Skinęłam głową i wbiegłam do pomieszczenia. Kiedy skończyliśmy przygotowania, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gdy usłyszałam "Ana, idź otwórz!", Położyłam przygotowany prezent na stole i wybiegłam na korytarz. Otworzyłam drzwi. Zastałam - jak się spodziewałam - Thomasa. Znowu te piękne oczy...
~•~
- Mogę? - uchylił bardziej drzwi od korytarza w celu wejścia do środka i zaśmiał się. Myślę, że chodziło mu o moją minę. Spodziewałam się go, ale zamurowało mnie, gdy spojrzałam w jego oczy. Znowu byłam w transie... Po chwili ocknęłam się i odsunęłam, żeby zrobić mu miejsce, aby mógł wejść do środka.
- Thomas, wróciłeś! - krzyknęła radośnie pani Jennie I przytuliła go. Następnie przywitał się z nim pan Ernest. Na samym końcu podeszła do niego Sophie. Popatrzyła w jego oczy, ich czar pewnie też ją urzekł. Bałam się o jej reakcję. Rzuci się na niego, czy go pocałuje? Wyszeptała tylko ciche "Thomas... Tęskniłam" i przytuliła go. Teraz już rozumiałam, że coś ich łączyło.
Znowu ten ścisk w żołądku. Wsunęłam się w ciemny kąt, następnie złapałam prezent dla pani Thomas i pobiegłam schodami na górę. Weszłam do swojego mieszkania. Właśnie przyjechał Mark z panią Thomson. Uspokoiłam się trochę. Gdy usłyszałam wesoły krzyk pani Thomson, wyszłam z pokoju i... Już miałam schodzić na dół, kiedy zaczęłam myśleć...
Lepiej będzie, jak zostanę tutaj. Potem złożę pani Thomson życzenia i dam prezent - kiedy wszyscy sobie pójdą. Powiem, że źle się czułam i nie dałam rady zejść na dół. Na pewno mi wybaczy... Chyba na pewno...
Z radosnych okrzyków i śmiechów wywnioskowałam, że właśnie zaczęło się składanie życzeń. Usiadłam przy stole i oparłam brodę na dłoniach patrząc przez okno. Liczyłam krople spływające po szybie. Czas zaczął mi szybko lecieć. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie wiedziałam, co robić. Biec otworzyć, wskoczyć do łóżka i udawać chorą, czy powiedzieć prawdę? Otrząsnęłam się i pobiegłam do drzwi. Okazało się, że to moja "Babcia".
- Wszystko w porządku? - zapytała przygnębiona.
- Pani Thomson... Proszę. To pani prezent - powiedziałam podając jej paczkę. Wcale się nie ucieszyła, tylko patrzyła na mnie smutno - Wszystkiego najlepszego. Bardzo przepraszam, że nie zeszłam, ale bardzo źle się poczułam. Podobała się pani impreza?
- Byłaby lepsza z tobą... - westchnęła - ale dziękuję za pamięć. Wiem, że ty także przyczyniłaś się do przygotowań...
- Tak, pani Thomson. Może wejdzie pani?
- O nie, nie, nie. Ja już pójdę i położę się spać. Zmęczona jestem. Ty także powinnaś położyć się już spać. Musisz być zmęczona... Dobranoc - powiedziała zamykając drzwi.
Zostałam sama w mieszkaniu. Podeszłam do okna w kuchni i spojrzałam na ulicę. W oknie na przeciwko błysnęło światełko. Aha... Pan domu właśnie wrócił do siebie... Spojrzałam na stos papierów leżących na komodzie - projekt na studia. Musiałam dokończyć go do końca tygodnia. A dzisiaj była środa. No to super.
Poszłam do łazienki, żeby wziąść gorącą kąpiel. Kiedy odświeżyłam się, zgasiłam światła w kuchnio-jadalnio-salonie i ostatni raz spojrzałam na gasnące światło w oknie Sangstera, następnie weszłam do sypialni i poszłam spać.
Następnego dnia rano obudziłam się jeszcze przed włączeniem się budzika. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Gwiazdy zaczęły już zachodzić, a na wschodzie, na widnokręgu zaczął malować się delikatny promień światła. Spojrzałam na zegarek - była 4:02. Nagle zadzwonił dzwonek. Naprawdę? Tak wcześnie? Nie wiedziałam, kto to i trochę obawiałam się, kto to mógł być.
Ubrałam szlafrok i wyszłam z sypialni. Powoli podeszłam do drzwi.
- Kto tam? - zapytałam zachowując zimną krew.
- Ana... Bo ja się boję. Ktoś chodzi od drzwi do drzwi i puka, ale nikt nie otwiera. Od kilku minut słyszę pukanie do drzwi, ale boję się podejść - usłyszałam głos Sophie
- O czym ty mówisz? - otworzyłam powoli drzwi.
- Dzisiaj już nie zasnę. Tylko twoje okno wygląda na tę część kamienicy. Zobaczmy kto to... - wbiegła do środka i skoczyła do okna.
- Ana... To jest jakiś facet... Wygląda strasznie! Nie znam go. Jest gruby. To znaczy nie aż taki gruby, ale grubszy. On cały czas puka do drzwi. Co robimy? - spojrzała na mnie.
- Poczekaj... - szybko poszłam do sypialni i przebrałam się. Otworzyłam drzwi na korytarz - jak się boisz to możesz tu zostać - powiedziałam zaspana - może to nic takiego. Ale na wszelki wypadek idź po Marka. Ja będę czekać przy drzwiach wyjściowych.
Sophie szybko pobiegla schodami na drugie piętro do Marka. Ja natomiast zeszłam na parter i lekko uchyliłam drzwi.
- Czy coś się stało? Wie pan, która jest godzina?
- Dawaj pieniądze! - krzyknął mężczyzna. Był pijany.
- Niech pan się uspokoi. Sophie! - krzyknęłam wgłąb korytarza, zamykając drzwi. Nie zdążyłam tego zrobić, bo mężczyzna złapał za klamkę i wyrwał drzwi z mojej dłoni - Sophie!
- Ana! Nie ma Marka! Pani Jennifer i jej męża także nie ma! - usłyszałam głos z góry. Cofnęłam się i zaczęłam biec na górę. Sophie czekała w moim mieszkaniu. Wparowałam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi. W ostatniej chwili przekręciłam klucz. Akurat klamka zaczęła się poruszać...
- Sophie! Dzwoń na policję!
- Ana... - Sophie zrobiła się blada jak ściana - Ana... Nie ma zasięgu...
Klamka bardzo szybko się ruszała. Mężczyzna krzyczał coś i walił w drzwi. Podbiegłam do okna i otworzyłam je. Zaczęłam krzyczeć o pomoc. Akurat z domu na przeciwko wybiegł Thomas.
- Ratuj nas! - krzyknęła Sophie - jakiś facet na nas napadł, a nikogo nie ma w domu! Zaraz wywali drzwi!! - na jej policzkach w świetle gwiazd błyszczały łzy.
CZYTASZ
Somebody, Who Loves Me... ✔️
FanficAna Weasley - 20letnia dziewczyna wyjeżdża do Londynu w celu studiowania architektury. Znajduje mieszkanie na przyjaznej i miłej dzielnicy, gdzie ludzie są naprawdę pomocni i życzliwi. Jej ulubioną sąsiadką jest staruszka - Pani Thomson. Kobieta ma...