15*

781 43 2
                                    

- Ty nie jesteś jedynym problemem na mojej głowie. Mógłbym po prostu zostawić cię tam i wracać na plan filmowy, ale nie zrobię tego, więc bądź mi wdzięczna. Muszę ciężko pracować. Ciągle napadają na mnie fani, co jest bardzo stresujące. Kilkadziesiąt razy powtarzam tę samą scenę. Ze mną jest jeszcze mnóstwo aktorów i każdy ma jakieś problemy. Można tam się wykończyć. Poza tym, reżyser, który kręcił poprzedni film, w którym grałem, nie chce zapłacić nikomu. Ale nie martwię się teraz innymi. Nie narzekam na pieniądze. Mam ich dużo, ale z tym reżyserem to kolejny problem, który trzeba rozwiązać. Nie mogę chociaż trochę odpocząć?

~•~

   Patrzyłam na niego wystraszona jego podniesieniem głosu. On nie spojrzał na mnie ani razu. Ciągle patrzył na drogę.

- Mogę zostać? Właśnie mijamy rezydencję pani Russi. Obiecuję, że za tydzień wrócę do Anglii! - próbowałam go jakoś przekonać.

- A rób, co chcesz - gwałtownie się zatrzymał i wysiadł z samochodu. Patrzyłam, jak okrąża pojazd i podchodzi do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i pozwolił mi wyjść.

- Nnnnaprawdę? - cały czas obserwowałam go ze strachem.

- Wychodzisz, czy jedziesz ze mną? - zapytał po raz ostatni.

- To ja... Może wrócę do Anglii... - wydusiłam z siebie. Nie sądziłam, że on się zgodzi. To znaczy... Nie zgodził się, tylko miał mnie już dość - Ale wysadzić mnie tu, przyjaciele mnie odwiozą potem. Chcę się jeszcze z nimi pożegnać. Dziękuję za pomoc - szybko powiedziałam, wysiadając.

Nie odezwał się, tylko wsiadł do samochodu i odjechał. Patrzyłam za autem, do póki nie zniknął mi z oczu. Potem pobiegłam do pani Russi i zaczęłam z nią rozmowę. Po południu spotkałam się z Julią, Lucją, Valentiną, Federico, Lorenco i Mateo. Powiedziałam im, że wieczorem muszę wracać, ale jeszcze wrócę. Po spotkaniu, odwieźli mnie na lotnisko, a ja opuściłam Włochy samolotem.

Kiedy leciałam tak nad chmurami, łzy zaczęły wypływać mi z oczu. Fajnie mieć takich przyjaciół...

Następnego dnia o godzinie drugiej po południu byłam już w Londynie. Usiadłam na ławce na lotnisku i zadzwoniła do Marka, który po pół godzinie był już na parkingu lotniska. Zabrał mnie do domu.

- Szalona dziewczyna - powiedziała pani Thomson na mój widok, kręcąc przy tym głową.

- No to raz mówisz tak, a raz tak. Zdecyduj się. Wolisz, żebym za nim latała, czy żebym sobie odpuściła? - krzyknęłam zdenerwowana.

- "Latała" to dosłownie, czy w przenośni? - zapytała wrednym tonem.

- Jedno i drugie - odburknęłam, biorąc do ręki swoją torbę i wchodząc do mieszkania pani Thomson.

- Przed chwilą dzwonił do mnie, czy już jesteś. Powiedziałam, że jeszcze nie. Może oddzwonisz? - spojrzała na mnie zachęcająco.

- Ehh... - odebrałam z jej ręki telefon i wybrałam numer - halo?

- Tak, słucham? - odezwała się tą sama kobieta, z którą rozmawiałam wtedy na lotnisku we Włoszech.

- Daj mi Thomasa - powiedziałam niegrzecznie, licząc, że wreszcie do niej dotrzeć, że jak muszę z nim rozmawiać to muszę.

- PAN SANGSTER nie może teraz podejść do telefonu - odpowiedziała obojętnie.

- Powiedz mu, że jeśli nie oddzwoni w przeciągu dziesięciu minut, blokuję ten numer i nie utrzymuję z nim więcej kontaktu - nie zwracałam już w ogóle uwagi na ton ani na słowa.

- Niech pani poczeka - powiedziała poirytowanym głosem - właśnie przyszedł. Panie Sangster, jakaś kobieta do pana.

- Tak, słucham? - zapytał Thomas.

- To ja. Jestem już na miejscu. Tylko tyle chciałam ci powiedzieć. To na razie - już miałam się rozłączać, gdy pani Thomson dała mi znak ręką, żebym oddała jej słuchawkę - masz panią Thomson.

Podałam jej telefon i sama usiadłam na krześle, podpierając się ręką o stół.

- Tak, tak. Czekamy. Wracaj szybko! - krzyknęła do telefonu i rozłączyła się. Zaczęła się do mnie dziwnie uśmiechać.

- Nie lubię tego uśmiechu. Idę - westchnęłam i wstałam, zgarniając z podłogi swoją torebkę. Następnie wyszłam z mieszkania pani Thomson i udałam się do swojego.

Wzięłam do ręki kartkę i długopis. Zaczęłam pisać coś w rodzaju usprawiedliwienia. W sumie to nie orientowałam się, czy za nieobecność na studiach trzeba pisać usprawiedliwienia, czy nie. Na wszelki wypadek wolałam napisać, że źle się czułam.

Po skończeniu odłożyłam kartkę na bok i oparłam się o dłonie, kładąc je na stole. Spojrzałam na okno w pokoju Sangstera - było dziwnie pusto.

- Dam sobie z nim już spokój. Na zawsze... - powiedziałam, ziewając - muszę trochę odpocząć... - poszłam do mojej sypialni i rzuciłam się na łóżko, następnie zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy snów.

Kiedy się obudziłam, była godzina 1:30. Mój zegar biologiczny uległ bardzo poważnej zmianie. Nie mogłam już zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, lecz bezskutecznie. W końcu zebrałam siły i wstałam z łóżka. Naprawdę nie miałam ochoty na NIC!










PRZEPRASZAM ZA DOSYĆ DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ. NIE MIAŁAM WENY. ALE JUŻ JESTEM! I POSTARAM SIĘ UTRZYMAĆ SYSTEMATYCZNY CZAS PISANIA. TROCHĘ JESZCZE SOBIE POUKŁADAM W GŁOWIE DALSZE LOSY BOHATERÓW.

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz