Fasolki

1.1K 33 6
                                    

- Pierwsza wiadomość jest taka, że pana żona jest kłębkiem nerwów i to właśnie nerwy wywołały u niej bóle w podbrzuszu. Ona nie może się tak denerwować... - rzekł lekarz uśmiechając się w końcu.
- Ale wszystko z nią i z dzieckiem w porządku? - spytał Szymon wpatrując się w zielone oczy lekarza.
- Póki co, pana żona musi leżeć i odpoczywać. Zatrzymamy ją na kilka dni na oddziale, tak na wszelki wypadek. To jest ta druga zła wiadomość... A teraz może pan pójść do żony. Na pewno będzie chciała pokazać panu zdjęcie z USG, na którym widać dwie fasolki - rzekł doktor uśmiechając się do chłopaków.
- Fasolki? - zdziwił się Szymon.
Lekarz poszedł w stronę dwuskrzydłowych drzwi, zostawiając na korytarzu skołowanego Szymona i jego dwóch synów. Mężczyzna podrapał się po głowie.
- Nie wiem, o co temu doktorowi chodziło... - rzekł po chwili.
- Tata, idziemy do mamy? - odezwał się Nikodem.
- Tak - odparł Szymon ruszając w stronę drzwi prowadzących na Oddział Ginekologii i Położnictwa.
Po chwili mężczyzna siedział już przy łóżku małżonki.
Daniela miała wenflon na ręce. Marcel przyglądał mu się z uwagą.
- Lekarz powiedział, że nie możesz się denerwować... - rzekł Szymon uśmiechając się do żony.
- Wiesz, kiedy upadłam wystraszyłam się, że mogę je stracić... - szepnęła wyciągając dłoń w stronę męża.
Szymon pocałował jej palce.
- Będę musiała tu zostać przez kilka dni... Chłopcy, zostawcie nas na chwilę samych... Chciałam porozmawiać z tatusiem w cztery oczy.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie, po czym wyszli na korytarz.
- Skarbie, ja będę musiała tu zostać - powiedziała jeszcze raz. - Ale za kilka dni wrócę do domu... Jeśli dowiem się, że w czasie mojej nieobecność uderzyłeś któregoś z moich synów, uduszę cię gołymi rękami... To po pierwsze... A po drugie, otwórz tę szufladę... - szepnęła wskazując ręką na stojącą przy łóżku metalową szafkę.
Szymon prędko zajrzał do szuflady. Łzy stanęły mu w oczach na widok zdjęcia USG.
- To są nasze dzieci - szepnęła uśmiechając się do męża.
- Dzieci? - spytał połszeptem.
- Tak... Spójrz... To jest jedno dziecko, a to drugie - powiedziała jeżdżąc wskazującym palcem po zdjęciu.
- Dwójka? - zaśmiał się. - Serio? Dwójka?
- Tak! - zawołała lekko się podnosząc.
Szymonowi łzy napłynęły do oczu. Nie mógł uwierzyć w to, że zostanie ojcem bliźniąt.
- Nie pocałujesz mnie? - spytała radośnie śmiejąc się do męża.
- Jak nie? Oczywiście, że cię pocałuję - odparł rozpromieniony.
Czule pocałował żonę w usta.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha.
- Ja ciebie też kocham...
- Pójdę po chłopaków. Powiemy im... - rzekł po chwili.
Chłopców nie było na korytarzu. Szymon przeszedł się w tę i z powrotem. Zaczął się niepokoić. Ostatecznie zadecydował, że zajrzy do szpitalnego baru.
Nadjechała winda. Drzwi się otworzyły. Nikodem stał w środku. Uśmiechnął się do ojca.
- Gdzie Marcel? - spytał Szymon.
- Nie wiem. Bawimy się w chowanego - rzekł chłopiec.
- Co takiego? W szpitalu? Nikodem!
- No co? To był pomysł Marcela... Nie wiem, dokąd poszedł, bo nie mogę go nigdzie znaleźć... - rzekł wychodząc z windy. Ale Marcel ma iPhona... Może zadzwoń do niego.
Szymon prędko wyciągnął swój smartfon z kieszeni. Marcel odebrał połączenie już po pierwszym sygnale.
- Co? - odezwał się chłopiec.
- Marcel, gdzie ty jesteś? Przyjdź zaraz do mnie i do mamy - rzekł Szymon.
- Dobra. Moment! - odparł chłopiec.
Po kilku minutach Szymon a wraz z nim Marcel i Nikodem weszli do sali, w której leżała Daniela. Kobieta usiadła na łóżku, po czym wyciągnęła ręce do chłopców. Obaj usiedli obok niej.
- Co mamuś? - rzekł Marcel.
Chłopiec domyślił się, że mama chce im coś ważnego powiedzieć.
- Pewnie nie uwierzycie, ale będziemy mieć w domu bliźniaki - oznajmiła rozradowana.
- Co? Ale jak to? - odezwał się Marcel.
- Pan doktor mnie zbadał i powiedział, że w moim brzuszku są dwa maluszki.
Chłopcy spojrzeli na siebie.
- No i? - odezwał się Marcel.
- No i co wy na to? - spytała Daniela.
- No co? - rzekł Marcel wzruszając ramionami. - Nic... Możemy iść z Nikodemem bawić się w chowanego? - spytał po chwili.
Nie czekał na odpowiedź. Mina Szymona mówiła sama na siebie. Schyliwszy nisko głowę chłopiec poszedł na koniec pokoju. Usiadł na szerokim parapecie. Po chwili dołączył do niego Nikodem.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz