Amineria

331 28 4
                                    

Leciała.

Widziała ciemność wokół siebie, czuła zimno myśliwca.

Lot miał być krótki. Miał trwać dwie minuty, czyli została jeszcze minuta, minuta nieznośnej ciszy, samotności i pustki.

Amineria nawet nie płakała, mimo że prawdopodobnie to by wiele pomogło. Nie czuła kompletnie nic, a mur, który zbudowała, by czuć czystą nienawiść przez ostatnie miesiące, pękł uwalniając wszystkie skrywane emocje.

Jego już nie ma.

Ciężko jej było przyjąć do świadomości, że Kylo się poświęcił. Że on, bezwzględny i pełen nienawiści, oddał swoje życie za drobna, rudą istotkę.

"On kocha tego bachora! Nie zasługuje, by go zobaczyć martwego, gdy wróci!"

Jeszcze czterdzieści pięć sekund. Ból był nieznośny. Miała go nienawidzić, miała się z nim kłócić i nie dogadywać.

On był oschly, miał ją gdzieś, traktował źle i okłamywał.

To jednak nie miało znaczenia.

Trzydzieści pięć sekund.

Miał w sobie jednak człowieczeństwo, przez cały czas. Gdy miewał przebłyski humoru. Gdy dał rudemu miecz. Gdy w geście współczucia chwycił jej dłoń. Gdy zgodził się wydobyć informacje na ich korzyść. Przyłączył się do buntu. Uśmiechał się. Ratował życie dziecka.

Zamknęła oczy. To wszystko nie pomagało, idealizowanie Kylo jedynie pogarszało jej sytuację.

Dwadzieścia pięć sekund.

Tyle, że to była prawda. Ben od zawsze walczył z Kylo. Światło zawsze walczyło z ciemnością, a chłopak nie umiał zrozumieć, że dopuszczając światło, może nadal walczyć po przeciwnej stronie Oporu.

Widziała go nadal przed oczami, z wiecznie zachmurzonym wzrokiem, z kamienną twarzą i z ranami. Z głęboko ukrytymi rysami Hana i Leii, których nie chciał przed nią ujawnić.

Piętnaście sekund.

Statek powoli wytracał prędkość, a Amineria cieszyła się, że zaraz zobaczy Meeliene i będzie mogła zająć się Nitreah. Musi zrobić wszystko, by młoda wyzdrowiała, dla Huxa i dla Kylo.

Uderzyła pięściami w konsolę, w bezsilnej złości i rozpaczy. Jednak nie chciała dać opanować się uczuciom. Mimo wszystko musiała racjonalnie i chłodno myśleć. Zamknęła oczy i skupiła się tak bardzo, jak tylko mogła.

Zobaczyła po chwili szare oczy, krzywy uśmiech i jasny miecz świetlny. Porwaną kurtkę i zieloną skórę policzka, pokrytą bliznami.

Krzyk.

Ból.

Zniewolenie.

Otworzyła oczy i odetchnęła głęboko. Spojrzała gwałtownie za siebie, czując, że coś za sobą zostawiła. Coś, na co nie zwracała uwagi, a czym powinna się zająć.

Nagle gwiazdy rozmazały się w smugi, po czym stanęły na niebie.

Miała przed sobą przyjemną, zielono - skalną planetę. Gdzieniegdzie widać było ciemnoniebieskie plamy jezior i mórz. Brudnozielone pola były poprzecinane wstążkami rzek. Nie było chmur. Niebo było czyste, a po prawej stronie widać było odległe, pomarańczowe słońce.

Młoda ma gust.

Amineria chwycila za stery i zaczęła odruchowo oszukać dobrego miejsca na lądowanie. Jednak po chwili zorientowała się, że coś jest nie tak.

Rozejrzala się i poczuła rosnącą panikę w gardle.

Jestem sama.

Gdzie reszta?

Próbowała się uspokoić, reszta pewnie jeszcze przyleci, na pewno przyleci. Przecież Nitreah zaprogramowała wszystkie myśliwce. Kylo to sprawdzał przed... właśnie. Sprawdzał.

Muszą przelecieć.

Mijały minuty, Amineria siedziała w kabinie i jej wiara w to, że przylecą, ciągle słabła.

- J4, sprawdź, czy nikogo nie ma w pobliżu - powiedziała z ostatkiem nadziei. Odpowiedział jej oburzony pisk. - Tak, wiem, że w hiperprzestrzeni to nie działa, ale spróbuj, proszę.

Astromech zapiszczał z dezaprobatą, ale włączył superczułe radary i przeczesał okoliczną przestrzeń.

Nic. Pusto.

- Szlag! - krzyknęła i oparła się czołem o panel sterowania. - Dobra, znajdź mi miejsce niedaleko miasta, ale niezamieszkane. Jakiś zbiornik wody i kawałek lasu. Dobry zasięg.

Po chwili otrzymała współrzędne i skierowała tam statek.

Wylądowała na kawałku skały obok lasu, na brzegu granatowego jeziora. Było ciemno i ponuro, a między drzewami wiodła ścieżka do miasta.

- Dzięki, J4 - powiedziała, wychodząc ze statku. Podeszła do robota i uwolniła go z kadłuba, po czym z wysiłkiem postawiła na ziemi. - Tylko się nie oddalaj. Melduj o pojawieniu się jakiegokolwiek statku i o każdym niebezpieczeństwie. I szukaj częstotliwości innych myśliwców tej floty.

Robot zapiszczał entuzjastycznie, a ona zeszła na niższy, mniej zalesiony brzeg jeziora. Zanurzyła w wodzie rękę do nadgarstka i zmierzyła zdatność do picia. Sprzęt zaświecił na zielono.

Amineria kucnęła, obmyła twarz wodą i napiła się. Po chwili założyła ręce za głowę, pochyliła się i zaczęła płakać. To wszystko ją przytłaczało.

Miała być podporą silnego systemu, filarem nowego porządku galaktycznego.

A została całkowicie sama, gdzie jedyni przyjaźni jej ludzie zostali rozrzuceni po całej galaktyce.

Nikt mnie tu nie znajdzie.

Nikt.

Zmieniona - Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz