27. Andreas

655 98 11
                                    

Stephan przyszedł do mnie kilka minut po tym, jak wyszedłem z jego mieszkania. Przeprosił mnie za to co powiedział i wytłumaczył, że Mina próbowała go namówić, aby do siebie wrócili.

Miałem wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Chyba coś jeszcze mu powiedziała, ale on o tym nie mówił, a ja nie chciałem się znowu kłócić.

W drodze do moich rodziców prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Stephan cały czas patrzył na drogę i był zamyślony.

- Stephan... - zacząłem.

- Tak? - zerknął na mnie.

- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytałem.

- Bo się zamyśliłem - westchnął.

- O czym myślałeś? - wyciągnąłem rękę i przeczesałem palcami jego włosy na potylicy.

- O tym, że cię kocham - uśmiechnął się.

Kłamał. On, cholera, kłamał.

- Ja też cię kocham - pochyliłem się i pocałowałem go w policzek.

- Już nie jesteś na mnie zły? - zerknął na mnie.

- Już nie - bawiłem się jego włosami.

- Cieszę się - położył rękę na moim udzie i ścisnął je lekko. - Mina podniosła mi ciśnienie, a ty jeszcze dołożyłeś swoje i...

- Nie musisz się tłumaczyć... Wszystko rozumiem - znowu złożyłem pocałunek na jego policzku.

- Cieszę się - zacisnął palce na moim udzie, a po chwili zabrał rękę i wjechał na podjazd domu moich rodziców.

To będą trudne dwa dni.

Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Poczekałem na Stephana, który jak nigdy się guzdrał i weszliśmy do środka.

Mama bardzo się ucieszyła na nasz widok, tata tak samo. Miałem wrażenie, że moja rodzicielka od razu zauważyła, że coś jest między mną i Stephanem nie tak, ale nic nie powiedziała.

Gdy po zjedzonej kolacji, do mojego chłopaka zadzwonił telefon i wyszedł z jadalni, aby odebrać, mama musiała zapytać, czy wszytko ok.

- Tak, mamo. Wszystko jest dobrze.

- Daj spokój, Claudia. Są młodzi, docierają się. To oczywiste, że się kłócą. Pobędą ze sobą dłużej, to im się odechce kłótni - wtrącił się tata.

- Tak jak i tobie się odechciało, staruszku, co? - zaśmiała się.

- Tylko nie staruszku, wypraszam sobie - uśmiechnął się do mamy. - Jestem jeszcze całkiem młody.

- Oczywiście, kochanie - mama puściła mi oczko, więc się roześmiałem. - Więc młody podnoś tyłek, zbierz naczynia i wstaw do zmywarki.

- Dlaczego ja? - oburzył się tata.

- Bo jesteś jeszcze całkiem młody - odpowiedziała z uśmiechem.

- I weź tu bądź mężem prawniczki. Każde słowo, które powiesz będzie użyte przeciwko tobie - pokręcił głową. Wstał i zaczął zbierać talerze.

- Nie przesadzaj. Raj ze mną masz - zaśmiała się.

- To prawda - przechodząc obok mamy, pocałował ją w głowę.

Po chwili do salonu wrócił Stephan i zajął swoje miejsce.

- Coś ważnego? - oparłem łokieć o oparcie jego krzesła.

- Mama - odparł. Widziałem, że już stracił cały dobry humor, który mu został.

- Coś się stało? - zapytała moja mama.

- Mamy trochę inne... Poglądy na życie - odpowiedział mój chłopak.

- Nie akceptuje tego, że masz chłopaka?

- Dokładnie.

- I próbuje go spiknąć z jego byłą - dodałem.

- Może z nią porozmawiam? - zaproponowała.

- Dziękuję za chęci, ale to nic nie zmieni - westchnął. - Znam ją jak siebie samego. Jest bardzo uparta.

- Chodź - wstałem i wyciągnąłem do niego rękę.

- Dokąd? - złapał mnie za dłoń i podniósł się.

- Przejdziemy się.

- Nie powi...

- Wezmę kulę. Nie panikuj - uśmiechnąłem się.

Wyszliśmy z domu, wziąłem kulę z samochodu i ruszyliśmy wzdłuż ulicy.

- Nie boli cię ta noga? - objął mnie lekko w pasie.

- Nie. Gdybyś nie panikował, to szedłbym bez tej głupiej kuli - pocałowałem go w skroń.

- Po prostu się o ciebie martwię - szepnął.

- Wiem.

- Za tydzień masz wizytę? Dobrze pamiętam?

- Bardzo dobrze - powiedziałem. - To już na szczęście ostatnia.

- Szybko poszło - westchnął.

- Czy Mina...?

- Nie chcę się kłócić... Wiec proszę, Andi... Nie zaczynaj.

- Dobrze... Wracamy?

- Wracamy - wtulił się w mój bok i powoli wracaliśmy do domu moich rodziców.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz