14. Michael

431 56 14
                                    

Zaraz po śniadaniu, Stefan odwiózł mnie do hotelu, a sam musiał jechać do firmy. Umówiliśmy się, że przyjedzie koło 14 i resztę dna siedzi ze mną.

Gdy wszedłem do pokoju hotelowego, zobaczyłem jedno, duże łóżku.

- Mały oszust - szepnąłem i się zaśmiałem.

Postawiłem walizkę w nogach łóżka, a potem położyłem się na kanapie. Chciałem chwilę odpocząć, bo w samolocie nie mogłem zmrużyć oka, a byłem zmęczony. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Sprawdziłem godzinę i z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest kilka minut po trzynastej.

Trochę zdziwiło mnie to, że Stefan puka do własnego pokoju, ale pewnie zostawił klucz w samochodzie.

Wstałem i poszedłem otworzyć. Na korytarzu zobaczyłem Richarda.

- Czego chcesz? - warknąłem.

- Chyba powinniśmy pogadać.

- Nie sądzę żebyśmy mieli o czym - odparłem, a on wepchnął się do pokoju. - Skoro już wszedłeś, to mów, co masz do powiedzenia.

- Jeśli sądzisz, że odpuszczę, to się myślisz.

- Nie masz żadnej szansy go odzyskać - zaśmiałem się.

- Taki jesteś pewien? Już raz go zdobyłem.

- Ale wtedy nie był ze mną - założyłem ręce na piersi. Jestem trochę od niego wyższy, więc mogłem popatrzeć na niego z góry. - Nie jesteś dla mnie żadnym zagrożeniem.

- Nie byłbym taki pewien na twoim miejscu.

- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, ufam ludziom. Zwłaszcza tym, których kocham.

- Nie wyjdziesz na tym dobrze.

- Grozisz mi? - zrobiłem krok w jego stronę.

- Ostrzegam - odparł. Drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł do niego Stefan.

- Co tu się dzieje? - stanął obok mnie. Żaden z nas na niego nie spojrzał, tylko mierzyliśmy się wzrokiem. - Michi - złapał mnie za przedramię. Przeniosłem na niego wzrok. - Co tu się dzieje?

- Twój były mi grozi - objąłem go w pasie.

- Nie groziłem ci - zaprzeczył.

- Wyjdź Richi - mój chłopak na niego spojrzał. - Nie komplikuj tego jeszcze bardziej.

Brunet popatrzył na nas jeszcze chwilę, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Stefan mocno się do mnie przytulił. Objąłem go ramionami i pocałowałem w czubek głowy.

- Dlaczego on to utrudnia?

- Bo chce cię odzyskać... - przeczesałem palcami jego włosy.

- Chodźmy - odsunął się i ruszył do drzwi. Poszedłem za nim. Na korytarzu złapałem go za rękę splatając nasze palce. - Oprowadzę cię trochę po mieście - podniósł głowę i spojrzał na mnie.

- Liczyłem na to - pochyliłem się i złączyłem na chwilę nasze usta w delikatnym pocałunku. - Gdzie idziemy?

- Nie wiem... Zgubić się - ze śmiechem się we mnie wtulił.

- Co? - roześmiałem się.

- Nie poznasz dobrze miasta, jeśli się w nim nie zgubisz - odparł, gdy wsiedliśmy do windy. - Wiem co mówię... Nie wyobrażasz sobie, ile razy się tu zgubiłem.

- Mam nadzieję, że sam - uśmiech zszedł z mojej twarzy.

- Przestań - odsunął się trochę.

- Dobrze, przepraszam - pocałowałem go w skroń. - Postaram się więcej nic takiego nie powiedzieć.

- Mam nadzieję - uniósł głowę i spojrzał na mnie.

- Po prostu cię kocham i...

- I jesteś zazdrosny. Wiem, Michi.

- Lubię, gdy tak do mnie mówisz.

- Lubisz, kiedy mówię do ciebie takim tonem? - zaśmiał się.

- Tego tonu wolałbym nie słyszeć... Już nigdy.

- To nie zachowuj się jak zazdrośnik - pociągnął mnie za rękę, kiedy wysiadaliśmy z windy. Wyszliśmy z hotelu.

- Ale jestem zazdrosny.

- Ile razy mam ci jeszcze powtórzyć, że...?

- Do końca życia - przerwałem mu.

- Słucham? - zatrzymał się na środku chodnika i patrzył na mnie zaskoczony.

- Mam uklęknąć?

- Nie! - powstrzymał mnie, gdy zacząłem klękać. - Oszalałeś?

- Stefan - przyciągnąłem go do siebie. - Czy...?

- Nie, nie pytaj, Michi... To za szybko... Dopiero do siebie wróciliśmy... Kocham cię, jak nikogo innego na ziemii, ale to za szybko.

- Rozumiem.

- Nie bądź na mnie zły - przytuli się do mnie, a ja objąłem go mocno ramionami.

- Nie jestem zły, kochanie. Poczekam - pocałowałem go w głowę. - Idziemy?

- Tak - splótł nasze palce i ruszyliśmy przed siebie.

Na trzy serca | Kraft, Freitag, HayboeckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz