- A ja? Ja zostaję. Przyjechałem tu do pracy. Wrócę za kilka miesięcy - popatrzył na mnie bardzo zdziwiony - Ej... Dlaczego płaczesz?
~•~
Thomas przyglądał mi się dłuższą chwilę ze spokojną miną. Czułam, jak po policzkach spływają mi krople łez. Ostatnio nie potrafiłam rozpłakać się na jego oczach, teraz odczułam taką potrzebę. Nie potrafiłam wyrazić słowami, co czuję, więc musiałam to pokazać.
Sangster odgarnął dłonią włosy spadające mi na twarz. Przejechał nią delikatnie po moich policzkach, wycierając łzy. Następnie podszedł bliżej, podniósł i mnie przytulił. Objęłam jego szyję obiema rękami i położyłam głowę na jego ramieniu.
Było mi tak dobrze, że gdyby nie to, że pani Russi otworzyła drzwi, zasnęłabym.
- Ana, dziecko, jesteś zmęczona. Nie chcesz się najpierw przespać przed dalszą podróżą? - zapytała z troską.
- Wracaj do środka i połóż się spać. Odpocznij. W południe przyjadę po ciebie - powiedział Thomas stawiając mnie na ziemię.
Nie odpowiadając, weszłam do środka i stanęłam przed schodami. Wszystko zaczęło mi się mieszać. Poczułam się strasznie słabo. Nie byłam w stanie iść dalej.
- Powoli. Zaprowadzę cię do pokoju. Niczym się nie denerwuj. Widzę, że jesteś zmęczona - pani Russi złapała mnie za ramię i zaczęła powoli prowadzić po schodach na górę, uważając, żebym nie spadła.
Położyła mnie do łóżka i wyszła z pokoju.
Rano obudziłam się dosyć późno. Była godzina 10:39, kiedy spojrzałam na telefon. Szybko podbiegłam do szafy i przebrałam się. Wyszłam na balkon. Słońce już dawno wstało, a na polach i sądach ludzie, którzy pracowali u pani Russi, zbierali plony.
Wróciłam do środka i zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekała pani Russi ze śniadaniem.
- Jak się czujesz? - rzuciła na przywitanie z uśmiechem.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam, śmiejąc się.
- Nie chcesz nigdzie wracać, prawda? - zapytała, przyglądając mi się uważnie.
- Nie... - westchnęłam.
- A Julia jest sama w domu. Jej rodziców nie ma. Nudzi się tam biedaczysko sama. Ten Sangster wcale nie wie, gdzie ona mieszka - powiedziała melodyjnie, zbierając brudne naczynia.
Spojrzałam na nią, jednak ona unikała mojego wzroku, uśmiechając się. Wiedziałam już, o co jej chodziło.
- Powie mu pani, że wyszłam przed dom, żeby na niego poczekać, a po chwili zobaczyła pani, ze mnie nie ma i była pani pewna, że on już po mnie przyjechał?
- Oj biedny chłopak. Mam nadzieję, że ma twardą psychikę - zaczęłyśmy się obie śmiać - powiem mu.
Po zjedzeniu śniadania wzięłam torebkę ze swoimi rzeczami i wybiegłam z rezydencji, kierując się w stronę domu Julii. A przynajmniej tam, gdzie zapamiętałam drogę po ciemku. Zaczęłam biec i kiedy doszłam do drzwi domu Julii, zdyszana rzuciłam się na trawę i próbowałam wyrównać oddech. Następnie podbiegłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem.
Otworzyła mi i zaprosiła do środka.
- Co ty tak wcześnie? Nie zdążyłam się przygotować jeszcze do wyjścia - zaśmiała się, czesząc włosy.
- Musiałam uciekać. Goni mnie ktoś.
- Seryjny morderca?! - zapytała zachwycona.
- Yyy... Nie. No w sumie można tak powiedzieć. Bo jak mnie dorwie to mnie zabije. Zbyt dużo kłopotów już mu narobiłam. Mogę zostać u ciebie na kilka dni?
- Jasne! Rodzice wracają za dwa tygodnie, więc mi się samej bardzo nudzi. A to czekaj. Kto cię goni?
- On - powiedziałam, pokazując jej zdjęcie w telefonie. Zaczęła robić maślane oczy i krzyknęła:
- To ten aktor?! - rzuciła szczotkę na fotel - ja na twoim miejscu rzuciłbym się na kolana i zaczęła wołać "Aresztuj mnie"
- Dlaczego?
- No bo mówiłaś, że cię goni... Mniejsza. Powiedz lepiej, dlaczego cię goni? - w ten sposób opowiedziałam jej o wszystkim.
Gadałam aż do godziny 12:45, kiedy rozmowę przerwał nam dzwonek telefonu.
- Muszę odebrać, bo inaczej mnie namierzy - westchnęłam - i tak już spóźniłam się na samolot
- To odbieraj! Szybko! Zanim się rozłączył!
- Halo?
- Ana - powiedział zdenerwowanym głosem.
- Tak?
- O 12:30 miałaś samolot. Ja jak głupi jeździłem po mieście i Cię wszędzie szukałem.
- Trzeba było zadzwonić.
- Zazwyczaj nie odbierasz. Co ja mówię? Ty nigdy nie odbierasz! Mało kiedy zdarzy się wyjątek.
- No a ty za to nigdy nie masz czasu, żeby normalnie porozmawiać w realu! - rozpoczęłam kłótnię.
- Nie zaczynaj. Mów, gdzie jesteś. Jadę po ciebie. Wieczorem pewnej będzie jeszcze jakiś samolot. Na twoim miejscu nie opuszczałbym lekcji.
- I tak będziesz miała bogatego męża, więc niczego nie stracisz - wtrąciła Julia, wzdychając.
- Kto to? A zresztą. Nie ważne. Szybko, mów gdzie jesteś, albo powiedz, gdzie się spotykamy.
Podałam adres i już po dziesięciu minutach Sangster stał pod domem Julii.
- Jeszcze cię kiedyś odwiedzę - powiedziałam, przytulając ją na pożegnanie.
- Żegnaj, przyjaciółko - dodała, ściskając mnie.
Weszłam do samochodu i zamknęłam drzwi. Ten idiota nawet na mnie nie spojrzał ani się nie odezwał, tylko wcisnął gaz i odjechał.
- Nic mi powiesz? - zapytałam z pretensjami w głosie, chociaż wiedziałam, że jedyną osobą, która mogła mieć pretensje, był on.
- Daj mi spokój. Nie jestem w humorze, okey?
- Ale... - zaczęłam mówić, ale on wcale nie skończył kazania.
- Ty nie jesteś jedynym problemem na mojej głowie. Mógłbym po prostu zostawić cię tam i wracać na plan filmowy, ale nie zrobię tego, więc bądź mi wdzięczna. Muszę ciężko pracować. Ciągle napadają na mnie fani, co jest bardzo stresujące. Kilkadziesiąt razy powtarzam tę samą scenę. Ze mną jest jeszcze mnóstwo aktorów i każdy ma jakieś problemy. Można tam się wykończyć. Poza tym, reżyser, który kręcił poprzedni film, w którym grałem, nie chce zapłacić nikomu. Ale nie martwię się teraz innymi. Nie narzekam na pieniądze. Mam ich dużo, ale z tym reżyserem to kolejny problem, który trzeba rozwiązać. Nie mogę chociaż trochę odpocząć?
CZYTASZ
Somebody, Who Loves Me... ✔️
FanficAna Weasley - 20letnia dziewczyna wyjeżdża do Londynu w celu studiowania architektury. Znajduje mieszkanie na przyjaznej i miłej dzielnicy, gdzie ludzie są naprawdę pomocni i życzliwi. Jej ulubioną sąsiadką jest staruszka - Pani Thomson. Kobieta ma...