Niestety miałem rację... Całe szczęście, że przywiozłem Stefana do szpitala. Lekarz powiedział, że zakrzep, który się zrobił, blokował przepływ krwi w tętnicy, co spowodowało ból.
Gdyby nie nasz szybki przyjazd, to mogło by dojść do zamknięcia światła tętnicy, a to by spowodowało niedokrwienie i niedotlenienie kończyny, a to mogłoby doprowadzić nawet do amputacji.
Na szczęście w przypadku Stefana wystarczy zabieg usunięcia zakrzepu, który miał zostać przeprowadzony następnego dnia. Na szczęście lekarka wszytko szybko załatwiła, bo stwierdziła, że jeśli zakrzep się oderwie od ściany tętnicy, może wyrządzić jeszcze więcej krzywdy mojemu narzeczonemu.
Stefan został w szpitalu na noc, następnego dnia rano, jak tylko wstałem, pojechałem do niego.
- Cześć, kochanie - wszedłem do jego sali.
- Hej - szepnął.
- Nie rób takiej miny - westchnąłem i usiadłem przy jego.
- Połóż się ze mną - poprosił i przesunął się na łóżku. Zająłem miejsce tuż obok niego i przytuliłem go.
- Bardzo cię boli?
- A jeśli zabieg się nie uda? Jeśli zakrzep się oderwie i będą musieli mi amputować nogę? Jeśli...
- Uspokój się - pocałowałem go w czoło. - Zabieg się uda, nie amputują ci nogi. Spokojnie, skarbie.
- Nie możesz tego wiedzieć - ukrył twarz w mojej szyi, a jego oddech owionął moją skórę. - Boże... Jeśli amputują mi nogę znowu będę na wózku - wyszeptał, a ja przewróciłem oczami.
- Stefan... Nic ci nie będzie... To prosty zabieg.
- Nie mogę znowu trafić na wózek - odparł, zupełnie ignorując to, co powiedziałem. - Nie mogę - poczułem jego łzy na szyi.
Świetnie, włączył mu się tryb paniki i czarnowidztwa.
- Kotku...
- Zrobię sobie coś, jeśli stracę nogę...
- Co ty mówisz?! Uspokój się. Nie stracisz nogi, Stefan! - podniosłem lekko głos.
- Nie możesz tego wiedzieć.
- A nawet jeśli stracisz, to co to zmieni? Nagle staniesz się innym człowiekiem? Nie. Ciągle będziesz tym samym facetem, którego kocham i który jest miłością mojego życia - mówiłem, przytulając go mocniej. - Ale i tak wiem, że wszystko będzie w porządku... Rozmawiałem z lekarzem wczoraj... Powiedział, że to przez to, że nie dbasz o to, ci jesz, masz siedząca pracę i w ogóle... Więc doprowadzę cię do porządku i skończy się śmieciowe żarcie i znowu zaciągnę cię na siłownię - zaśmiałem się cicho.
- O nie... - jęknął, ale wiedziałem, że się uśmiecha. - Nie możesz... Kocham pizzę, a ty chcesz mnie jej pozbawić?
- Jakoś wcześniej żyłeś bez niej - zauważyłem.
- Bo mnie pilnowałeś.
- Teraz też będę... I jak tylko lekarz pozwoli, to zaciągnę cię za siłownię...
- Jaka siłownia... Michi... Ja nie wiem w co ręce włożyć, tyle mam pracy... Nie mam na to czasu...
- Za dużo pracujesz, Stef...
- Daj spokój... Muszę się w to wszytko na mówię wdrożyć... Poza tym twoja siłownia jest do 20, ja normalnie do tej pory pracuję.
- Jak zauważyłeś to moja siłownia, mogę ją zamykać, o której chcę... To nie był dobry argument... I nawet nie mów, że będziesz zmęczony, bo to nic nie da... Nie ma wymówek... Nie po to twój facetem jest trenerem personalnym i właścicielem siłowni żebyś ty miał kłopoty ze zdrowiem przez niezdrowy styl życia.
- Jeszcze zatrudnij mi dietetyka - mruknął.
- Nie potrzebujesz dietetyka, sądzę że moja wiedza nam wystarczy.
- Dobra... Ale nie będę z tobą rano biegał... Nawet o tym nie myśl - ostrzegłem.
- Dlaczego? Kiedyś biegałeś - zauważyłem.
- Ale kiedyś miałem dobrą kondycję, nie to co teraz...
- Popracujemy nad tym...
- A nie sądzisz, że seks spała wystarczająco dużo kalorii? Może po prostu powinniśmy się częściej kochać? - zauważył.
- Nie da się częściej, kochanie - zaśmiałem się.
- Myślę, że się da... Tylko musimy się trochę postarać...
- Na siłownię to nie znajdziesz czasu, ale na seks to już tak, hmm?
- Dokładnie - uniósł się na łokciu.
- To ja cię informuję, że jeśli ty nie znajdziesz czasu na siłownię i zadbanie o zdrowie, to ja nie znajdę czasu na seks, skarbie.
- Co takiego? Straszysz mnie celibatem?
- Dokładnie - pocałowałem go w czoło i wstałem z łóżka, aby usiąść na stołku obok niego.
- Chyba żartujesz...
- Nie, mówię całkowicie poważnie i... - urwałem, bo do sali weszła pielęgniarka.
- Musi pan wyjść, muszę przygotować pacjenta do zabiegu - uśmiechnęła się do mnie.
- Oczywiście - wstałem. - Zobaczymy się później - pochyliłem się i pocałowałem go lekko w usta. - Wpadnę koło 13.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Na razie, kotku - posłałem mu uśmiech. - Do widzenia - pożegnałem się z pielęgniarką i wyszedłem.
CZYTASZ
Na trzy serca | Kraft, Freitag, Hayboeck
Fiksi PenggemarDruga część "Myślałem, że cię znam" Opowieść o tym, gdy po kilku latach spotykasz człowieka, który złamał twoje serce.