi ściąć mi głowę?

Finn chrząka, a my odsuwamy się od siebie jak oparzeni.

Moje serce tłucze się jak oszalałe.

- Więc jednak żyjesz - Poe taksuje mnie wzrokiem, wycierając dłonie w spodnie. - Chyba zacznę cię nazywać Rey Nieśmiertelna.

- Mówi, że Ren ocalił jej życie - wtrąca Finn z niepokojem w głosie. Ciągle zapominam, że dla galaktyki Kylo jest koszmarem z rodzaju tych, którymi straszy się dzieci przed spaniem.

- Tak jakby ten facet miał uczucia - mruczy Poe. Po raz kolejny chciałabym, żeby przestali oceniać ludzi po pozorach.

- Jesteście wredni - mówię.

- Tak - odpowiada Finn na granicy warknięcia. - Bo to statystycznie niemożliwe, żeby Ren cię uratował. Przecież na Starklillerze chciał cię zabić, nie pamiętasz?

- Zmienił się - argumentuję. - Mówiłam ci, że mnie nie skrzywdził. A nawet gdyby zamierzał, pokonałabym go znowu.

Poe śmieje się pod nosem i wraca do składania stołu.

- Wierz mi, mała - rzuca. - Tacy jak on się nie zmieniają.

Mam ochotę krzyczeć. Co oni mają z tym ,,mała"?

Zamiast tego wychodzę na zewnątrz. Słońce powoli zachodzi. Nie miałam pojęcia, że aż tyle stałam nad tym kraterem. Wdycham chłodne, tutejsze powietrze i zamykam oczy. Staram się uporządkować to, co stało się w ostatnich dniach.

Nie wiem, czy zabiłam Kylo. Od braku ręki się nie umiera. Poza tym pewnie ktoś go uratował. Chociażby tamten generał. Czuję się jakoś... spokojniej ze świadomością, że prawdopodobnie przeżył.

Poza tym śmierć Rose. Wstrząsnęła Finnem, widziałam po jego oczach. Nie chciał się przyznać. Nie znałam Rose, nie miałyśmy okazji się poznać, ale Poe opowiadał mi o tym, jak razem z Finnem poleciała na Canto Bight szukać hakera i jak ocaliła mojego przyjaciela na Crait. Może byśmy się polubiły.

Nie wiem. I prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.

Wracam na statek. Na korytarzu widzę jego. Czarne oczy przypatrują mi się badawczo. Prezentuje swój uśmieszek. Wiem, że to niemożliwe, żeby tutaj był, ale przecież patrzę mu w oczy i wiem że to Ben Solo.

To musi być kolejna wizja. Na pewno.

Nic nie mówi, tylko powoli podchodzi. Odsuwam się równie powoli dopóki nie dotykam ręką zimnej ściany. Głośno przełykam ślinę. Nie boję się go, ale nie chcę z nim teraz rozmawiać. Boję się tego, co mi zrobi za pozbawienie ręki...

Podchodzi bardzo blisko, stoi na wyciągnięcie ręki. Oddycham płytko. Podaje mi swoją dłoń, a ja już wiem, że to przywidzenie, bo obie ręce są na swoim miejscu.

- Dołącz do mnie. Proszę cię ostatni raz.

- Prędzej umrę niż zwrócę się przeciwko przyjaciołom.

- Zastanów się. Będę przychodził codziennie i prosił o to samo. W końcu i tak ulegniesz.

- Jesteś tylko moim przywidzeniem - patrzę, jak opuszcza dłoń i podchodzi jeszcze bliżej. Moje serce wariuje, a w brzuchu tłuką się pijane ćmy. Zamykam oczy.

Czuję jego oddech na twarzy, ale nie mam siły go odepchnąć.

Nie chcę. 

- Steruje tobą moja wyobraźnia - mówię. - To wszystko tylko...

On mnie całuje. Krótko. To tylko dwie sekundy. Jakby nie był pewny, czy mu pozwolę. Gdyby zapytał, nie pozwoliłabym. 

Gdzieś w głowie wyrywa mi się szalona myśl że chciałabym, żeby on był prawdziwy.

Trzymam zamknięte oczy. Ben opiera swoje czoło o moje na kilka sekund.

- Będę czekał, ile będzie trzeba. Zrobię wszystko, co każesz. Byleby mieć cię po swojej stronie.

Odsuwa się i znika w mroku a ja orientuję się, że przestałam oddychać.




I Need To Forget - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz