22. Andreas

809 102 14
                                    

Do mojej sali weszła mama. Po jej minie widziałem, że się cieszy, że nic mi nie jest.

- Nie będę cię ochrzaniać. Twój chłopak zrobi to za mnie.

- Co z moim motorem?

- Stephan go ma. Raczej nie odda ci kluczyków.

- Bardzo jest na mnie wkurzony? - zapytałem.

- Kochanie - mama złapała mnie za rękę. - On się cieszy, że żyjesz. Nie jest na ciebie zły. Po prostu się o ciebie bardzo martwił. Jak my wszyscy... Powiem ci, że dogadał się ostatnio z Tanją.

- Wcale się nie dziwię. Tanja dogaduje się z każdym, kto jest małomówny... - zażartowałem.

- Widzę, że nic ci nie jest.

- Stephan tu jest? - chciałem wiedzieć.

- Tak, przyjechał akurat, gdy lekarz u ciebie był... Mam go zawołać?

- Tak, tylko upewnij się, że nie ma broni, bo może mnie zamordować - uśmiechnąłem się. Mama się zaśmiała.

- Ciesz się, że go masz. To naprawdę fajny chłopak.

- Wiem. Dlatego jest mój - uśmiechnąłem się.

- Zawołam go - wstała. - Przyjdę jutro - pocałowała mnie w czoło. - Nie zrób sobie krzywdy przez ten czas.

- Bardzo zabawne - uśmiechnąłem się.

Mama pokręciła głową i wyszła na korytarz. Po kilku minutach do sali wyszedł Stephan.

- Mam kłopoty? - uśmiechnąłem się do niego.

- Prosiłem cię żebyś był ostrożny - usiadł przy moim łóżku i złapał mnie za rękę.

- Przecież nic poważnego mi nie jest... Tylko trochę się poobijałem.

- Takie wyprzedzanie nie jest ostrożną jazdą, kochanie.

- Ale...

- Wiem... Zjechał ci do prawej... Ale to nie zmienia faktu, że nie powinieneś był tego robić... Masz szczęście, że ten samochód jadący z naprzeciwka zjechał do rowu... Inaczej było by kiepsko.

- Skąd znasz szczegóły?

- Zgadnij kto przyjechał do tego wypadku - zmrużył oczy. - Kiedy Mark powiedział mi jakiej marki i modelu był ten motocykl od razu pomyślałem o tobie... Więcej na niego nie usiądziesz.

- Nie mam zamiaru... Widziałeś mnie?

- Nie. Gdy przyjechaliśmy już zabrała cię karetka. Widziałem kierowcę tego renault, który jechał z naprzeciwka. Nie było mu nic poważnego.

- A ten z tego forda?

- Odpowie za stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym i spowodowanie wypadku.

- Nie będę odpowiadał przed sądem? Przecież nie powinienem tak wyprzedzać.

- Masz mnie i to ja pisałem raport... I mój przyjaciel prowadzi tą sprawę... Wiszę mu ogromną przysługę, bo poszedł na twoją korzyść...

- Kocham cię, wiesz?

- Wiem... Teraz jak tak pomyślę, to jak dzwoniłeś do mnie tuż przed wypadkiem...

- Mhym...

- Z obecnej perspektywy to brzmi jak pożegnanie.

- To nie była próba samobójcza - zapewniłem.

- Wiem - pochylił głowę i pocałował wewnętrzną stronę mojego nadgarstka. - Nawet do samochodu sam teraz nie wsiądziesz - mruknął, na co się zaśmiałem. - Nie śmiej się. Obaj wiemy, że zawiniłeś przy tym wypadku. Jak chcesz zadzwonię do Krisa i odpowiesz za to.

- Nie zrobisz tego, bo mnie kochasz... Wiesz co?

- Co? - westchnął.

- Fajnie mieć chłopaka ze znajomościami - uśmiechnąłem się.

- Pamiętaj o tych znajomościach gdy coś przeskrobiesz - puścił mi oczko. - Masz ogromne szczęście, że żyjesz, Andi... Nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie martwiłem.

- Wiem - zacisnąłem palce na jego dłoni.

- Kocham cię, Andi i nie chcę cię stracić - wyszeptał.

- Ja też cię kocham - odparłem i cieszyłem się jak dziecko, bo Stephan po raz pierwszy powiedział otwarcie, że mnie kocha.

- Skąd ten uśmiech? - wyciągnął rękę i pogłaskał mnie po policzku.

- Bo mnie kochasz.

- Przecież  wiedziałeś o tym.

- Ale chciałem usłyszeć.

- Muszę ci coś powiedzieć - pocałował wierzch mojej dłoni, oparł policzek o nasze splecione palce i patrzył na mnie. - Twoja mama cię rozgryzła... Marny z ciebie konspirator, kochanie - uśmiechnął się.

- Jak to rozgryzła?

- Wie, że nie byliśmy razem, gdy mnie do niech przywiozłeś po raz pierwszy.

- Skąd?

- Po prostu wie... I mówiła, że nie chciałeś im pokazać swojego poprzedniego chłopaka.

- Nie - jęknąłem. - Po co ona ci to mówiła? Będę musiał z nią porozmawiać. Poważnie porozmawiać.

- Dlaczego nie chciałeś pokazać tego chłopaka rodzicom?

- Musimy rozmawiać o moim byłym?

- Jestem ciekawy - rzucił.

- Bo to nie było nic poważnego... Kiedy mnie stąd wypuszczą?

- Lekarz powiedział, że w następnym tygodniu będzie wiedział... Odpowiedz.

- Bo to nie było nic poważnego - wyjaśniłem.

- Jesteś pewien?

- Jestem. To ciebie kocham.

- Cieszę się - uśmiechnął się i zerknął na zegarek.

- Musisz iść?

- Nie. Jestem już po dyżurze. Mam na noc w tym tygodniu.

- A która godzina?

- Dochodzi 14.

- Byłeś w domu?

- Nie. Od razu przyjechałem tutaj - pocałował moją dłoń.

- O której zaczynasz dyżur?

- O 19.

- Jedź do domu. Musisz się choć trochę przespać. Nie wyrobisz jeśli będziesz tak robił.

- Dam radę.

- Masz jechać do domu. Natychmiast. A jutro, jak skończysz dyżur...

- Przyjadę do ciebie.

- Nie. Masz jechać do domu, przespać się i po południu do mnie przyjedziesz, dobrze?

- Jeśli tak chcesz - podniósł się i przycisnął usta do moich.

- Tak chcę. Uciekaj już.

- Dobra, dobra - zaśmiał się i pocałował mnie jeszcze raz. - Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz