Stephan przyszedł do mnie kilka minut po tym, jak wyszedłem z jego mieszkania. Przeprosił mnie za to co powiedział i wytłumaczył, że Mina próbowała go namówić, aby do siebie wrócili.
Miałem wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Chyba coś jeszcze mu powiedziała, ale on o tym nie mówił, a ja nie chciałem się znowu kłócić.
W drodze do moich rodziców prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Stephan cały czas patrzył na drogę i był zamyślony.
- Stephan... - zacząłem.
- Tak? - zerknął na mnie.
- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytałem.
- Bo się zamyśliłem - westchnął.
- O czym myślałeś? - wyciągnąłem rękę i przeczesałem palcami jego włosy na potylicy.
- O tym, że cię kocham - uśmiechnął się.
Kłamał. On, cholera, kłamał.
- Ja też cię kocham - pochyliłem się i pocałowałem go w policzek.
- Już nie jesteś na mnie zły? - zerknął na mnie.
- Już nie - bawiłem się jego włosami.
- Cieszę się - położył rękę na moim udzie i ścisnął je lekko. - Mina podniosła mi ciśnienie, a ty jeszcze dołożyłeś swoje i...
- Nie musisz się tłumaczyć... Wszystko rozumiem - znowu złożyłem pocałunek na jego policzku.
- Cieszę się - zacisnął palce na moim udzie, a po chwili zabrał rękę i wjechał na podjazd domu moich rodziców.
To będą trudne dwa dni.
Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem. Poczekałem na Stephana, który jak nigdy się guzdrał i weszliśmy do środka.
Mama bardzo się ucieszyła na nasz widok, tata tak samo. Miałem wrażenie, że moja rodzicielka od razu zauważyła, że coś jest między mną i Stephanem nie tak, ale nic nie powiedziała.
Gdy po zjedzonej kolacji, do mojego chłopaka zadzwonił telefon i wyszedł z jadalni, aby odebrać, mama musiała zapytać, czy wszytko ok.
- Tak, mamo. Wszystko jest dobrze.
- Daj spokój, Claudia. Są młodzi, docierają się. To oczywiste, że się kłócą. Pobędą ze sobą dłużej, to im się odechce kłótni - wtrącił się tata.
- Tak jak i tobie się odechciało, staruszku, co? - zaśmiała się.
- Tylko nie staruszku, wypraszam sobie - uśmiechnął się do mamy. - Jestem jeszcze całkiem młody.
- Oczywiście, kochanie - mama puściła mi oczko, więc się roześmiałem. - Więc młody podnoś tyłek, zbierz naczynia i wstaw do zmywarki.
- Dlaczego ja? - oburzył się tata.
- Bo jesteś jeszcze całkiem młody - odpowiedziała z uśmiechem.
- I weź tu bądź mężem prawniczki. Każde słowo, które powiesz będzie użyte przeciwko tobie - pokręcił głową. Wstał i zaczął zbierać talerze.
- Nie przesadzaj. Raj ze mną masz - zaśmiała się.
- To prawda - przechodząc obok mamy, pocałował ją w głowę.
Po chwili do salonu wrócił Stephan i zajął swoje miejsce.
- Coś ważnego? - oparłem łokieć o oparcie jego krzesła.
- Mama - odparł. Widziałem, że już stracił cały dobry humor, który mu został.
- Coś się stało? - zapytała moja mama.
- Mamy trochę inne... Poglądy na życie - odpowiedział mój chłopak.
- Nie akceptuje tego, że masz chłopaka?
- Dokładnie.
- I próbuje go spiknąć z jego byłą - dodałem.
- Może z nią porozmawiam? - zaproponowała.
- Dziękuję za chęci, ale to nic nie zmieni - westchnął. - Znam ją jak siebie samego. Jest bardzo uparta.
- Chodź - wstałem i wyciągnąłem do niego rękę.
- Dokąd? - złapał mnie za dłoń i podniósł się.
- Przejdziemy się.
- Nie powi...
- Wezmę kulę. Nie panikuj - uśmiechnąłem się.
Wyszliśmy z domu, wziąłem kulę z samochodu i ruszyliśmy wzdłuż ulicy.
- Nie boli cię ta noga? - objął mnie lekko w pasie.
- Nie. Gdybyś nie panikował, to szedłbym bez tej głupiej kuli - pocałowałem go w skroń.
- Po prostu się o ciebie martwię - szepnął.
- Wiem.
- Za tydzień masz wizytę? Dobrze pamiętam?
- Bardzo dobrze - powiedziałem. - To już na szczęście ostatnia.
- Szybko poszło - westchnął.
- Czy Mina...?
- Nie chcę się kłócić... Wiec proszę, Andi... Nie zaczynaj.
- Dobrze... Wracamy?
- Wracamy - wtulił się w mój bok i powoli wracaliśmy do domu moich rodziców.
CZYTASZ
Gra w życie | A. Wellinger
FanficAndreas jest zadowolonym z życia chłopakiem. Jego jedynym zmartwieniem jest rodzina, która domaga się, aby w końcu się z kimś związał, bo chcą poznać jego drugą połowę. Andi wpada na pomysł, który ma rozwiązać jego problem z rodzicami, ale nie może...