Przyjaciel

1.2K 34 5
                                    

Marcel wziął do ręki swój iPhone. Sprawdził godzinę, po czym szeroko uśmiechnął się do ojca.
- Tatuś, tęsknię za mamą... Pojedziesz po nią? - spytał mając nadzieję, że uda mu się skłonić Szymona do opuszczenia szpitala.
- Pewnie... Zamienię jeszcze dwa słowa z lekarzem i będę się zbierać.
- Okej - szepnął chłopiec spuszczając wzrok.
- Głowa do góry, Marcel - rzekł Szymon uśmiechając się do malca. Ucałował go, po czym wyszedł z siódemki.
Chłopiec podniósł się z łóżka. Był ciekaw, czy ojciec skieruje się od razu w stronę wyjścia, czy też zajrzy do pokoju lekarskiego.
- Idź już do domu... - mruknął pod nosem.
Nim Szymon wyszedł z oddziału, zaczepił idącego korytarzem doktora. Zamienił z nim dwa słowa, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę dużych, oszklonych drzwi.
Marcel wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi działać szybko. Wziął w rękę iPhona. Zadzwonił do Franciszka.
- Cześć dziadek. Tata zaraz wyjdzie ze szpitala - rzekł podekscytowany.
- Marcel, jesteśmy z Misiem na miejscu.
- Dziadku, według moich ustaleń tata wyjdzie ze szpitala za trzy minuty. Na którym parkingu jesteś? Na głównym czy przy izbie przyjęć?
- Na głównym.
- To masz szczęście! Tata parkuje przy izbie... Dziadek, możesz pomału iść w stronę szpitala... Ale pomału... Jak tata cię zobaczy to wiej!
Franciszek uśmiechnął się.
- A co jeśli mnie dogoni? - spytał.
- Masz tak robić, żeby cię nie dogonił. Ja w takich sytuacjach uciekam na drzewo i tyle... Chociaż, raz tata nawet z drzewa mnie ściągnął... Dziadek, liczę na ciebie. Nie zawiedź mnie.
- Nie zawiodę - rzekł Franciszek.
Marcel rozłączył połączenie. Poczekał, aż dwie pielęgniarki znikną z korytarza, po czym przystąpił do działania. Opuścił oddział. Udało się! Uradowany wszedł do winy. Po chwili był już na parterze.
Otworzył drzwi. Wyszedł. Momentalnie poczuł przyjemny powiew świeżego powietrza. Przeciągnął się i wówczas ujrzał idącego w jego stronę dziadka. Mężczyzna prowadził na smyczy małego border collie. Marcel wybiegł im na spotkanie.
Franciszek przykucnął. Odczepił szczeniakowi obróżkę od smyczy.
- Misiu! - krzyknął chłopiec.
Wówczas piesek zaczął wyrywać się z rąk dziadka. Franek go puścił. Misiu jak wściekły ruszył w stronę Marcela. Po chwili był już w jego objęciach. Lizał chłopca po brodzie i szyi. Machał ogonem jak oszalały.
- Misiu, przestań! - zawołał chłopiec. Nie potrafił obronić się przed czułym powitaniem pupila.
Franciszek stał z boku. Ta chwila dostarczyła mu mnóstwa radości. Z uśmiechem patrzył na nieposiadające się z radości dziecko.
- Ale się za mną stęskniłeś. Ja za tobą też - rzekł chłopiec głaszcząc szczeniaka po mięciutkiej sierści.
Gdy piesek nieco się uspokoił, Marcel przytulił go do swojego policzka.
- Kochasz tego psiaka, co? - odezwał się Franciszek.
- Dziadek, bardzo! Jest moim najlepszym przyjacielem - odparł chłopiec. - Dziękuję, że mi go przywiozłeś, dziadku...
Marcel przytulił się do piersi Franciszka. Mężczyzna nie spodziewał się takiego podziękowania. Był wzruszony i przekonany, że przywożąc Marcelowi do szpitala psa, postąpił słusznie.
- Chodźmy trochę na ławkę z nim - rzekł chłopiec.
Franciszek wraz z wnukiem usiedli na zielonej ławce znajdującej się tuż przy wejściu do szpitala. Franek przeciągnął się, zaś Marcel bawił się z Misiem. Głaskał go, gilgotał, tarmosił. Pozwalał mu się lizać po rękach i po twarzy.
Ani Marcel ani Franciszek nie przypuszczali, że Szymon spotkał Danielę na parkingu i postanowił odprowadzić ją pod drzwi szpitala.
Małżonkowie spokojnym krokiem podążali w kierunku wejścia, gdy oto ich oczom ukazał się Marcel bawiący się z Misiem.
Dla Danieli to był szok. Zaniemówiła. Wraz z mężem podeszła do syna i teścia.
- Dzień dobry - rzekł Szymon spoglądając na nieco zmieszanego ojca.
Franciszek podrapał się z tyłu głowy. Podniósł się z ławki.
- Mały tęsknił za swoim psem... Chciałem tylko - zaczął się tłumaczyć.
- Tata przyjechał tu sam, prawda? Tata wziął samochód mamy? Przecież lekarz zabronił tacie jeździć autem... Tak nie można!
- Synku, wiem... Ale mały mnie tak prosił... Jak miałem mu odmówić? Poza tym jechałem ostrożnie, a i czuję się naprawdę dobrze.
- Tata, wyluzuj trochę i ani słowa babci - odezwał się Marcel.
Szymon uśmiechnął się do chłopca, po czym położył ojcu rękę na ramieniu.
- Tato, przejdziemy się... - rzekł.
Ruszyli w kierunku przystanku autobusowego.
- Tato, nie powiem o tym mamie... Ale niech tata nie robi więcej takich rzeczy... Nie chcę, żeby coś się tacie stało.
- Synku, wiesz, że mam słabe serce, które w każdej chwili może przestać bić... Głupotą byłoby leżeć w łóżku całymi dniami i czekać na śmierć...
- Tato...
- Szymon, mój synu, mogłem zrobić dla tego dzieciaka coś dobrego i zrobiłem to... Za jakiś czas ja odejdę, ale on do końca życia będzie pamiętał, że miał takiego dziadka, który przywiózł mu do szpitala jego Misia.
- Tato...
Moment ten był niezwykle wzruszający zarówno dla Franciszka jak i dla jego syna. Szymon przytulił się do ojca. Momentalnie poczuł błogi spokój. Bardzo kochał ojca.
- Zawracajmy... - rzekł po chwili. - I proszę, niech tata nie mówi więcej o śmierci. Łamie mi tata serce...
Franciszek spuścił głowę. Zamyślił się przez chwilę.
- Mam taki pomysł... Odwiozę teraz tatę do domu jego autem... Dobrze?
- Dobrze, niech ci będzie. Uparty jesteś za matką, więc nie mam zamiaru ci się sprzeciwiać, bo to i tak nic nie da - odparł Franciszek.
- Bardzo słusznie...
Mężczyźni podeszli do Marcela i Danieli. Chłopiec bezustannie bawił się z psem. W ogóle nie zwracał uwagi na matkę siedzącą tuż obok niego.
- Marcelek, pożegnaj się z Misiem... - rzekł Szymon.
- Tato... Wyluzuj trochę. Daj nam jeszcze pięć minut! Okej?
- Okej - rzekł mężczyzna uśmiechając się do ojca.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz