10. Andreas

841 117 27
                                    

W sobotę rano poszedłem do Stephana. Zjedliśmy razem śniadanie, wybrałem się z nim na siłownię, nie wiem, jak on mnie tam zaciągnął.

Kiedy wróciliśmy, poszliśmy do swoich mieszkań, ogarnęliśmy się trochę i pojechaliśmy do moich rodziców.

- Chyba już mniej się stresujesz, co? - zapytałem.

- Trochę... Ale i tak boję się, że twoi rodzice się zorientują.

- Nie zorientują się. Poprzytulamy się trochę, może jakiś całus i tyle.

- Nie często całuję się z facetem - zaśmiał się. - W sumie to nigdy... Tylko wtedy z tobą.

- Czuję się zaszczycony - uśmiechnąłem się lekko. W sumie to naprawdę poczułem się wyróżniony. Niby nic, bo to był tylko całus. Niewinny buziak, ale ważny dla mnie.

- No ja mam nadzieję - śmiał się. - Mogę otworzyć okno? - zapytał, a ja w odpowiedzi nacisnąłem guzik i szyba od strony pasażera się schowała. - Dziękuję - uśmiechnął się szeroko.

Co chwilę na niego zerkałem. Miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, włosy rozwiewał mu wiatr, który wpadał do samochodu przez otwarte okno. Wyglądał w tym momencie bardzo seksownie. Ledwo się mogłem skupić na drodze.

- Przejechałeś - zaśmiał się i popatrzył na mnie.

- Zamyśliłem się... - zawróciłem na najbliższym skrzyżowaniu.

- O czym myślałeś? - zapytał, gdy wjechałem na podjazd w domu rodziców.

- Hmmm... - zgasiłem silnik. - Mogę cię pocałować?

- Słucham? - zdziwił się.

- Jesteśmy pod domem moich rodziców i chciałem... - nie dokończyłem zdania, bo Stephan pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta. Przyciągnąłem go do siebie i poczułem jak wczepia palce w moje włosy.

- Chyba wystarczy przedstawienia - szepnął, gdy odsunął się trochę.

- Zdecydowanie - uśmiechnąłem się szeroko. - Chodźmy - wysiadłem. Stephan zrobił to samo i podszedł do mnie, aby złapać mnie za rękę. Ruszyliśmy do wejścia domu. - Cześć!

- Cześć chłopcy! - usłyszałem moją mamę.

- Dzień dobry - Stephan posłał jej uśmiech, gdy weszliśmy do kuchni.

- Dziewczyn i taty nie ma? - zdziwiłem się. Oparłem się o blat, a Stephan tuż koło mnie, więc objąłem go ramieniem.

- Tanji nie będzie, a Julia i ojciec pojechali do sklepu po wino... Napijecie się czegoś? - popatrzyła na nas.

- Kochanie? - objąłem go mocniej.

- Nie, dziękuję.

- A ja się napiję - puściłem chłopaka i otworzyłem lodówkę. Wyjąłem sobie sok.

- Może pani pomóc? - zapytał moją mamę, a ja napiłem się soku porostu z butelki.

- Nie, dziękuję - zaśmiała się. - Idźcie się przejść po okolicy.  Niedługo wróci Julia i tata.

- Ok - schowałem sok do lodówki, zamknąłem ją i podszedłem do Stephana. - Pójdziemy?

- Czemu nie - uśmiechnął się.

- Niedługo wrócimy - rzuciłem do rodzicielki.

Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy ulicą. Nie trzymaliśmy się za ręce. Nie rozmawialiśmy.

- Czemu nic nie mówisz? - spytał.

- Chyba nie wiem, co mam mówić - szepnąłem.

- O czym myślałeś w samochodzie?

- Nie pamiętam - skłamałem.

- Kłamiesz - zatrzymał się. - Nie umiesz kłamać.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Andi, coś się stało?

- Nie... Wracajmy już - poprosiłem.

- Dopiero wyszliśmy - złapał mnie za łokieć. - Jestem twoim przyjacielem - oznajmił, a mnie to zabolało. Chociaż wiem, że powinienem się z tego cieszyć. - Możesz na mnie zawsze liczyć. Zawsze.

- Wiem, Steph.

- Który przyjaciel udawałby twojego chłopaka przed rodziną? Tylko ten najlepszy... Więc mów co się dzieje?

- Nie chcę rozmawiać - spojrzałem na jego dłoń, która nadal trzymała mój łokieć. - Jeszcze nie teraz... Nie dzisiaj - uśmiechnąłem się delikatnie.

- Powiedz mi chociaż czy stało się coś złego?

- Nie. To nie jest złe. Przynajmniej ja tak nie myślę... Wracajmy już - zabrałem mu rękę i ruszyliśmy w kierunku domu moich rodziców.

Cała drogę zastanawiałem się, czy powinienem mu powiedzieć co do niego czuję? A może lepiej to przemilczeć?

Przecież i tak dostanę kosza. Stephan wiele razy powtarzał, że nie jest gejem.

Zaczynała mnie przerażać wizja rozmowy z nim. Przerastała mnie ta sytuacja.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz