9*

908 48 2
                                    

- Pani Jennie... Proszę wejść - uśmiechnęłam się.

- Nie, dziękuję. Ana, my chcemy to dziecko adoptować

~•~

- Pani Jennie! - krzyknęłam z uśmiechem na twarzy - to wspaniale! Od razu wiedziałam, że tak będzie. Ale najpierw trzeba pójść na policję zgłosić sprawę, potem trzeba będzie w sądzie wywalczyć przyzwolenie na opiekę nad tym dzieckiem.

Chwilę jeszcze porozmawiałam z panią Jennie, potem wróciła do siebie. Usiadłam na kanapie i usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam przed sobą Sangstera.

- Ana, znalazłem twój telefon. Ten facet go miał. Ale założyłaś blokadę i w żaden sposób nie potrafił jej złamać, ani obejść w inny sposób - podał mi telefon i cofnął się - muszę już iść. Cześć - uśmiechnął się i ruszył korytarzem.

- Dziękuję! - krzyknęłam w ostatniej chwili. Usłyszał, ale nie odwrócił się. Zszedł po schodach i zniknął.

Sprawa z chłopczykiem w sądzie trwała trzy miesiące. To i tak szybko. Wreszcie sąd przyznał opiekę nad Nathanem pani Jennifer i panu Ernestowi. Co z Thomasem? Bardzo rzadko go widziałam. Jeszcze rzadziej wymienialiśmy ze sobą zaledwie kilkoma słowami. Ale ten pocałunek zmienił wszystko - przynajmniej z mojej strony. Wcześniej był dla mnie sympatycznym sąsiadem, w którym się podkochiwałam. Teraz był dla mnie więcej wart. Sama bałam się zadzwonić, napisać, czy też pójść do niego. Na ulicy, kiedy się mijaliśmy on mówił "Hej", a ja zwykłe "Cześć". Ale mówił to tak obojętnie, że wydawało mi się, że scena z pocałunkiem była tylko snem.


- Dlaczego Sangster ciągle gdzieś jeździ? Od kilku miesięcy nie mogę z nim porozmawiać, bo ciągle jest zajęty... - zapytałam Marka, kiedy siedzieliśmy na krzesłach w naszej kamieniczce.

- Och, Ana. Niczego nie rozumiesz - westchnął i odłożył gazetę, którą czytał od dobrych dwóch godzin - on jest aktorem. A-K-T-O-R-E-M. Mówi ci to coś? Od czego są aktorzy?

- No od grania w filmach.

- Tak! Doskonale! - na jego twarzy namalował się fałszywy entuzjazm, który szybko zniknął, pozostawiając na twarzy znudzenie - a więc, jak myślisz, co on teraz robi od tych kilku cholernych miesięcy?

- Gra w jakimś filmie?

- Tak! Jesteś inteligentniejsza niż myślałem! Jesteś po prostu genialna! - znowu sarkastycznie się uśmiechnął, a potem wziął do ręki gazetę i wszedł do budynku.

Nagle na zewnątrz wyszła Sophie. Spojrzała na mnie dumnie i ruszyła w stronę ulicy.

- Nie przywitasz się nawet? Gdzie idziesz? - krzyknęłam, kiedy odwróciła się do mnie tyłem.

- Nie powinno cię to obchodzić. To moje życie, nie twoje. Daj mi spokój. Żyj własnym życiem - powiedziała i odgarnęła włosy z pogardą, kierując się wzdłuż obranego celu.

Okno od mieszkania pani Thomson, które znajdowało się obok mnie, otworzyło się, a ze środka wychyliła się uśmiechnięta staruszka.

- Ana, zadzwoń do Thomasa. Niech tu szybko przyjeżdża.

- Ale on jest w pracy. Chyba nie wolno mu przeszkadzać - mruknęłam pod nosem.

- Oj tam, oj tam. Powiedz, że ja go o to proszę to przyjedzie - wróciła do środka i zamknęła okno.

Wyjęłam niechętnie telefon i wybrałam numer. Chwilę czekałam i kiedy już miałam się rozłączać, Sangster odebrał.

- Ana, nie mogę teraz rozmawiać.

- A kiedy ty możesz?! - wybuchnęłam - nie dzwonię do ciebie dlatego, że tęsknię, czy coś w tym stylu. Nie myśl, że mi zależy. Pani Thomson chciała, żebyś przyjechał. Mówiłam, że nie powinnam przeszkadzać królowi w pracy, bo od kilku miesięcy tylko tym się zajmuje, nie myśląc o nikim innym, ale nie! Kazała zadzwonić. Zrobisz, jak zechcesz. Przekazałam ci to, co miałam do przekazania - szybko rozłączyłam się, nie czekając na żadne wytłumaczenia.

Siedziałam kilka minut bezczynnie i czekałam. Na co? Na to, że może oddzwoni, żeby wytłumaczyć, albo chociaż napisze wiadomość. Nic z tego.

Usłyszał głos pani Thomson, więc pobiegłam do jej mieszkania.

- Thomas do mnie dzwonił. Powiedział, że nie da rady przyjechać, a z samego rana wylatuje do Włoszech, żeby nakręcić kolejny film. Nie wróci przez przynajmniej pół roku - wytarła łzę, która powoli zaczęła wypływać z jej oka.

- Masz mnie - rzuciłam, nie okazując rozczarowania.

- Tak i za to Bogu dziękuję. Ale ty. Ty nie masz nikogo i to mnie martwi - pogłaskała mnie po policzku.

- Przecież jestem jeszcze młoda, o czym ty mówisz?

- W twoim wieku to ja już miałam męża - zaśmiała się.

- W twoim wieku ja jeszcze nie będę miała - zażartowałam.

- Oj ty, niemądra - pani Thomson zaczęła głaskać mnie po włosach i się śmiać - naprawdę nie chcesz go tu zatrzymać?

- Naprawdę. Nie obchodzi mnie on.

- A ja właśnie miałam nadzieję, że będziesz z nim... Myślałam, że znalazłam dla ciebie porządnego mężczyznę, który będzie o ciebie dbał. No nic... Choć, zjemy obiad - Pani Thomson poszła do kuchni i wyłożyła na stół obiad, który razem przygotowywałyśmy.

Zjadłyśmy posiłek razem, rozmawiając. Kiedy zrobił się już wieczór, wróciłam do siebie i usiadłam przy stole. Światełko w oknie Sangstera się zaświeciło... Thomas zaczął się pakować...

Somebody, Who Loves Me... ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz