Ratunek?|XIV

118 12 0
                                    

Ta cała apokalipsa trwała ledwie tydzień, a już tyle się wydarzyło... Obudziłam się w wczorajszej sukience, leżałam na jednym z piętrowych łóżek. Rozejrzałam się bo pokoju. Chyba wszyscy spali. Położyłam głowę spowrotem na poduszce. Cały mój świat zmienił się tylko dlatego, że pojechałam na ten rąbany MYT... Chociaż i tak apokalipsa by mnie dotknęła. Jedyną nadzieją stało się wojsko amerykańskie. Oby przybyli tutaj do kilku dni, i zabrali mnie... nas... zabrała całą tę apokalipsę. Zaprowadziła mnie do domu... do mojego domu gdy nie było apokalipsy, gdzie nie było śmierci i strachu.

*Perspektywa Julii, moment napadu zombie*

Gdy zobaczyłam stwora od razu rzuciłam się do drzwi. Wybiegłam przez nie i zobaczyłam więcej stworów pełzających w moim kierunku. Stanęłam w bezruchu. Nagle ktoś pociągnął mnie za nadgarstek. Był to Kuba. Pobiegłam za nim. Nie wiedziałam gdzie uciekamy. Wtedy wbiegliśmy do zbrojowni, jako ostatni, za nami drzwi zostały zamknięte. Siedziało tutaj już kilka osób. Ja usiadłam pod jedną ze ścian. Chłopaki byli już wstawieni, trudno było mi z nimi porozmawiać, byłam jedyną dziewczyną wśród nich. Nie było szans aby pijani, nawet z tymi zasobami broni poradzili sobie z tą armią. Postanowiłam skontaktować się z Anią, Kasią, i chłopakami których tutaj nie było. Dowiedziałam się, że są w bunkrze, i żyją. Co prawda nie wszyscy przeżyli, ale cieszyło mnie, że najważniejsze dla mnie obecnie osoby są całe i zdrowe. Ekipa szybko posnęła. Położyłam się spać. Miałam nadzieję, że rano jak wstaną i ogarną co się wydarzyło zaatakują te zombiaki. W końcu mieliśmy broń. Zastanawiało mnie dlaczego, Kuba mnie 'uratował' dlaczego mnie zabrał ze sobą? Zasnęłam...

***

Wstałam pierwsza. Byłam mega głodna, nie jadłam kolacji, i nie było szans na śniadanie. Pięknie. Chłopaki śpią a do spiżarni lub magazynu się nie dostanę sama. Chwyciłam mój telefon, był prawie wyładowany, co prawda w zbrojowni były kontakty ale nie miałam ładowarki. Napisałam szybko do Ani może też nie śpi:

Do Ania c:
Śpisz? Jestem mega głodna a chłopaki śpią co mam zrobić?

Od Ania c:
Wiesz co nie śpię, ale to słabo że nie macie jedzenia my tutaj w bunkrze mamy sporo zapasów.

Do Anua c:
Co mam zrobić, zombie są tam dalej a mi za chwilę wyładuje się telefon mam 5%

Od Ania c:
Nie masz ładowarki?

Do Ania c:
Nie

Od Ania c:
Budź chłopaków jak nie będą mieć aż tak kaca to musicie się wydostać, jak będą umierać będziecie musieli czekać na ratunek od USA. Mają przybyć dziś.

Do Ania c:
Okej pa.

Nie widziałam już co odpisała bo mój telefon wyłączył się. Przytuliłam go... miałam dość życia i tego świata. Myślałam czy nie otworzyć drzwi i dać się zabić tym stworom. Albo wziąć którąś z tych broni i strzeluć sobie w głowę. Moi dawni przyjaciele oprócz Moniki, Kasi i Ani nie żyli. Rodzice nie dawali kontaktu, tak jak i moje rodzeństwo. Zostałam sama... Po co żyć uciekając przed nieuniknioną śmiercią. Nie miałam praktycznie nikogo. Ale zaraz Ania i Kasia nadal żyją... są razem, a ja jestem tutaj sama, głodna. Może nie sama wciąż byli tutaj chłopaki. Obudziłabym ich strzałem w moją głowę. Trudno jako pierwsi by się dowiedzieli. Zaczęłam żałować, że Kuba mnie uratował, że chwycił mnie i zabrał z tamtąd, ten zombie mógł mnie zabić i byłoby po sprawie. Ale nadal mam Kasię i Anię i jeszcze Monikę... będą płakać za mną... zależy im na mnie... chyba. No chyba, że też umrą co jest prawdopodobne. Czy jest sens w ciągłym uciekaniu? Uciekaniu przed żywą śmiercią? Rozglądałam się po pokoju. Chłopaki leżeli na podłodze lub pod ścianami na kocach, które udało się nam znaleźć. Patrzyłam na regały z bronią, miałam ochotę wziąć jakiś pistolet i strzelić... zakończyć to życie... Obserwowałam też ściany, były zwyczajne szare nieciekawe ale gdy na nie parzyłam nie widziałam broni i moje myśli zmieniały się na moje jedyne żyjące przyjaciółki. Postanowiłam wstać. Chwiejnym krokiem gdyż bałam się, tego co chcę zrobić. Nigdy się nie cięłam nigdy nie chciałam popełnić samobójstwa. Dotknęłam broni, moja ręka cofnęła się. Ciągle się bałam. Wzięłam pistolet do ręki. Dotknęłam metalu, przejecha łam palcem po lufie, bałam się samobójstwa ale miałam dość życia i ciągłej ucieczki... Wczoraj byłam szczęśliwa. Myślałam, że jestem bezpieczna a naprawdę byłam w ciągłej ucieczce, ucieczce przed... apokalipsą żywej śmierci. Z bronią w ręce wróciłam do mojego początkowego miejsca i usiadłam pod ścianą. Patrzyłam tempym wzrokiem na broń w moich dłoniach. Czy ja naprawdę chcę to zrobić? Czy to ma sens? A może życie jest ważniejsze? Ale na co komu życie w ciągłym strachu i ucieczce. Z moich oczu poleciały łzy... musiałam się uciszyć nie mogłam łkać, jeszcze obudziłabym kogoś a ta osoba na pewno zabroniłaby mi się zabić, nie zgodziłaby się na to. Wstałam. Byłam już pewna tego co chcę zrobić. Stanęłam na środku pokoju. Nadal ze strachem przyłożyłam broń do skroni. Bałam się nadal nie strzeliłam. Czy to aby na pewno ma sens? Czy dobrze robię? Jeszcze tyle pięknych chwil mam do przeżycia... Ale jakich? Uciekania przed zombie? Piękne chwile życia pożarcie przez zombie. Miałam dość natłoku myśli. Miałam broń przy skroni gdy nagle... ktoś chwycił za pistolet, który trzymałam w ręce i skierował do w sufit. Następnie broń została mi wyrwana a ta osoba powiedziała spokojnym szeptem:

Apokalipsa zombie || Ekipa rozpierdzieluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz