Wracałem do domu po nocnym dyżurze, na którym mieliśmy wyjazd do wypadku na obwodnicy miasta. Ledwo stałem na nogach. Byłem cholernie zmęczony... I chyba skręciłem kostkę, bo cholernie mnie bolała.
Kiedy wszedłem do mojej klatki, wpadłem na Andreasa.
- Cześć - rzucił wesoło. - Ciężka noc?
- Hej... Ludzie nie umieją jeździć... Lecisz na uczelnię?
- Tak... Dobrze cię czujesz?
- Jestem po prostu zmęczony - uśmiechnąłem się do niego lekko.
- To uważaj na tych schodach... Na razie.
- Cześć - pożegnałem się i poszedłem do siebie.
Od wizyty Andiego u mnie w jednostce minął tydzień. Chłopak czasem zachowywał się dość dziwnie. Mam nadzieję, że nie miał w planie mnie poderwać. Naprawdę go lubię, ale, tak jak powtarzałem mu milion razy, nie jestem gejem.
Po przekroczeniu progu mieszkania od razu skierowałem się pod prysznic. Umyłem się szybko i poszedłem się położyć.
Śniło mi się coś dziwnego.
Nie pamiętałem tego snu dokładnie, ale pamiętam, że szedłem przez park niedaleko mojego mieszkania, a za rękę trzymał mnie Andi. Rozmawialiśmy o czymś, ale nie mogłem sobie przypomnieć o czym.
Siedziałem przez chwilę na łóżku myśląc o tym, ale dałem sobie spokój, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem wciągnąłem jakieś dresy i poszedłem otworzyć.
- Andi - uśmiechnąłem się, gdy uchyliłem drewnianą konstrukcję.
- Hej - zlustrował mnie, a ja zdałem sobie sprawę, że mam na sobie tylko te cholerne spodnie.
- Wejdź - wpuściłem go. - Napijesz się czegoś?
- Nie... Przyszedłem z pewną sprawą... - oznajmił, gdy weszliśmy do kuchni.
- Niech zgadnę... Wyjazd do twoich rodziców? - zaśmiałem się.
- Mhym... Pomyślałem, że cię zapytam, ale zawsze mogę im powiedzieć, że masz jakiś dyżur, albo coś.
- Kiedy?
- W sobotę...
- Zamienię się z Joshem i mogę z tobą jechać - uśmiechnąłem się i nalałem sobie soku. - Na pewno nie chcesz?
- Na pewno... Dziękuję... Wiszę ci ogromną przysługę - posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie ma problemu. Też będziemy zostawać na noc?
- Jeśli nie chcesz to nie - odpowiedział.
- Możemy zostać... Niedzielę mam wolną.
- To super - uśmiechnął się.
- Pojedziemy w sobotę koło 15, ok? - spytał.
- Jasne. Jak chcesz, ja się dostosuję.
Andi został u mnie jeszcze chwilę. Rozmawialiśmy o mojej pracy i jego studiach. Opowiadał o swoich praktykach, które będzie miał od września do listopada w szkole, do której kiedyś chodził. Śmiałem się, gdy opowiadał, jak nie lubił swojego nauczyciela wychowania fizycznego, a teraz będzie musiał z nim współpracować.
- On jest beznadziejny - jęknął.
- Nie może być tak źle.
- Ale jest! Ten koleś ma 150 lat! - krzyknął, a ja wybuchnąłem śmiechem. - Powinien być już dawno na emeryturze.
- Dlaczego jest beznadziejny?
- Jak możesz być nauczycielem wychowania fizycznego, jeśli sam nie możesz zademonstrować ćwiczenia?
- No dobra... Czyli jest kiepskim nauczycielem - przyznałem. Andi patrzył na mnie chwilę bez słowa. Poczułem się zupełnie nagi pod jego wzrokiem. - Czemu tak patrzysz? - szepnąłem.
- Masz ładne oczy - odparł, a po chwili chyba zdał sobie sprawę, że to powiedział. - Przepraszam, nie miałem na myśli nic złego.
- Spokojnie - zaśmiałem się. - Nie jestem zły... I dziękuję.
- Proszę - zarumienił się delikatnie. - Powinienem już iść - wstał. - Do soboty?
- Do soboty.
CZYTASZ
Gra w życie | A. Wellinger
FanfictionAndreas jest zadowolonym z życia chłopakiem. Jego jedynym zmartwieniem jest rodzina, która domaga się, aby w końcu się z kimś związał, bo chcą poznać jego drugą połowę. Andi wpada na pomysł, który ma rozwiązać jego problem z rodzicami, ale nie może...