5*

1K 71 6
                                    

- Ratuj nas! - krzyknęła Sophie - jakiś facet na nas napadł, a nikogo nie ma w domu! Zaraz wywali drzwi!! - na jej policzkach w świetle gwiazd błyszczały łzy.

~•~

   Thomas nie odpowiedział, tylko pobiegł w stronę drzwi naszego budynku.

- Oszalałaś? Myślisz, że sam da sobie z nim radę? Czy on jest nienormalny, że myśli tak samo? - ostatnie pytanie zadałam bardziej sobie, niż Sophie. Pomyślałam, że absolutnie nie mogę pozwolić mu bić się samemu z tym alkoholikiem, więc podeszłam do drzwi i otworzyłam je z całej siły, uderzając go w głowę. Odepchnęłam faceta o kilka kroków. Przewrócił się i uderzył głową o ścianę, tracąc przytomność. Akurat w tym momencie nasz dżentelmen wszedł na korytarz po schodach. Spojrzał zdezorientowany na moją bardzo drobną osobę, następnie na grubego i wysokiego faceta.

- Ty... - urwał. Spojrzał ponownie na faceta, potem znowu na mnie - w porządku?

- Tak... Sophie jest w środku i z nią chyba nie jest dobrze... - wymamrotałam patrząc w podłogę i czerwieniąc się. Sangster ominął mnie i wszedł do środka.

   No tak... Wszystko jasne - łączy ich coś poważnego. Tylko dlaczego mi o tym nie powiedziała? Nic nie wspomniała. A ten mężczyzna? Czy on się obudzi? Może powinnam zadzwonić na policję...

   Wyjęłam telefon i wykręciłam numer, sprawdzając czy mężczyzna żyje. Poinformowałam o zdarzeniu.

- Proszę czekać. Wyślemy tam kogoś za chwilę - powiedziała kobieta w słuchawce i rozłączyła się.

Zerknęłam do środka. Sophie była wtulona w Sangstera, ale on nie odwzajemniał uścisku. Patrzył przez okno na ulicę. Ona płakała... Weszłam do pomieszczenia i podeszłam do nich.

- Co, jeśli się obudzi? - wskazałam kciukiem pijanego faceta.

- Nie obudzi się. Jest pijany, co długo utrzyma go nieprzytomnego. Poza tym mocno dostał - Thomas odsunął się od Sophie i popatrzył na nią z rezygnacją. Wszystkiemu pilnie się przyglądałam, co zauważył - Ana, odprowadzisz ją do jej mieszkania.

- A ty? - zapytała z wyrzutem

- A ja pójdę pilnować tego faceta...

- Chodź, Sophie... - popatrzyłam kątem oka na Sangstera, który minął mnie i wyszedł na korytarz. Dziewczyna popatrzyła na mnie ze złością

- Twoja wina. Nie trzeba było przeszkadzać

- W czym? - zaczęłam się śmiać, dając jej do zrozumienia, że ona wcale mnie nie obchodzi. Tak oto zamieniłam przyjaciółkę na wroga...

   Sophie nie odpowiedziała, tylko wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami. Wybiegłam za nią, ale kiedy wyszłam, nie zastałam jej, tylko Thomasa i nieprzytomnego mężczyznę.

- Zbiegła na dół po schodach - powiedział zwrócony do mnie plecami.

Ruszyłam za nią. Nim zeszłam na parter, usłyszałam trzaskanie drzwiami. Podbiegłam do mieszkania Sophie.

- Przepraszam, otwórz. Nie chciałam przeszkodzić - ostatnie zdanie powiedziałam z przymusu. Bo nadal nie wiedziałam, w czym miałam im przeszkodzić!

- Nie przyjmuję przeprosin! Idź sobie!

Na nalegałam. Wróciłam na górę lekko zdenerwowana.

- Mówicie dosyć głośno. Nawet jeśli nie chcę słyszeć, to wasze słowa obijają mi się o uszy. Zwłaszcza ty, masz donośny głos, a i tak mówisz głośno... Twój głos nie pasuje do twojej sylwetki - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.

   Oczy! Te oczy! Te piękne brązowe oczy!!!

- Taa... Policja przyjechała. Zejdę na dół... - ruszyłam w kierunku schodów. Sangster zagrodził mi drogę.

- Poczekaj, ja pójdę i ich tu przyprowadzę. Potem wszystko opowiesz. Znając życie - odbędzie się to na komisariacie. Pojadę z tobą.

- Sophie? A ona?

- Ona prawdopodobnie też będzie musiała jechać

Sangster przyprowadził policjantów, którzy zaprowadzili pijanego mężczyznę do radiowozu, a nas wzięli na komisariat. Nas, czyli mnie, Thomasa i Sophie. Zeznaliśmy wszystko, a potem wypuścili nas do domu.

- Nie będę jechała z nią ponownie w jednym aucie - Sophie wskazała na mnie palcem

- W tę stronę dałaś radę - Thomas spojrzał na nią.

- Teraz już tego nie zniosę!

- Dobra, dobra! Pojadę taksówką! - krzyknęłam oddalając się

- Poczekaj! - usłyszałam głos Thomasa

- Cześć! - trzymałam się kurczowo własnego postanowienia. Zaczęłam biec w kierunku dworca autobusowego. Sangster jako, że jest dżentelmenem, nie biegł za mną. Najprawdopodobniej odpuścił sobie i wrócił do domu z tą walniętą histeryczką.

Kiedy tak biegłam, uświadomiłam sobie, że jestem w całkiem nowej części Londynu. To znaczy - nowej dla mnie. Nigdy tu nie byłam. Zwolniłam krok i zaczęłam przyglądać się otoczeniu. W końcu całkiem się zatrzymałam. Po lewej stronie był rząd domów szeregowych, a po prawej - rzędy niewielkich i pojedynczych drzewek, które oddzielały drewniane ławki. Obok każdej znajdowała się chyba znana wszystkim, tak popularna latarnia, która oświecała najbliższy teren. Za nimi znajdowało się niewielkie obniżenie terenu i plaża w tym miejscu. Następnie od drugiego brzegu ten oddzielała rzeka.

Wszystko wydało mi się magiczne i pełne charyzmy. Po prostu - zakochałam się. Te romantyczne latarnie i ławeczki, plaża za nimi - piękny widok!

Usiadłam na jednej z ławek i zaczęłam rozglądać się dookoła. Słońce zaczęło zachodzić za budynkami. Niebo przybrało różowo-fioletową barwę. Gdzieniegdzie prześwitywał kolor niebieski, a na choryzoncie, gdzie znikała nasza Gwiazda, widniała barwa pomarańczowa.

Wszystkie budynki i ulica wyglądały magicznie, kiedy barwy te odbijały się od okien i luster. Powietrze było bardzo ciepłe i delikatne. Wokół mnie nie było prawie żadnych ludzi. Co jakiś czas przechodziła jedna, czy dwie osoby, które uśmiechały się do mnie sympatycznie. Tak, w tym mieście ludzie właśnie tacy są. Za to ich uwielbiam.

- Poczekam sobie jeszcze chwileczkę... - powiedziałam do siebie i rozpłynęłam się w marzeniach.

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz