3*

1.2K 60 43
                                    

- To ja ci znajdę kawalera - na jej twarzy pojawił się uśmiech, co wprowadziło mnie w lekki niepokój - ja już nawet mam na oku kogoś dla ciebie...

~•~

Następnego dnia rano, kiedy wychodziłam z mieszkania, żeby wyrzucić śmieci, zastałam panią Thomson stojącą przed budynkiem na zewnątrz. Akurat padał deszcz, a ona wyglądała, jakby czegoś szukała.

- Pani Thomson! Niechże pani wejdzie do środka. Zmoknie pani i się przeziębi! - złapałam ją za ramię i ruszyłam do środka.

- Poczekaj! Za chwilę przyjedzie.

- Kto? - zapytałam zdezorientowana.

- Jak przyjedzie to zobaczysz - powiedziała tajemniczo. Spojrzałam na nią z rezygnacją i usiadłam na krześle na korytarzu. - Właśnie jedzie. Specjalnie przyjechał z pracy na moje życzenie.

- Nie wiem kto to, ale musi panią uwielbiać, skoro zwalnia się z pracy...

- Oczywiście! Zanim się tu zjawiłaś, on zajmował się mną tak dobrze jak ty!

- To on mieszka gdzieś tu niedaleko?

- Tak. Na przeciwko

Nagle usłyszałam odgłos silnika. Przed budynkiem zatrzymał się czarny samochód. Po chwili drzwi się otworzyły i z pojazdu wysiadł wysoki, szczupły brunet. Miał na sobie biały T-shirt z krótkim rękawem i czarne spodnie. Miał założone okulary przeciwsłoneczne.

- Witam, pani Thomson. Coś się stało? - zapytał uśmiechnięty. Jeszcze mnie nie zauważył.

- Tommy, wiesz, jak cię kocham. Jak własnego syna. Jesteś taki samotny. Myślę, że znalazłam ci kogoś! - zawołała radośnie.

Zrobiło mi się niedobrze... Że co?! Ona chce mnie z nim zeswatać?! Tak, to jest ten "tajemniczy mężczyzna", ale hello, jestem duża i nie potrzebuję, żeby ktoś mi załatwiał faceta! Zresztą... Jak to będzie teraz wyglądało? Że ja sama ją o to poprosiłam!

Powstrzymałam odruch wymiotny i pobiegłam schodami do góry na pierwsze piętro i wbiegłam do swojego mieszkania. Lekko uchyliłam okno znajdujące się nad wyjściem z budynku. Usłyszałam śmiech.

- Pani Thomson... Niech pani mówi, o co chodzi. Nie mam dzisiaj nastroju do żartów.

- Kiedy ja nie żartuję! - krzyknęła oburzona... - och... Tommy... To dobra dziewczyna. Wprowadziła się tutaj jakieś cztery miesiące temu, gdy byłeś jeszcze w Ameryce. Teraz, kiedy wróciłeś, powinieneś ją poznać. Od razu się w niej zakochasz! Na pewno! - z tonu jej głosy mogłam odczytać, że znowu miała dobry humor.

- No dobrze. Ale jeśli okaże się taka sama, jak poprzednie dziewczyny, z którymi chciała mnie pani umówić to ostrzegam, że już nigdy nie zgodzę się na nic podobnego - i znowu te śmiechy! Co się dzieje?!

~•~

Kilka godzin później stałam przed blatem kuchennym i robiłam tort. Dla kogo? Dla pani Thomson. Tego dnia były jej urodziny. Oczywiście, że pamiętałam. Tylko udawałam przed nią, że o niczym nie wiem. Razem z panią Jennifer i jej mężem Ernestem urządzaliśmy niewielkie przyjęcie dla sąsiadów.

Nagle przybiegła pani Jennifer.

- Ana, biegnij proszę szybko do Thomasa Sangstera. Mieszka na przeciwko. Zapomnieliśmy, że wrócił z Ameryki, a on też musi być na przyjęciu. To także sąsiad. Pani Thomson go uwielbia.

- Kto?! Thomas Sangster? Ten aktor?... - zrobiłam się blada, jak ściana...

- Tak, biegnij szybko. Ja zaniosę ten tort na dół! No już, już! Raz, dwa. - wzięła do ręki tort i wybiegła z mieszkania.

Spojrzałam przez okno na dom "tajemniczego mężczyzny". Zeszłam powoli po schodach, potem wyszłam z budynku i stanęłam przed drzwiami Sangstera. Zadzwoniłam do drzwi. Po chwili otworzyły się, a na przeciwko mnie stanął brunet.

- Dzień dobry. Ja jestem nową sąsiadką. Zorganizowaliśmy przyjęcie z okazji urodzin pani Thomson i przyszłam cię... To znaczy pana zaprosić - powiedziałam zawstydzona.

- Nie. Nie mów tak do mnie. Możesz mówić na TY. Nie jestem chyba od ciebie dużo starszy, prawda? - uśmiechnął się - ile masz lat?

"Nie jestem chyba od ciebie dużo starszy, prawda?" - i to miał być komplement?! On ma 28 lat!

- To znaczy... Ja mam 20 lat. Trzy miesiące temu rozpoczęłam studia...

- Miło mi. A jak masz na imię?

- Ana.

- Dobrze. Za chwilę będę. Dziękuję. - i wrócił do mieszkania. A ja odetchnęłam i otarłam kropkę potu spływającą z mojego czoła. Tak, denerwowałam się tą rozmową... Bardzo się nią denerwowałam.

Zrobiłam dwa kroki w tył, następnie odwróciłam się i wbiegłam do budynku, w którym mieszkam. Pani Jennifer biegała ze swojego mieszkania do mieszkania pani Thomas i na odwrót. Sophie - moja kolejna sąsiadka. Starsza ode mnie o rok - podeszła do mnie i złapała mnie za ramię:

- Ana, Mark właśnie wraca z panią Thomas od lekarza. Pomóż mi szybko wszystko przygotować!

Sophie to moja rówieśniczka. Jest ode mnie starsza tylko o rok. Świetnie się dogadujemy, chociaż nie spędzamy razem dużo czasu. Ona również przeprowadziła się do Londynu w celu studiowania, ale obrała inny kierunek niż ja.
Mark to dwudziestopięcioletni chłopak. Mieszka sam w mieszkaniu obok mojego. Jest na utrzymaniu rodziców z którzy przysyłają mu pieniądze pocztą. Mieszkają daleko. Dlaczego wyjechał do Londynu? Żadne duże ambicje. Po prostu chciał wyrwać się z domu rodzinnego i być z daleka od rodziców, którzy ciągle mówili mu, co ma robić.

Skinęłam głową i wbiegłam do pomieszczenia. Kiedy skończyliśmy przygotowania, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gdy usłyszałam "Ana, idź otwórz!", Położyłam przygotowany prezent na stole i wybiegłam na korytarz. Otworzyłam drzwi. Zastałam - jak się spodziewałam - Thomasa. Znowu te piękne oczy...

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz