7. Stephan

783 119 9
                                    

Następnego dnia rano leżeliśmy jeszcze w łóżku i rozmawialiśmy szeptem, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę - rzucił Andi.

- O już nie śpicie? - Claudia weszła do pokoju.

- Nie... Właśnie wstajemy - odparłem.

- Jeszcze wcześnie chłopcy - uśmiechnęła się.

- Chcę pokazać Stephanowi okolicę - wyjaśnił Andi.

- Śniadanie o 10. Dziewczynki przyjadą - rzuciła i wyszła.

- Wstajemy? - zapytałem, podnosząc się.

- Mhym... Jasne.

Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Pożyczyłem bluzę Andreasa, bo oczywiście nie wziąłem swojej.

Chłopak złapał mnie za rękę, kiedy wychodziliśmy z budynku. Jego mama znowu obserwowała nas z okna.

Gdy tylko zniknęliśmy jej z oczu, puściliśmy swoje dłonie. Szliśmy obok siebie w milczeniu. Trochę nie wiedziałem jak mam zacząć rozmowę. Było mi głupio i Andreasowi chyba też.

- Stephan...

- Tak?

- Przepraszam.

- Za co? - zatrzymałem się zaskoczony.

- Za to co mówiłem w nocy... Nie chciałem żebyś mnie źle zrozumiał.

- Nie musisz przepraszać... Wszystko jest w porządku - uśmiechnąłem się. Chociaż odniosłem wrażenie, że w nocy zrozumiałem go bardzo dobrze.

Kiedy wracaliśmy i zbliżaliśmy się do domu jego rodziców, chłopak objął mnie ramieniem.

- Jesteś na mnie zły? - szepnął.

- Nie jestem - objąłem go ręką w pasie.

- Jesteś jakiś milczący - zatrzymał się na podjeździe.

- Wydaje ci się - chciałem wejść do domu, ale chłopak złapał mnie za rękę i przytrzymał.

- Nie wydaje mi się... Powiedziałem coś nie tak? - przyciągnął mnie w swoją stronę.

- Nie, nie... Mówię, że wszystko w porządku.

- Marny z ciebie kłamca... Moja mama znów nas śledzi - uśmiechnął się i objął mnie.

- Wcale jej się nie dziwię... Boi się, że złamę ci serce.

-  Niedługo będziemy jechać, co? Raczej nie chcemy spotkać się z moimi siostrami.

- Siostry siostrami... Mam być w jednostce o 14. Mój oddział ma dyżur.

- Ok... Pożegnamy się i jedziemy - ruszył do wejścia do domu.

Andi wyjaśnił swojej mamie, że musimy jechać. Nie była zadowolona, że nie chcieliśmy zostać na śniadanie, ale powiedziała, że rozumie.

Jechaliśmy w milczeniu. Andreas cały czas na mnie zerkał. Chyba naprawdę bał się, że zrobił coś złego.

- Stephan? - rzucił.

- Tak? - uśmiechnąłem się do niego.

- Powiedz o co chodzi.

- Wszystko jest w porządku. Po prostu się nie wyspałem. Bo ktoś mnie zagadywał pół nocy - zażartowałem.

- Bez przesady - uśmiechnął się szeroko. - Czyli nie zrobiłem nic nie tak?

- Nie. Naprawdę wszystko ok - zapewniłem go po raz kolejny.

Przez resztę drogi Andi nawijał wesoło. Mówił o wszystkim i o niczym konkretnym. Zaczął od świetnej pogody, przez piłkę nożną, a skończył na pytaniach o moją pracę. Śmiałem się z jego ciekawości.

-  Możesz przyjść w poniedziałek o 21 do mojej jednostki, to wszystko ci pokażę - oznajmiłem z uśmiechem.

- Naprawdę? Wszystko? - ucieszył się jak dziecko.

- Naprawdę - zaśmiałem się.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz