12. Michael

413 60 11
                                    

Obudził mnie dźwięk telefonu. Po omacku sięgnąłem po smartfon i odebrałem.

- Halo?

- Obudziłem cię?

- Dochodzi druga, kochanie - szepnąłem.

- Przepraszam, zapomniałem o różnicy czasu.

- Nic się nie stało... Cieszę się, że cię słyszę - odparłem.

- Tęsknię za tobą - oznajmił cicho.

- Ja za tobą też, Stef... Wszytko dobrze? - przekręciłem się na plecy.

- Tak, jest ok.

- Jasne... Co się dzieje? - usiadłem.

- Mogłem mu te klucze przekazać przez Markusa.

- Co ci zrobił? Mam przyjechać? - zerwałem się z łóżka.

- Zwariowałeś? Nie, nie przyjeżdżaj, masz pracę... I nic mi nie zrobił - wyszeptał.

- To co się dzieje? Masz taki smutny głos - poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie.

- Nie smutny, zmęczony - poprawił mnie. - Wiesz o co mnie zapytał?

- Pewnie co mam takiego, czego nie ma on, tak? - zgadywałem, rezerwując bilet. Miałem szczęście, bo były jeszcze dostępne te na najbliższy lot.

- Dokładnie - przyznał. - Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć... Jesteście kompletnie różni i z wyglądu i z charakteru...  - dodał. - Wiesz co?

- Co takiego?

- Chciałbym żebyś mnie teraz przytulił - szepnął.

- Przyjadę... Powiedz tylko słowo...

- Zrobiłbyś to dla mnie? Rzuciłbyś wszytko i przyjechał?

- Oczywiście... Co robisz jutro rano? - zapytałem dokonując płatności za bilet.

- O której?

- Tak koło szóstej.

 - Będę spał, a co mam robić o tej godzinie? - zaśmiał się.

- No to już ci znalazłem zajęcie.

- Co ty znowu wymyśliłeś? - zaśmiał się.

- W którym hotelu się zatrzymałeś?

- Jezu... Zarezerwowałeś bilet?! - krzyknął.

- Eemmm... Można tak powiedzieć - sprawdziłem maila, na którego przyszły moje bilety.

- O której będziesz? - uśmiechał się, jestem tego pewien.

- Śniadanie zjemy razem.

- Oszalałeś, wiesz o tym? - zaśmiał się. - Zmienię pokój na dwójkę.

- Zdecydowanie - zgodziłem się. - Stefan?

- Tak?

- Wiesz, co dzisiaj znalazłem?

- Aż się boję zapytać - roześmiał się. - Co znalazłeś?

- Nasze obrączki.

- Masz je? - zdziwił się. - Sądziłem, że je oddałeś.

- Może i oszalałem, ale głupi nie jestem... - ziewnąłem, odsuwając na chwilę telefon od ucha.

- Nie ziewaj, bo ja też będę.

- To idź spać.

- O 21? Mam jeszcze mnóstwo pracy - śmiał się. - Ale ty się już połóż. Napisz mi SMS-a, przed startem, ok?

- Ok.

- I zadzwoń jak wylądujesz.

- Dobrze - uśmiechnąłem się. -  Kocham cię.

- Ja ciebie też, dobranoc.

- Dobranoc.

Na trzy serca | Kraft, Freitag, HayboeckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz