Rozdział 4

255 19 21
                                    

W trakcie jazdy, byłam cicho nie miałam ochoty włączać się do rozmowy. Spojrzałam na mojego brata, wtedy zobaczyłam, że ma na ręce opatrunek. Zapytałam:

-Tomek, co ci się stało?

-Złamałem rękę bo spadłem z pierwszego piętra, gdy uciekałem przed zombie...

-Kiedy?

-Dzisiaj, kiedy ty byłaś nieprzytomna.

-O...- zrobiło mi się, przykro wiedziałam, że to moja wina nie powinnam zostawiać Tomka samego... ale myślałam, że idzie za mną. Starałam się uspokoić, jadę przecierz jadę w bezpieczne miejsce. Odwróciłam się do okna, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. W mojej głowie pojawił się widok osoby pożeranej przez tego stwora, tam na tym evencie. To było dziś. Nie chciałam płakać, za kim? Wszystkie osoby na, których mi zależy są bezpieczne ja też... ale źle się czułam ten dzień mnie dobijał. Nagle samochód zatrzymał się.

-Tutaj wysiadamy-powiedział Plaga. Odpięłam się i wysiadłam z samochodu. Było już ciemno. Rozejrzałm się, byliśmy przed budynkiem, wyglądał na opuszczony, miał dwa piętra i otoczony był drutem kolczasytm, który 'wyglądał' na zepsuty a brama była otwarta. Zdziwiłam się, i zapytałam chłopaków gdy wszyscy już wysiedli:

-Co to ma być?

-Spokojnie, baza jest w piwnicy, drut kolczasty działa lecz trzeba go włączyć, wygląda to tak aby nikt nic nie podejrzewał. W razie ataku na piętrach gotowe są ,te wieżyczki strzelnicze. - wyjaśnił Ignacy. A co z otwartą na oścież bramą???~pomyślałam. Postanowiłam nie pytać o więcej. Zeszliśmy do piwnicy. Były tam spore, metalowe drzwi, z kilkomi pokrętłami, ekranikami i przełącznikami. Zaraz drzwi? Nie, przypominało to drzwi, były one okrągłe i bardziej wyglądały jak wejście do jakiegoś sejfu. Otworzenie ich zajęło Bartkowi (bo to on je otwierał) chyba 10 min pomimo, że ani razu się nie pomylił. Weszliśmy do ogromnej szerokiej hali, ze stanowiskami strzelniczymi po drugiej stronie. Zastanawiałam się po co to jest? Co to strzelnica w piwnicy? Miałam dość tego dnia na zewnątzrz było ciemno, i myślałam co mnie dzisiaj jeszcze zaskoczy. Alien, poszedł zamknąć 'drzwi' a ekipa szła dalej przez halę. Hadesiak widząc moje zakłopotanie zapytał i zatrzymał mnie:

-Zastanawiasz się pewnie co to za sala?

-Tak...

-To ostatnia linia obrony w przypadku napadu stworów- powiedział i objął mnie ręką.

- Spokojnie nie musisz się bać, jestem z tob... jesteśmy z tobą tutaj jesteś bezpieczna.- mojej głowie znów pojawił się obraz tego zombiego pożerającego tego człowieka. Oderwałam się od niego, odrzuciłam jego rękę, i wybiegłam z pokoju. Reszta ekipy siedziała już tutaj. Pomieszczenie było zwyczajnym salonem z dwiema sofami, kilkoma fotelami, oraz obecnie kilkoma krzesłami z jadalni. Wszystko utrzymane było w odcieniach beżu, bieli i żółci. Na środku znajdował się biały dywan. Na ścianach znajdowały się półki z książkami, obrazy. Weszłam, a raczej wbiegłam. Gdy zobaczyłam wszystkie oczy skierowane w moją stronę, udałam, że nic się nie stało. Chciałam uniknąć późniejszego wypytywania o sytuację. W pokoju byli wszyscy ocaleli, czyli ok. 10 osób. Ignacy i Bladii jako jedyni stali, ewidentnie chcieli poprowadzić jakieś zebranie. Usiadłam obok mojego brata i zaczęłam słuchać:

-Moi drodzy ocaleli, znajdujecie się w bazie HIA (Help In Apocalypse, czytaj:hijajej, błąd celowy) czyli organizacji dla, której pracujemy. -tu przerwał Bladeusz:

-Mieliście gorzej niż przejebane, ale my jako dzielna ekipa piesełów uratowaliśmy was! Generalnie zajmujemy się ratownikowaniem ludziów, w przypadku: apokalipsy, wojny, kataklizmów lub ataku istost pozaziemskich!- wszystko z piękną Bladeuszowską intonacją, i ruszaniem brwiami.

Apokalipsa zombie || Ekipa rozpierdzieluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz