7*

1K 58 11
                                    

Leżałam plecami do chodnika. Obraz zaczął się rozmazywać. Zobaczyłam nad sobą tego mężczyznę. Nagle zasnęłam...

~•~

Powoli wszystko zaczęło przybierać białą barwę. Następnie przybierało kolorów. W końcu ukazały mi się koślawe kształty. Potem wyostrzyły się i wreszcie mogłam zobaczyć, że jestem w małym pokoiku. Leżałam na wygodnym, regulowanym łóżku. Obok łóżka znajdował się mały stoliczek. Okna pozasłaniane były beżowymi zasłonami, przez które prześwitywało światło.

Dopiero teraz zauważyłam, że jestem ubrana w białą, sztywną sukienkę. Wyglądała, jak koszula chirurgiczna. Chwila. To była koszula chirurgiczna.

- Gdzie jestem? - wyszeptałam do siebie. Było to pytanie retoryczne, bo nie miał kto mi na nie odpowiedzieć.

Widząc, że przez czekanie nie dowiem się niczego, wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Znalazłam się na długim korytarzu, gdzie czekało mnóstwo ludzi. To był szpital. Albo coś do niego podobnego. Podeszłam do dziewczyny, siedzącej najbliżej mnie.

- Przepraszam. Gdzie ja jestem? Czy to szpital?

- Proszę? A tak. Chyba tak. Nie wiem. Źle się czuję - oddaliła się ode mnie.

Na końcu korytarza była pielęgniarka. Podbiegła do mnie.

- Jak się czujesz? Jesteś Ana Weasley? - spojrzała na listę pacjentów.

- Tak. To ja. Dlaczego jestem w szpitalu?

- Miałaś wypadek. Ktoś z rodziny czeka przy wyjściu. Zrobimy jeszcze badania i jesteś wolna. Zapraszam do gabinetu - otworzyła drzwi po przeciwnej stronie i wprowadziła mnie do środka.

Pół godziny później wyszłam z gabinetu trzymając gazik przyłożony do prawego ramienia. Nadal sączyła mi się z ręki krew. Udałam się w stronę wyjścia.

- Ana! - Usłyszałam znajomy głos.

- Thomas? - zaczęłam szukać wzrokiem po sali właściciela głosu.

Wreszcie znalazłam Sangstera. Podszedł do mnie.

- Dlaczego nie odbierałaś telefonu, ani nie odpisywałaś? Kto cię gonił? Niczego nie rozumiem. Wytłumacz mi wszystko natychmiast.

- Ale w domu. Jestem zmęczona. Chcę jak najszybciej wracać do domu! - krzyknęłam kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

- No dobrze... - westchnął rozglądając się wokoło.

- Idziesz?

- Tak, tak...

Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się na parking, gdzie miał czekać samochód Sangstera...

- Gdzie twój samochód? - zapytałam wystraszona.

- Nie przyjechałem samochodem. Ale mam motor. Tu stoi - wskazał na maszynę stojącą obok.

- Żartujesz

- Nie - jego chłodny wyraz twarzy mówił mi, że nie kłamie... - zakładaj kask

- Nie. Ja tym nie pojadę! Pojadę autobusem!

- Nie! Ostatnio, jak miałaś "jechać autobusem", nie mogliśmy cię znaleźć i znalazłaś się w szpitalu - złapał mnie za dłoń. Jednocześnie spojrzeliśmy na nasze splecione dłonie i synchronicznie szybko je od siebie oderwaliśmy.

- Ale... Ja się boję - spojrzałam na motor - nigdy czymś takim nie jeździłam. Zwłaszcza po drodze. Co, jeśli to się przechyli? A jeśli koło odpadnie?

- Nie wygłupiaj się. To porządny motor. Zakładaj kask i wsiadaj - Sangster włożył kask na głowę i usiadł na motor czekając, aż zrobię to samo - Ana... Pośpiesz się...

- Jak zginiemy, to cię zabiję - włożyłam kask na głowę i bez wahania wsiadłam na tę maszynę. Oparłam dłonie o tylną część pojazdu.

- Spadniesz. Złap się mnie. Nie gryzę.

Powoli i delikatnie złapałam się jego kurtki. Motor ruszył. Już po kilkunastu sekundach jazdy siedziałam wtulona w plecy Thomasa. Zamknęłam oczy i modliłam się w duchu, żeby bezpiecznie dojechać do naszej kamieniczki.

Po około pół godzinie jazdy zaczęliśmy zwalniać. Dopiero wtedy otworzyłam oczy i zorientowałam się, że wjeżdżamy w naszą kamieniczkę. Nadal jednak nie zamierzałam odkleić się od Sangstera. Zatrzymaliśmy się.

- Ana, możesz mnie puścić. Jesteśmy na miejscu - roześmiał się.

- A... Tak... - Odczepiłam się i zeszłam z motoru.

- I było tak źle? Przypominam, że nadal żyjemy.

- Było świetnie. Kiedy znowu będę mogła się przejechać? - Udawałam zadowoloną.

- Przecież wiem, że się bałaś - powiedział obojętnie i zszedł z motoru. Następnie odprowadził go do garażu - wracaj do mieszkania. Wszyscy się martwią. Ja idę do siebie.

- Thomas, poczekaj. Kto cię zawiadomił, że trafiłam do szpitala? Gdzie mój telefon?

- Nikt mnie nie zawiadomił. Mówiłem, że szukałem cię po CAŁYM Londynie. Sprawdziłem wszystkie szpitale. Jakiś chłopak zawiadomił karetkę. Podobno podknęłaś się i straciłaś przytomność. Nadal jednak nie jesteś usprawiedliwiona z tego, że nie dawałaś oznak życia. Ale to innym razem. Muszę coś załatwić - Wszedł do domu.

Ja również udałam się do siebie. W korytarzu zastałam panią Thomson, panią Jennie, Pana Ernesta I Marka. Sophie nie było... Opowiedziałam im wszystko. Byli co prawda na mnie źli, ale cieszyli się, że jestem cała i zdrowa.

- Kiedy Thomas przyjechał z Sophie, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Przespałam całą noc. Mam twardy sen - powiedziała pani Thomson, kiedy weszłam z nią do jej mieszkania i zaśmiała się - Jennie, Ernest i Mark byli na zebraniu członków klubu ogrodniczego. Wiesz, jaki mają do tego zapał. Ehh te dzieciaki... W każdym bądź razie. Spędzili tam całą noc! Mieli jakiś bal, czy coś. Thomas opowiedział mi o sytuacji, jaka zaszła w nocy, następnie zapytał o ciebie
Zdziwił się, kiedy powiedziałam, że ciebie nie ma. Byliśmy pewni, że pojechałaś jeszcze na zakupy, albo gdzieś jeszcze. Postanowiliśmy do ciebie zadzwonić, ale nie odbierałaś cały dzień! Kiedy my siedzieliśmy i martwiliśmy sięz Thomas wziął do ręki kurtkę i powiedział, że nie może cię tak zostawić i musi cię znaleźć, choćby nie wiem co! Wskoczył na motor i pojechał. Następnie Ernest i Jennie oraz Mark wsiedli do samochodów i zaczęli cię szukać. Ja czekałam tu niespokojna. Jak mogłaś mi coś takiego zrobić? Thommy szukał cię po całym Londynie. Dosłownie wszędzie. Kiedy cię wreszcie znalazł, zadzwonił do mnie. Z jego głosy wyczytałam, że okropnie mu ulżyło. Ma chłopak dobre serce - uśmiechnęła się i zrobiła dumną minę.

Podeszłam do okna i spojrzałam, jak wsiada na motor i opuszcza kamienicę.

- Gdzie on pojechał? - zapytałam patrząc na panią Thomson.

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz