16*

801 45 2
                                    

Kiedy się obudziłam, była godzina 1:30. Mój zegar biologiczny uległ bardzo poważnej zmianie. Nie mogłam już zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, lecz bezskutecznie. W końcu zebrałam siły i wstałam z łóżka. Naprawdę nie miałam ochoty na NIC!

~•~

   Rozłożyłam ręce, w celu wyczucia nimi telefonu, który powinien leżeć gdzieś na szafce. Było strasznie ciemno. Wreszcie dotrwałam urządzenie i włączyłam je. Przez chwilę moje oczy bardzo raził blask ekranu. Zmniejszyła jasność i zaczęłam grać w nudne gry logiczne. Nagle przyszło mi powiadomienie. Dopiero po chwili zorientowałam się.

Wyłączyłam gry i zobaczyłam powiadomienie. Było to przypomnienie o wykładzie, który miałam przeprowadzić tego dnia. Co za pech! Doszło dopiero teraz i to dopiero o tej godzinie! Zostało wysłane kilka dni wcześniej, ale dopiero teraz przyszło.

Rzuciłam telefon na łóżku i pobiegłam do salonu. Wyjęłam szybko z szuflady w komodzie kartkę i długopis. Zaczęłam się rozpisywać i o 3:25 skończyłam. Ziewnęłam i pobiegłam zaspana do łazienki.

O godzinie 6:02 zabrałam się za śniadanie, a 15 minut później biegłam już na przystanek. W szkole byłam o 6:50. Zdyszana wbiegłam do sali wykładowców i zajęłam miejsce przy ambonce. Następnie rozłożyłam papiery i poprawiłam mikrofon. Dopiero teraz zaczęłam zwiedzać pomieszczenie wzrokiem. Szczerze udało mi się, bo akurat jeszcze nie było nikogo w środku.

Wykład to było jedno z tych naszych prywatnych zadań domowych. Trzeba przedstawić wszystko, co się przygotowało naszym wykładowcom. Tak ty wyglądało...

Nagle drzwi do sali otworzyły się i weszło troje wykładowców. Dosyć młoda, wysoka i zgrabna kobieta o blond włosach i surowym wyrazie twarzy oraz dwójka strasznych mężczyzn, ubranych elegancko i z lekką siwizną na głowach.

Ukłoniłam się i zmusiłam się do szczerego uśmiechu. Odwzajemnili go, następnie zajęli miejsca na przeciwko mnie, przy podłużnym stoliku.

Byłam gotowa. Spojrzałam na kartkę leżącą przede mną i zbladłam. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Wszystko zaczęło nabierać czarnych i białych barw. Momentalnie przestałam oddychać i myślałam, że stracę przytomność. Papiery, które leżały przede mną, nie były wcale moim wykładem. To były notatki z lekcji, która całkowicie nie dotyczyła mojego tematu wykładu.

Szybko zareagowałam. Otrzepałam się i napiłam się wody. Następnie rzuciłam uśmiech w stronę wykładowców i zaczęłam:

- Witam Państwa bardzo serdecznie. Ja, nazywam się Ana Weasley i mam zaszczyt przeprowadzić dzisiaj wykład specjalnie dla państwa! Jest to uczelnia, gdzie uczymy się, jak projektować dom, jak to wszytko łączyć w całość! Ale... Ja dzisiaj nie będę o tym mówić, będę mówić o czymś zupełnie innym! - zadanie to nie polegało na tym, żeby zrobić wykład o architekturze, tylko o zrobieniu wykładu.

Więc wykorzystałam okazję i zaczęłam improwizować. Wykładowcy zaczęli szybko notować coś na kartkach.

- To co, zaczynamy? - na skinienia głowami zaczęłam mówić dalej. Chciałam jakoś wpłynąć na wykładowców, ale w taki sposób, żeby zachwycić ich opowiadaniem. Czy mi się to udało? Kiedy skończyłam, podziękowałam za wysłuchanie i pożegnałam się. Następnie wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z sali.

- Boże, Boże, Boże! - złapałam się za głowę. Oparłam się plecami o zimną ścianę i zamknęłam oczy.

- Gorzej niż u mnie to na pewno nie było - odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka. Znowu chłopak! Mam już dość!

- Proszę? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

- Mój wykład był okropny. Tylko, że ja wykładałem wczoraj. Jestem Andrew - powiedział brytyjskimi akcentem.

- Miło mi. Ja jestem Ana. Muszę już iść. Cześć - zrezygnowana wymamrotałam i poszłam w kierunku toalety.

- To cześć! - usłyszałam, kiedy zamykałam drzwi.

- Eh! - rzuciłam torebkę na blat umywalki - czekasz tu! - następnie wyjęłam z niej teczkę z milionem prac, wypracowań, bazgrołów itd. i oddaliłam się, żeby w spokoju znaleźć treść swojego wykładu i mniej więcej porównać, czy moje spontaniczne wystąpienie było choć trochę lepsze od tego.

Po sprawdzeniu każdej osobnej kartki po trzy razy, odpuściłam z pewnością, że wykład został w domu na stole... Wróciłam do umywalki. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się. Powinnam zacząć się malować. Bez makijażu wyglądam okropnie!

Odkręciłam wodę i umyłam ręce, następnie twarz zimną wodą. Sięgnęłam po ręcznik papierowy i wytarłam ręce. Nie miałam zamiaru wycierać tym także twarzy, więc odnalazłam chusteczki w kieszeni i wytarłam nimi ją. Zerknęłam na torebkę, która zaczęła brzęczeć. Wyjęłam z niej telefon - to on brzęczał.

- Co znowu? - zapytałam wściekłym tonem, wiedząc, że to Thomas.

- Gdzie jesteś?

- No przecież w Londynie! Na uczelni!

- A dokładniej?

- A co cię to? Jestem w toalecie - starałam się być wredna, ale mi się nie udawało i pod koniec każdej wypowiedzi zmieniałam ton głosu na miły...

- A okey. Będziesz tak łaskawa i wyjdziesz przed budynek? - zapytał, śmiejąc się.

- Nie? Właśnie będę wracać do domu, więc wyjdę tylnym wyjściem. Papatki - powiedziałam ironicznie, udając niezwykle zadowoloną z życia.

Jak zwykle rozłączyłam się, zanim Thomas zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Wyszłam z toalety i ruszyłam w stronę tylnego wyjścia. Zastanawiałam się, o co temu idiocie chodziło. Nie zwracałam uwagi na mijanych nauczycieli, ani uczniów. Po prostu szłam wgapiona w podłogę. Patrzyłam, jak moje buty pojawiają się przede mną i znikają za mną. Raz, dwa. Raz, dwa. Raz, dwa. Z chodu przeszłam w trucht. I nagle zderzyłam się z drzwiami wyjściowymi.

Westchnęłam, odzyskując świadomość i otworzyłam je. Wyszłam z budynku, a zza rogu wybiegł we własnej osobie Thomas Sangster!

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz