Bigos

1.5K 32 57
                                    

Zaraz po śniadaniu Danuta nakazała Nikodemowi nakarmić psy i kota oraz uszykować jakiś karton, w którym mogłaby przewieść zwierzęta autem do Torunia.
Chłopiec bezzwłocznie wykonał polecenie babci. Gdy kobieta wyszła z domu pod jej samochodem stał wysoki karton, w którym odbywała się walka dwóch psów.
- A gdzie kotek? - spytała.
- Pewnie wyskoczył. Zaraz go znajdę. Kici, kici... Pod tarasem jest!
Nikodem prędko włożył kota do kartonu.
- Woda zakręcona, dom zamknięty... To możemy jechać - oświadczyła.
Nikodem wsiadł z tyłu auta. Zamierzał przez całą podróż do Torunia opiekować się zwierzątkami.
- Babcia, nie jedź tak szybko, bo Monsterek się boi - rzekł po kilku minutach jazdy autem.
- To go przytul.
- No przecież go tulę... - rzekł Nikodem kątem oka spoglądając na to, co robi pies Marcela.
- Babcia, bo Misiu robi psi psi! zawołał.
- Jest w kartonie?
- Na siedzeniu obok mnie...
- Jak myślisz, po co kazałam ci wziąć karton? W tej chwili wkładaj go do kartona!
- Nie będę go brał, jak sika...
Danuta przegryzła zębami wargę.
- Masz natychmiast włożyć psy do kartona a kota weź na ręce - powiedziała po chwili.
- Robi się - odparł. - Babcia, a wstąpimy po drodze na lody?
- A uważasz, że zasłużyłeś?
- No tak... Opiekuję się pieskami i kotkiem...
- Ładnie się nimi opiekujesz, że jeden z nich załatwił swoje potrzeby w moim aucie!
Po kilkunastu minutach Danuta wjechała samochodem na podwórko.
Nikodem wyniósł zwierzęta na krótko ścięty trawnik. Z kolei jego babcia z uwagą przyjrzała się okrągłej, mokrej plamie znajdującej się na tylnim siedzeniu pojazdu.
Po chwili ruszyła w stronę garażu. Przyniosła stamtąd płyn do czyszczenia tapicerki, wiaderko i gąbkę. Podała ów ekwipunek Nikodemowi do rąk.
- Babcia, ale to Misiu się zlał, a nie Monster - odezwał się chłopiec.
Z domu wyszedł Franciszek. Uśmiechnął się do wnuka.
- Szymon prosił mnie, żebym przywiozła tu ten ich zwierzyniec. Pies Nikodema nasikał mi na tapicerkę - poskarżyła się mężowi.
- Nie Nikodema, tylko Marcela - poprawił ją chłopiec.
- Nie ważne czyj. Sprzątał będziesz ty! Proszę, gąbka, płyn! Nie chcę widzieć żadnej plamy po twoim psie!
- Po psie Marcela.
- Nikodem! Przestań mnie poprawiać! Urwis się z niego zrobił, jak nie wiem. Pyskate to takie, że brak słów.
- Babcia, posprzątaj sobie sama... Ja nie umiem tego robić... - rzekł chłopiec.
- Jak nie umiesz? Naciśnij dozownik, poleci piana. Jak wsiąknie w tapicerkę, zacznij szorować. Czy to takie trudne?
- Dla mnie bardzo...
Nagle Nikodem ujrzał podjeżdżający pod dom dziadków samochód ojca. Bez marudzenia zabrał się do pracy.
Młodzi małżonkowie przywitali się z Danutą i Franciszkiem.
- A ty co?! - zawołał Szymon po chwili.
- Pomagam babci czyścić tapicerkę w samochodzie - rzekł chłopiec uśmiechając się do ojca.
- Pięknie! To nie przeszkadzaj sobie - odparł trzydziestopięciolatek.
- Chodźcie do domu. Zaraz podgrzeję dla was bigosu... - powiedziała Danuta.
Szymon objął żonę ramieniem. Wszyscy z wyjątkiem Nikodema poszli do domu.
Chłopiec chciał jak najszybciej skończyć czyszczenie tapicerki. Mocno szorował gąbką mokre miejsce.
Po kilku minutach intensywnej pracy pobiegł do domu dziadków. Wszyscy siedzieli przy kuchennym stole. Rozmawiali o Marcelu. Szymon dostrzegł po minie Nikodema, że ten poczuł się zazdrosny. Przywołał go do siebie. Posadził na kolanach.
- Byłeś dziś grzeczny? Nie denerwowałeś babci? - spytał patrząc na syna.
- Nie denerwowałem - szepnął chłopiec.
Danuta momentalnie skierowała wzrok na wnuka. Nie skomentowała jego słów.
- Tak więc nie wiemy jeszcze, kiedy Marcelek zostanie wypisany do domu. Najpierw musi zacząć chodzić. Żeby zacząć chodzić, musi mieć siły... Żeby mieć siły, musi jeść, a mama na pewno wie, jak dzieciaki reagują na szpitalne jedzenie - powiedziała Daniela.
- Słaby jest bardzo... - odezwał się Szymon.
- To ja go wzmocnię... Ugotuję dla niego zupkę.
- Najbardziej lubi pomidorową z ryżem - odezwała się Daniela. - Jakby mama mogła...
- Jak najbardziej! Zrobię to z największą ochotą.
- Tatuś, a czy będę mógł jechać z wami do Marcela?
- Pewnie - rzekł Szymon uśmiechając się do syna.
- Patrz! Teraz mi się przypomniało! - zawołała Danuta podchodząc do lodówki. - Franek, co z tymi kluczami od domu Szymona? Przecież tu leżały - powiedziała próbując wymacać pęk kluczy, które w jej mniemaniu znajdowały się na lodówce. - No nie ma... Ale jak to możliwe? Zawsze odkładam je w to samo miejsce...
Nikodem nieznacznie spuścił głowę. Uświadomił sobie, że wie, gdzie są klucze od domu. Przecież zabrał je z domu babci, aby wraz z Marcelem "pożyczyć" rower z garażu ojca. W tym momencie uświadomił sobie, że tamtej nocy mógł nie zamknąć garażu i pęk kluczy najprawdopodobniej jest właśnie w zamku...
- Zaraz wracam - szepnął podnosząc się z kolan ojca. Ruszył w stronę wyjścia.
- A tobie co? Niko! Wracaj tu natychmiast! Dokąd się tak śpieszysz, co?
Chłopiec zawahał się.
- Nie mogę iść na dwór? - spytał.
- A, idź...
Gdy tylko Nikodem wyszedł z domu, Szymon podszedł do okna. Patrzył, jak chłopiec biegnie w stronę furtki.
- Co on kombinuje?
- Idź za nim - odezwała się Danuta.
- Nie, bez przesady... Wróci to powie, gdzie był i po co.
Po kilku minutach Nikodem cały zdyszany wszedł do domu. Nalał sobie z kranu szklankę wody.
- Niko, gdzie byłeś? - odezwał się Szymon.
- No, na dworze, a co?
- Podejdź do mnie...
Chłopiec napił się wody, po czym podszedł do ojca. Zarumienił się.
- Po co byłeś na dworze? Po klucz od domu? - spytał mężczyzna.
- Nie - zawahał się chłopiec.
- Nie? Na pewno nie? Pokaż, co masz w kieszeniach.
- Nic nie mam - szepnął chłopiec.
Szymon przyjrzał się kieszeniom syna. Nikodem nie przypuszczał, że ojciec wsunie rękę również do tylnej kieszeni jego jeansów. Zaraz po tym jak pęk kluczy znalazł się w ręce Szymona, Nikodem otrzymał tęgiego, wychowawczego klapsa.
- Ała! - zawołał chłopiec.
- Szymon, daj już spokój - szepnęła Daniela.
- Co daj spokój? Nikodem, gdzie były te klucze i skąd się tam wzięły?!
- No co? - odparł chłopiec wzruszając ramionami. - Wtedy, co z Marcelem zwialiśmy od babci to pomyśleliśmy, że pożyczymy twój stary rower... Przepraszam.
- Chcesz powiedzieć, że klucz od naszego domu przez cały czas w drzwiach od garażu? Ale zaraz! Przecież, gdy zabrałem was z drogi, nie mieliście ze sobą żadnego rowera!
- No... Faktycznie...
- Niko, czy ty żarty sobie stroisz?
- Nie... Nie było rowera, bo jak jechaliśmy do domu, to mieliśmy mały wypadek... Światła samochodu nas oślepiły... I spadliśmy z rowera... Na drogę wyleciał mi iPhone. No to go podniosłem... A tam jechał samochód... I kierowca musiał zahamować... Zdenerwował się i zaczął na nas krzyczeć... To my z Marcelem zwialiśmy... A rower został. Jak po niego wróciliśmy, to już go nie było... Przepraszam.
- Nikodem! Jak mogłeś zostawić w drzwiach od garażu klucze od domu?! Jesteś całkowicie nieodpowiedzialny!
- To są skutki picia wódki! - odezwała się Danuta. - Szymon, taka jest prawda. Jakie spustoszenie alkohol robi w organizmie dorosłego człowieka? Człowiek traci zdolność logicznego myślenia, bo alkohol zabija odpowiedzialne za to komórki. Ale nie tylko to! Taki człowiek ma zaburzoną uczuciowość wyższą... Nie zważa na uczucia innych osób. Że nie wspomnę o tym, jaki wpływ alkohol wywiera na układ krążenia, wątrobę czy trzustkę! Skoro alkohol jest w stanie wyniszczyć organizm dorosłego człowieka, to co powiedzieć o jedenastolatku?
- Babcia, bez przesady... - mruknął chłopiec.
- Twoje zachowanie mówi mi, że dzieje się z tobą coś niedobrego, chłopcze! Szymon, ty udaj się z nim do dobrego psychologa. Jeszcze kilka miesięcy temu Nikodem był innym dzieckiem niż teraz. Posłuchaj dyplomowanej pani doktor!
- Posłucham - odparł. - Jak tylko Marcel wróci do domu, zajmę się Nikodemem. Słowo. Też widzę, że zachowuje się co najmniej dziwnie. Nie jestem przecież ślepy... - odparł Szymon.
Nikodem naburmuszył się.
- Mogę iść na dwór? - spytał.
- Idź, ale masz być na podwórku. Zrozumiano?
- Tak - odparł chłopiec.
- Zabierz go wieczorem na miasto... Niech zobaczy kilku pijanych bezdomnych... Powiedz mu, że jeśli będzie w młodym wieku sięgał po alkohol to za parę lat będzie jednym z nich... - odezwał się Franciszek. - Na ciebie podziałał widok kamieniołomu w Piechcinie...
- Jak się nie poprawi, to tak zrobię - rzekł Szymon.
Danuta poraz ostatni zamieszała gorący już bigos.
- Najedźcie się, dzieci - powiedziała stawiając garnek na leżącej na stole bambusowej podstawce.
Daniela i Szymon spojrzeli na siebie, po czym z apetytem zabrali się za konsumpcję bigosu.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz