Rzemienny bicz

2.1K 32 0
                                    

Szymon patrzył na chłopca zupełnie oniemiały. Miał chęć przyłożyć synowi kilka razy w tyłek. Wiedział jednak, że to nie zmieni faktu, że Nikodem jest zafascynowany alkoholem.
- Czego tu szukasz? - rzekł mężczyzna z powagą.
Nikodem zawahał się. Podniósł się z podłogi. Otrzepał kolana z kurzu. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- No słucham cię - rzekł Szymon po chwili. Zmarszczył brwi.
- Piłeczki szukam... - odparł Nikodem patrząc ojcu w oczy. - Miałem tu taką małą, kauczukową piłeczkę - dodał niepewnie.
Szymon spojrzał na syna z niedowierzaniem. Wyciągnął rękę w jego stronę.
- Chodź do mnie - rzekł w miarę spokojnie.
Niedaleko od domu rosło dębowe drzewo, pod którym od lat leżały obok siebie dwa wielkie, do połowy wystające z ziemi kamienie. Szymon usiadł na jednym z nich, Nikodem - na drugim.
- Pogadamy sobie jak ojciec z synem - zaczął Szymon.
Nikodem zwiesił głowę. Bał się tej rozmowy. Odruchowo skierował wzrok na kulającego się po trawie Marcela. Wiele by dał, by móc w tej chwili bawić się z nim i ze swoim Monsterkiem.
- Powiedz mi, Nikodem, czego szukałeś pod szafą...
- Piłeczki - szepnął chłopiec.
- Niko, tam, w piwnicy na gwoździu wisi rzemienny bicz. Jeśli jeszcze raz mnie okłamiesz, pójdę po niego i przeciągnę ci nim parę razy przez tyłek, więc dobrze się zastanów czy będziesz kłamał czy powiesz prawdę.
- Będę mówił prawdę - rzekł Nikodem przecierając ręką oczy.
- No dobrze. Więc słucham cię. Czego szukałeś pod szafą?
- Butelki z bimbrem - szepnął chłopiec.
- Skąd ta butelka się tam wzięła?
- Przyniosłem ją z ziemianki Oliwera.
Szymon wziął głęboki oddech. Minę miał nietęgą. Nikodem był zdecydowany odpowiadać zgodnie z prawdą na wszystkie pytania zadane przez ojca. Czuł, że lanie wisi w powietrzu.
- Ile butelek z bimbrem ukryłeś?
- Tylko tą jedną - szepnął chłopiec.
Szymon chwycił syna za rękę. Przyciągnął go do siebie. Chłopiec rozpłakał się.
- Nie płacz... Tylko rozmawiamy. Nie będę się bił, a w piwnicy nie ma żadnego bicza.
Nikodem jeszcze bardziej się rozpłakał. Szymon go przytulił. Poklepał syna po plecach.
- Dziecko, dziecko... Powiedz mi, dlaczego przyniosłeś tą butelkę, co?
- Bo mi było jej żal - szepnął chłopiec pociągając nosem.
- Co?
Jedenastolatek otarł ręką łzy. Usiadł na trawie przy ojcu. Wziął do ręki leżący na ziemi patyk.
- A nie będziesz zły, jak coś ci powiem? - rzekł zmartwiony.
- Jeśli to nie będzie kłamstwo, to na pewno nie będę zły.
- Pamiętasz, jak spał u nas Oliwer?
- No, tak... - przyznał Szymon.
- Bo my... Ja, Marcel i Oliwer nie chcieliśmy, żeby pan Janek pił bimber... W sumie to był pomysł Marcela, tato...
- Co zrobiliście? - spytał Szymon domyślając się, co syn chce mu powiedzieć.
- No potłukliśmy mu te butelki. A ta butelka była najładniejsza, więc ją zawinąłem w bluzę i przyniosłem tutaj...
- Marcel o tym wie?
- Nie... Nie wie... Nie mówiłem mu, bo bałem się, że mnie wyda...
Szymon zamyślił się przez chwilę. Zastanawiał się nad tym, co powiedzieć, aby przemówić Nikodemowi do rozsądku. Po chwili ponownie zmarszczył ciemne brwi. Wstał z kamienia. Podał chłopcu rękę. Pomógł mu podnieść się z ziemi. Obaj ruszyli w stronę płaczących wierzb.
- Nikodem, tłumaczyłem ci już, że alkohol nie jest przeznaczony dla dzieci, prawda?
- Tak - szepnął chłopiec zwieszając głowę na dół.
- Więc po co przyniosłeś go do piwnicy? No słucham cię.
- Na czarną godzinę - odparł jedenastolatek. - Dobra, tatuś... Nie męcz mnie już. Słowo, nie będę więcej pić bimbru. Chyba, że skończę osiemnaście lat. Wtedy będę robił, co będę chciał.
- No, zobaczymy... - odparł mężczyzna.
- Mogę iść do domu w końcu?
- Moment! Słuchaj tego, co ci teraz powiem... Jeśli jeszcze raz weźmiesz jakikolwiek alkohol do ust, nie będę już z tobą na ten temat rozmawiał. Dzisiaj wyczerpałeś limit mojej cierpliwości. Następnym razem będzie lanie millenium. Rozumiemy się?
- Tak - szepnął chłopiec pochylając głowę na dół.
- Okej. To możesz iść - odparł Szymon.
Obydwu zmęczyła ta rozmowa. Chłopiec pobiegł w stronę tarasu. Prędko zniknął z pola widzenia ojca. Tymczasem Szymon poszedł wolnym krokiem w kierunku piwnicy. Wszedłszy do środka ujrzał wielką butlę służąca do pędzenia bimbru. Wyniósł ją z ciemnego pomieszczenia. Przykrył dużym planem.
Po chwili dostrzegł idącą w jego stronę Danielę. Kobieta była uśmiechnięta od ucha do ucha. Chwyciła męża za obydwie ręce.
- Chodź na szarlotkę - powiedziała. - I kawa już czeka na ciebie - dodała.
Szymon objął żonę. Delikatnie pocałował ją w usta. Oboje poszli wolnym krokiem na taras.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz