1*

2.1K 72 5
                                    

   Już zbliżał się ranek, kiedy zadzwonił budzik. Spojrzałam na zegarek - 4:32. Ledwo zaczynało świtać. Przewróciłam się na drugi bok, nie wyłączając budzika. Chciałam się najpierw trochę rozbudzić. Poczułam mocne ukłucie w plecach - mam to od wypadku, który nastąpił jakieś 10 lat temu. Powoli przeszłam do siadu, następnie powoli dźwignęłam się do góry. W końcu stałam już obok łóżka. To wcale nie takie proste wstawać tak wcześnie rano. Teraz dopiero mogłam wyłączyć budzik - stałam już o własnych siłach. Spojrzałam na szafę i westchnęłam...
   Po piętnastu minutach byłam gotowa do opuszczenia sypialni - zdążyłam już przygotować ubrania i je założyć. Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchnio-jadalnio-salonu. Po lewej - część kuchenna, po środku - jadalnia, a po prawej - salon. Na przeciwko mnie przez okno zobaczyłam, że świeci się światło w mieszkaniu w sąsiednim budynku.
  
   Od niedawna mieszkam w Londynie, w swoim własnym mieszkaniu. Zamieszkuję przytulną kamieniczkę. Moje mieszkanie znajduje się na pierwszym piętrze. Na przeciwko mnie, w sąsiednim budynku, który od mojego oddziela droga, jest mieszkanie znajdujące się na równi z moim. Nie mam pojęcia, kto tam mieszka. Bardzo wcześnie rano świeci się tam światło, już około 5 słychać silnik samochodu i ktoś stamtąd odjeżdża. Natomiast bardzo późno w nocy samochód wraca i ktoś przechodzi szybko do domu... Podejrzane...
  
   Podeszłam do okna i spojrzałam na drzwi sąsiedniego budynku - ktoś właśnie wychodził. Przed domem stanął szczupły i wysoki brunet. Miał na sobie czarną kurtkę motorową, czarne spodnie i rękawiczki motorowe, a w ręce trzymał kask. Zamknął kluczem drzwi od domu i ruszył w stronę motoru stojącego na środku drogi. Mężczyzna wszedł na motor i ruszył wzdłuż kamienicy. Po chwili zniknął za zakrętem.
  
   Nie wiedziałam, że ten motor należy do niego. Podniosłam brwi, ale po chwili westchnęłam, stwierdzając, że nie mam po co zajmować się takimi głupstwami. Postanowiłam zjeść śniadanie, więc szybko otworzyłam lodówkę i wyjęłam owsiankę. Uwielbiam ją.

  Siedziałam przy stole w jadalni i obserwowałam ulice do godziny 6:30.

   Można by się zastanawiać "Dlaczego wstaję tak wcześnie, skoro później siedzę bezczynnie przy oknie, mając nadmiar czasu?". Odpowiedź jest prosta - jestem rannym ptaszkiem. Nie lubię wstawać późno. Czuję wtedy, że tylko marnuję dzień. Poza tym jest coś jeszcze... Ten mężczyzna wzbudza we mnie ciekawość. Może jest kimś ważnym, albo kimś niebezpiecznym. Często obserwuję go. To znaczy... Tylko jak odjeżdża rano i jak wraca wieczorem. Inaczej nie mam okazji.
 
   O 6:30 wstałam od stołu, ubrałam kurtkę i buty, wzięłam torbę i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi i zeszłam schodami w dół na parter. Czekała tam już na mnie moja starsza sąsiadka. Starsza kobieta wygląda na jakieś 77 lat. Tak. Tyle dałabym jej.

- Oliwia. Idziesz już do szkoły? Nie wiesz, gdzie mój mąż? - zapytała, rozglądając się wokoło.

   Tak naprawdę to pani Thomson ma ciężkie przeżycie za sobą... Jej mąż zmarł trzydzieści lat temu na zawał. Ona natomiast kilka lat po jego śmierci zaczęła tracić pamięć. Jest z nią coraz gorzej. Oczywiście nie chcę jej robić przykrości i staram się być w stosunku do niej delikatna w tych sprawach.

- Pani Thomson... - uśmiechnęłam się nerwowo - będę dzisiaj późno. Muszę iść na zakupy. Niech pani położy się i odpoczywa. Oczywiście odwiedzę jeszcze dzisiaj panią. Chce pani coś ze sklepu?

   Jest samotna. Sąsiedzi pomagają jej jak mogą, ale ona potrzebuje czegoś więcej... MIŁOŚCI... Jest dla mnie jak babcia, której nie mam. Wydaje mi się, że ja jestem dla niej także bliską osobą. Opieka nad nią sprawia mi przyjemność.

- Poproszę pastylki miętowe - uśmiechnęła się szczerze.

- Dobrze. Do widzenia! - krzyknęłam i wyszłam z budynku. Prawdopodobnie poszłabym dalej, gdyby nie to, że zauważyłam pewną rzecz leżącą obok drzwi od domu mojego "tajemniczego" sąsiada. Przecież to nie moje, więc nie musiałam się tym interesować, ale... To był portfel... Dosyć gruby. To też nie moja sprawa. Ale... Kątem oka zauważyłam, jak przechodzący mężczyzna zgarnia ręką przedmiot, chowa do kieszeni i idzie dalej, jakby nigdy nic.

- Przepraszam! - podbiegłam do niego. On nieco się zląkł i zmierzył mnie wzrokiem.

- A ty czego chcesz? - był typem bezdomnego żula, bo inaczej tego nie ujmę, który bez poczucia winy zgarnia cudze rzeczy. Wysoki, chudy blondyn. Włosy przetłuszczone i zmierzwione do ramion i długą brodą. Ubrany w jeansy, zieloną kurtkę i czerwoną bluzę, bo kaptur wystawał spod kurtki.

- Widziałam, jak schował pan portfel. Oczywiście, rozumiem, że nie ma pan pieniędzy, ale to czyjaś własność. Proszę mi oddać chociaż portfel z kartami kredytowymi, dokumentami... Pan może wziąść całą gotówkę... - przełknęłam ślinę, na widok rozwścieczonej miny mężczyzny.

- Co ty sobie myślisz?! Starszych obrażać?! Nie wstyd ci, smarkulo?! - zanim zdążyłam cokolwiek wypowiedzieć, podszedł do mnie i już miał mnie uderzyć, kiedy usłyszałam dźwięk motoru...

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz