Hux

376 44 3
                                    

Minęły prawie dwa tygodnie, a po niego nadal nikt się nie zgłosił.

A to, ze nieustannie łaził za nim któryś z żołnierzy Cienia Vadera?

Że cały czas podkładali mu przed oczy realistyczne wizualizacje jego najgorszych lęków?

Że męczyły go koszmary?

To był tylko drobiazg, w porównaniu z lękiem, który go ogarniał na samą myśl o wszczęciu buntu. Rzucenie pomysłu było łatwe, stworzenie planu zajęło kilka godzin, ale też nie było trudne.

Ale wdrożenie tego w życie?

To wydawało się horrorem.

Myślał wcześniej, że jest gotowy, ale wiedział, że nie jest. Co gorsza, okazało się, że jak by się nie wysilał, nie może powtórnie użyć Mocy. Jakby to było jednorazowe, nie mógł wykrzesić z siebie ani iskry.

Pustka.

Jak wcześniej.

Jednak Ren twierdził, że coś w nim jest i że Snoke musiał to poczuć i że muszą być gotowi, bo w każdej chwili może coś się wydarzyć.

Był właśnie na środku ciemnej sali lekcyjnej i chodząc pomiędzy ławkami uczniów, mechanicznie wyrzucał z siebie daty, nazwiska, wydarzenia. Byli aktualnie w trakcie omawiania budowy pierwszej Gwiazdy Śmierci i dzieciaki siedziały z szeroko otwartymi buziami, chłonąc każde słowo generała.

To było całkiem miłe.

Widzieć, że kogoś wreszcie interesuje to, co mówisz.

Tak, a gdy wreszcie przyjdą, zamknijcie drzwi i wywołajcie Huxa. On musi przyjść ostatni, wtedy będą mogli zadecydować, kto zginie.

Generał stał nadal w sali, oddychając głęboko, łapczywie, niemal się dusząc na oczach dzieci.

To nie był jego, własny głos.

Usłyszał... usłyszał myśli Snoke'a, a Amineria i Kylo byli w niebezpieczeństwie.

Zaczęło się.

Wyjął szybko z kieszeni komunikator i wybrał częstotliwość Aminerii. Natychmiast wyświetlił się komunikat o tym, że połączenie nie może zostać zrealizowane, gdyż odbiorca jest poza zasięgiem lokalnej sieci. Spróbował połączyć się z Kylo, a dłonie drżały mu coraz bardziej.

Znowu ten sam komunikat.

W całym budynku wyłączone z sieci było tylko jedno miejsce - sala Snoke'a i korytarz do niej wiodący.

- Psze pana? - usłyszał nagle cienki, dziecięcy głos.

Podniósł głowę. Ponad dwadzieścia par zdziwionych oczy patrzyło na niego, gdy trząsł się ze strachu.

- Ja... ja muszę iść - wydusił. - Musicie tutaj zostać. Jesteście tu bezpieczni... obiecuję. Nikomu nie otwierajcie, nikomu... Ja... wrócę.

Odłożył klucze na biurko, wiedząc, że i tak nie zdołałby włożyć go do zamka i wybiegł z sali, bojąc się, że się spóźni.

Biegł mijając puste korytarze, jakby wszyscy wiedzieli, jakby wszyscy już czekali, by wykonać wyrok śmierci za zdradę. Było tak cicho, o wiele za cicho. Słyszał tylko dudnienie własnego serca i wyrzuty sumienia.

I... czyjeś kroki?

Odwrócił się, nadal biegnąc i zobaczył dobrze sobie znaną, płomienną burzę rudych włosów.

Nitreah biegła cały czas za nim, a w zaciśniętej, małej dłoni miała klucze do sali lekcyjnej.

- Wracaj natychmiast! - krzyknął, ale nie mógł się zatrzymać.

Zmieniona - Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz