19. Stephan

732 107 24
                                    

Już miałem schodzić z dyżuru, kiedy dostaliśmy wezwanie do wypadku na obwodnicy miasta.

- Co wiemy? - zapytałem wsiadając do wozu, a Mark podał mi pełne wezwanie.

- Cholerni motocykliści... - mruknął Sebastian. - Ja bym ich wszystkich pokasował. Żadnego jednośladu by nie było na drodze.

- Uspokój się - rzucił Max. - Ej, Stephan... A ten twój Andi, nie jeździ motorem?

- Jeździ - potwierdziłem i dopiero teraz przez myśli mi przeszło, że to przecież może być Andi. - Jakiej marki to był motocykl?

- Honda CBR 600 RR - powiedział Mark. - Jakim on jeździ?

- Właśnie takim, granatowym... I ma czarny kombinezon... Co jeszcze wiemy?

- O kierowcy motocykla to niewiele. Od razu zabrała go karetka, był w ciężkim stanie. Samochód zaczepił go zderzakiem i ściągnął z jezdni do rowu... - poinformował mnie Mark.

Dojechaliśmy na miejsce. Pierwsze co zrobiłem to spojrzałem na rejestrację motocykla.

- Kurwa mać - zakląłem, patrząc na blachy.

- To jego? - zapytał Sebastian.

- Tak... Bierzmy się do roboty - rzuciłem. Wiedziałem, że mamy dużo pracy. Nie mogłem sobie teraz pozwolić na myślenie o Andim i martwienie się co z nim.

Gdy zrobiliśmy, co mieliśmy do zrobienia, zebraliśmy nasz sprzęt i zapakowaliśmy się do wozu.

- Wiem, do którego szpitala go zabrali - zaczął Max. - Mogę cię zawieźć jak chcesz.

- Poradzę sobie. Zapisz mi tylko adres tego szpitala.

Max zrobił o co prosiłem, a po dotarciu do jednostki, szybko się przebrałem i pojechałem do szpitala. Tam na parkingu spotkałem się z rodzicami Andiego.

Weszliśmy razem do szpitala, dowiedzieliśmy się, że chłopak jest operowany.  Skierowaliśmy się na odpowiednie piętro i czekaliśmy pod blokiem operacyjnym.

- Stephan?

- Tak? - spojrzałem na Claudię, mamę Andiego.

- Byłeś tam?

- Byłem.

- I jak to wyglądało?

- Nie chce pani wiedzieć - szepnąłem.

Czekaliśmy w milczeniu aż operacja się skończy. Starałem się nie myśleć o niczym, bo w głowie miałem same złe scenariusze.

Kiedy po dwóch godzinach z bloku wyszedł lekarz, wszyscy wstaliśmy.

- Co z moim synem? - zapytała Claudia.

- Jego stan nie był tak ciężki, jak nam się na początku wydawało. Co prawda ma strzaskaną stopę i ledwo udało nam się poskładać staw skokowy, ale jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Mocno uderzył głową o asfalt, całe szczęście, że miał kask, w związku z tym uderzeniem mogą pojawiać się u niego bóle głowy i migreny, ale nic więcej... Oczywiście o sporcie zawodowym może zapomnieć. Staw skokowy jego prawej nogi by tego nie wytrzymał.

- Ale jego życiu już nic nie zagraża, tak? - upewniłem się.

- Tak. Jeszcze przez kilka dni potrzymamy go w stanie śpiączki, bo nie chcemy go faszerować zbyt dużymi dawkami morfiny. Gdy go wybudzimy, całkowicie odstawimy morfinę i podamy mu inny lek przeciwbólowy.

- Dziękujemy - ojciec Andiego odezwał się po raz pierwszy.

Chwilę później od pielęgniarki dowiedzieliśmy się, w której sali będzie leżał, więc poszliśmy tam. Niestety dziś nie mogliśmy do niego wejść.

Gra w życie | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz