Rozdział 11

129 12 0
                                    

Obudziłam się obok Matiego, jeszcze spał. Odsunęłam się delikatnie i spojrzałam na telefon, była 11:46. Nieźle, ciekawe o której zasnęłam. Zaczęłam po cichu przeglądać internety, i aby nie obudzić mojego chłopaka zostałam w łóżku. Dowiedziałam się, że w całej polsce przetrwało ok. 1000 osób. Trocę słabo. Inne kraje graniczące z polską postanowiły obstawić granicę wojskami. Niektórym się to nie udało i w Białorusi, na Ukraninie i Słowacji również zapanowała apokalipsa. Nagle zaśmiałam się głośno bo rozbawił mnie jeden Mem i obudziłam Matiego.

-Co się stało?- zaptyał zaspany

-Nic misiu idź spać

-Nie chce mi się już... która godzina?

-Po 12

-Cooooo?

-No tak to jest jak kładziesz się spać w środku nocy- uśmiechnęłam się.

-Może...- uśmiechnął się sarkastycznie.- To co może wstaniemy?

-Dobry plan, idę do siebie się przebrać, widzimy się na śniadaniu. - po czym wyszłam z pokoju. Ogarnęłam się, pomalowałam, ubrałam, uczesałam i poszłam na śniadanie. Większość osób była już po posiłku więc jedliśmy we dwoje. Przy okazji rozmawialiśmy i śmialiśny się. Gdy już się najadłam, zdziwiło mnie to, że korytarz i większość pokoi wspólnych była pusta. Dopiero w bibliotece spotkałam Maję i jej mamę która powiedziała mi, że ekipa poszła na strzelnicę, gdyż jest szkolenie. Ruszyłam w kierunku pokoju i spotkałam tam prawie wszystkich. Nauka strzelania no tak, musimy nauczyć się samoobrony przed zombie aby móc wyjść na powierzchnię. Poznałam kilka nowych osób, i szkoliłam się w strzelaniu, czas minął mi przyjemnie zwłaszcza, że miało mi to dać możliwość swobodnych spacerów po zewnętrzu. Poznałam Zuzę dziewiętnastolatkę, chłopczycę, zafascynowaną bronią palną. Poznałam też Amelię blondynkę, która za kilka dni miała mieć osiemnastkę, ona interesowała się rysunkiem. Poznałam też kilku chłopaków, Grześka, Wiktora, Jana i Marka, byli mniej więcej w wieku youtuberów i mieli dołączyć do organizacji. Były tu też moje przyjaciółki i przeyaciele Tomka. Oprócz tego moją uwagę zwróciła jedna dziewczna, miała czarne włosy, delikatną, drobną urodę, ubrana była w zwiewną szarą sukienkę, i ciemno szary sweterek. Stała z boku oparta o ścianę, jej głowa była skierowana w dół cały czas trzymała się za ramię. W przerwie podeszłam do niej:

-Co się stało?

-Nic.- powiedziała cicho

-Dlaczego jesteś smutna, ktoś ci zmarł? Stał się zombie?

-Nie! Odczep się odemnie jest mi dobrze- powiedziała głośniej.

-Okej, przepraszam.- wròciłam do strzelania, gdy nadeszła jej kolej próby trafienia do celu dziewczyna, wyciągnęła broń przed siebie na drzących rękach i odwróciła wzrok, nie trafiła. Jak miała trafić skoro nie widziała. Wtedy podszedł do niej Plaga:

-Spokojnie- tu przerwał mu huk strzału ze stanowiska obok, Kamil (Ekipa Tomka) właśnie trafił idealnie w tarczę.- nie bój się to jest tarcza, nic ci nie zrobi, tak samo ten pistolet, czego się boisz?

-Niczego, poprostu... nie chcę strzelać, ani wychodzić, ani widzieć tych potworów...

-Nie musisz, było tak odrazu, jeżeli ktoś nie chce brać udziału w szkoleniu może zrezygnować.

-Naprawdę? Nie wiedziałam...

-Ignacy mówił po śniadaniu na zebraniu.

-O...- dziewczyna zawstydziła się...- to ja rezygnuję.

-Dobrze, możesz iść. Kto następny do tego stanowiska?- i podeszła kolejna osoba z kolejki. Nasze szkolenie polegało na tym, że byliśmy przydzieleni do jednego z 6 stanowisk strzelniczych i w kolejeczce każdy wystrzeliwał jeden magazynek, a potem szedł na koniec kolejki. Przed pierwszym wystrzałem 'instruktor' tłumaczył co i jak, i ustawiał odpowiednio ręce. Ja wiedziałam już na czym to polega bo ostatnio już strzelałam z przyjaciółkami. Najpierw strzelaliśmy z pistoletów i rewolwerów, ale potem przenieśliśmy się na cięższy kaliber broni. Coraz lepiej mi szło. Zastanawiało mnie ile amunicji zużyło całe to szkolenie. Strzelaliśmy tak dwie, trzy godziny. Potem szkolenie się zakończyło. Ja, Julia, Kasia oraz najlepsi strzelcy tego dnia dostaliśmy pozwolenie na wychodzenie. Jednakże z pewnymi obostrzeniami, czyli:

Wolno nam wychodzić, ale tylko w co najmniej dwie osoby, nie wolno wyjść samemu.

Musimy zabierać broń.

Uważać i być ostrożnym, nie zrobić sobie krzywdy.

Było po 15. Wraz z przyjaciółkami postanowiłyśmy wyjść. Chciałyśmy pójść do okolicznego lasku, Ignacy pokazał nam drogę na mapie i kazał ją zabrać. Spakowałyśmy plecaki, i przebrałyśmy w lepsze do chodzenia po lesie buty. Zabrałyśmy pistolety, nie miałyśmy ochoty nosić niczego ciężkiego. Wyszłyśmy za zewnątrz. Szłyśmy do lasku oznaczonego na mapie. Spacer był bardzo przyjemny, lato, słońce przygrzewało. Jedyne co to było podejrzanie cicho. No cóż... apokalipsa ma swoje skutki. Nie myślałyłsmy o tym. Szłyśmy po lesie, dyskutowałyśmu we trzy o niczym innym jak o chłopakach, brakowało nam Moniki, zawsze dodawała coś od siebie. Aż w pewnym momencie Kasia zapytała:

-No i jak Ania, jak tam z Matim i Filipem?

-A... O... wy jeszcze nie wiecie, tak generalnie to... jestem z Matim, a Filip... się obraził... i pokłócili się o mnie i...- przerwałam na myśl o Flotim wiedziałam, że będzie z nim coraz lepiej i że przeżyje, ale... niewiem powodowało to u mnie wzruszenie... smutek...

-i?

-Przez to, że się kółcili Michał... został pogryziony...

-Co?!-powiedziały razem

-No... Co mam zrobić? Wybierać?

-No, jesteś z Matim tak?

-Tak, ale... te ich kłótnie... Monika, Michał... i to wszystko sprawia, że czuję się winna...

-Spokojnie... To nie twoja wina dasz sobie radę- pocieszała mnie Kasia.

-Dzięki dziewczyny, dużo dla mnie znaczycie.

-A ty dla nas nie?!- zapytała Julia, potem przytuliłyśmy się.

-Dobra koniec tych czułości, pamiętajcie nadal jesteśmy w lesie. - obejrzałam się w okół siebie. - Aaaa! Tam jest zombie!-krzyknęłam i wskazałam na stwora czołgającego się do nas.

-Już- powiedziała Kaśka i strzeliła stworowi prosto w czachę.

-Brawo!- pochwaliłam ją wraz z Julią i zaczęłyśmy klaskać, Kasia pokłoniła się nam. Spacerowałyśmy dalej aż dotarłyśmy do małego strumyka z prześlicznym drewnianym mostem. Woda była bardzo czysta mogłybyśmy się jej napić. Usiadłyśmy na zdobionej ławeczce. W okolicy śpiewały ptaki, słychać było szum liści i wody ze strumienia. W tej scenie można się było zakochać... Dyskutowałyśmy dalej o tej pięknej scenerii, gdy nagle usłyszałyśmy...

*Muahahahahahhaahahaaahh, macie polsat c;
Muszę się opamiętać bo jak złowrogi śmiech wejdzie mi w nawyk to mnie w psyhiatryku zamkną...

To tak, skoro polsat to nie dłużej niż jeden dzień, bo nie umiem być aż tak chamska, nie zostawię was samych.

Jest środek nocy, a ja słyszę bardzo niepokojące odgłosy... mam nadzieję, że to rury sąsiadów... bo jeżeli nie to polsat będzie trwać wiecznie, a ja zniknę na zawsze-awsze-awsze (takie echo)

Apokalipsa zombie || Ekipa rozpierdzieluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz