9. Stephan

718 110 25
                                    

Wracałem do domu po nocnym dyżurze, na którym mieliśmy wyjazd do wypadku na obwodnicy miasta. Ledwo stałem na nogach. Byłem cholernie zmęczony... I chyba skręciłem kostkę, bo cholernie mnie bolała.

Kiedy wszedłem do mojej klatki, wpadłem na Andreasa.

- Cześć - rzucił wesoło. - Ciężka noc?

- Hej... Ludzie nie umieją jeździć... Lecisz na uczelnię?

- Tak... Dobrze cię czujesz?

- Jestem po prostu zmęczony - uśmiechnąłem się do niego lekko.

- To uważaj na tych schodach... Na razie.

- Cześć - pożegnałem się i poszedłem do siebie.

Od wizyty Andiego u mnie w jednostce minął tydzień. Chłopak czasem zachowywał się dość dziwnie. Mam nadzieję, że nie miał w planie mnie poderwać. Naprawdę go lubię, ale, tak jak powtarzałem mu milion razy, nie jestem gejem.

Po przekroczeniu progu mieszkania od razu skierowałem się pod prysznic. Umyłem się szybko i poszedłem się położyć.

Śniło mi się coś dziwnego.

Nie pamiętałem tego snu dokładnie, ale pamiętam, że szedłem przez park niedaleko mojego mieszkania, a za rękę trzymał mnie Andi. Rozmawialiśmy o czymś, ale nie mogłem sobie przypomnieć o czym.

Siedziałem przez chwilę na łóżku myśląc o tym, ale dałem sobie spokój, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem wciągnąłem jakieś dresy i poszedłem otworzyć.

- Andi - uśmiechnąłem się, gdy uchyliłem drewnianą konstrukcję.

- Hej - zlustrował mnie, a ja zdałem sobie sprawę, że mam na sobie tylko te cholerne spodnie.

- Wejdź - wpuściłem go. - Napijesz się czegoś?

- Nie... Przyszedłem z pewną sprawą... - oznajmił, gdy weszliśmy do kuchni.

- Niech zgadnę... Wyjazd do twoich rodziców? - zaśmiałem się.

- Mhym... Pomyślałem, że cię zapytam, ale zawsze mogę im powiedzieć, że masz jakiś dyżur, albo coś.

- Kiedy?

- W sobotę...

- Zamienię się z Joshem i mogę z tobą jechać - uśmiechnąłem się i nalałem sobie soku. - Na pewno nie chcesz?

- Na pewno... Dziękuję... Wiszę ci ogromną przysługę - posłał mi szeroki uśmiech.

- Nie ma problemu. Też będziemy zostawać na noc?

- Jeśli nie chcesz to nie - odpowiedział.

- Możemy zostać... Niedzielę mam wolną.

- To super - uśmiechnął się.

- Pojedziemy w sobotę koło 15, ok? - spytał.

- Jasne. Jak chcesz, ja się dostosuję.

Andi został u mnie jeszcze chwilę. Rozmawialiśmy o mojej pracy i jego studiach. Opowiadał o swoich praktykach, które będzie miał od września do listopada w szkole, do której kiedyś chodził. Śmiałem się, gdy opowiadał, jak nie lubił swojego nauczyciela wychowania fizycznego, a teraz będzie musiał z nim współpracować.

- On jest beznadziejny - jęknął.

- Nie może być tak źle.

- Ale jest! Ten koleś ma 150 lat! - krzyknął, a ja wybuchnąłem śmiechem. - Powinien być już dawno na emeryturze.

- Dlaczego jest beznadziejny?

- Jak możesz być nauczycielem wychowania fizycznego, jeśli sam nie możesz zademonstrować ćwiczenia?

- No dobra... Czyli jest kiepskim nauczycielem - przyznałem. Andi patrzył na mnie chwilę bez słowa. Poczułem się zupełnie nagi pod jego wzrokiem. -  Czemu tak patrzysz? - szepnąłem.

- Masz ładne oczy - odparł, a po chwili chyba zdał sobie sprawę, że to powiedział. - Przepraszam, nie miałem na myśli nic złego.

- Spokojnie - zaśmiałem się. - Nie jestem zły... I dziękuję.

- Proszę - zarumienił się delikatnie. - Powinienem już iść  - wstał. - Do soboty?

- Do soboty.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz