Lista

1.5K 32 24
                                    

Po śniadaniu Szymon zabrał iPhone Nikodemowi. Powiedział mu, że to kara za nocną wyprawę do Zajezierza. Chłopiec bez sprzeciwu pogodził się ze stratą. I tak mało korzystał z iPhona.
Nikodem bawił się z Monsterkiem, gdy w pewnym momencie podszedł do niego Marcel. Chłopiec przykucnął obok brata.
- Dzięki, że mnie podkablowałeś - rzekł patrząc Nikodemowi w oczy. - Wiesz, co? Jesteś szuja.
- Spadaj.
Marcel miał ochotę pchnąć Nikodema na ziemię, ale tego nie zrobił. Wiedział, że Niko natychmiast pobiegłby do ojca na skargę.
Po chwili na taras wyszli Szymon z Danielą. Ojciec chłopców przekluczył zamek w drzwiach. Schował klucz do tylnej kieszeni spodni.
Po chwili oboje podeszli do chłopaków.
- Idziemy na spacer... Chodźcie z nami - powiedziała Daniela. Nikodem wziął na ręce swojego psa.
- Monster też może? - spytał.
- Może - odpowiedział Szymon.
Mężczyzna położył rękę na ramieniu syna. Cała czwórką poszli w stronę jeziora.
Przez kilka minut nikt do nikogo się nie odzywał. Marcel był naburmuszony. Wciąż zastanawiał się nad tym, czy wyznać ojcu powód dla którego on i Nikodem wymknęli się w domu babci.
Półtora kilometra od domu, tuż przy brzegu jeziora leżało obalone drzewo. Nikodem podbiegł do niego. Usiadł na masywnym pniu. Po chwili dołączyła do niego reszta rodziny. Daniela spoczęła tuż obok Nikodema. Uśmiechnęła się do chłopca. Szymon usiadł na trawie.
- Marcel, chodź tu koło mnie - rzekł ze spokojem.
Marcel położył się na ziemi. Patrzył w słońce.
- Nasze drogie dzieci, - zaczął Szymon - chcieliśmy z wami porozmawiać. Tak spokojnie porozmawiać... Bez krzyku, bez nerwów...
Nikodem przetarł ręką oczy. Wziął do ust źdźbło trawy. Trzymał psa na kolanach.
- Nie wiem, jak zacząć - rzekł Szymon.
- To może ja zacznę - szepnęła Daniela. - Ostatnio w naszym domu sporo się działo. Marcel, dostałeś lanie. Wiem, że wciąż się o to gniewasz, ale kiedyś zrozumiesz, że rodzina jest najważniejsza, a brat za bratem powinien w ogień skoczyć a nie kopać jeden drugiego nogą w brzuch.
Marcel nic nie odpowiedział. Zamknął powieki, bo słońce raziło go w oczy.
- Ty, Nikodem też dostałeś lanie i to też było lanie w pełni zasłużone.
Nikodem pochylił nisko głowę.
- Marcel podrzucił mi tą puszkę do pokoju - rzekł patrząc ojcu w oczy. Szymon momentalnie zbladł. Marcel nie zamierzał się z tego tłumaczyć. Miał asa w rękawie. W sytuacji zagrożenia gotów był zaprowadzić rodziców do domku na drzewie.
- Marcel, to prawda, co mówi Nikodem? - spytała Daniela.
- Prawda. Zrobiłem to i wcale tego nie żałuję. Niko to zwykła szuja. Ja go kryję, narażam się dla niego, a on wciąż na mnie skarży...
Daniela i Szymon spojrzeli na siebie.
- Z czym go kryjesz? - rzekł mężczyzna.
- Nie powiem, bo nie jestem taki jak on. Nie jestem kapusiem.
- O tym też chcieliśmy z wami porozmawiać. Jesteście z Marcelem braćmi. Tak, jak powiedziała mama, powinniście bronić jeden drugiego. Wiem, że ty, Marcel świetnie to rozumiesz, oczywiście z małymi wyjątkami... Ale ty, Nikodem, nie masz pojęcia o więzi braterskiej. Powinieneś obstawać za Marcelem. Bronić go. Jest twoim młodszym bratem. Tworzycie wspólny front. Oczywiście są wyjątki, kiedy trzeba przyjść do mnie czy do mamy i powiedzieć, że brat zrobił to, czy tamto... Ale to dotyczy tylko poważnych przewinień.
- Jakie to są poważne przewinienia? - odezwał się Marcel.
- Czyli słuchasz? Myślałem, że śpisz.
- Gdybyś wiedział, że Nikodem kogoś uderzył, zrobił komuś krzywdę, czy coś ukradł należałby o tym nas powiadomić.
- Czyli dobrze, że powiedziałem, że Marcel ukradł scyzoryk...
- Zależy, co tobą kierowało - rzekł Szymon. - Dlaczego mi o tym powiedziałeś? Z troski o Marcela czy po to, żeby oberwał?
Nikodem nic nie odpowiedział. Schylił głowę na dół.
- No właśnie.
Szymon wyciągnął z kieszeni kartkę. Miał tam zapisane kilka podpunktów. Skreślił długopisem słowo "Donosicielstwo".
- Kolejna sprawa - rzekł spoglądając na listę. - Kradzież - odczytał. - Marcel, po obiedzie podrzucę cię do Oliwera. Zwrócisz mu jego scyzoryk i przeprosisz za to, że go ukradłeś.
- To nie do końca tak... Nie wiem do kogo należy ten scyzoryk... Znalazłem go w garażu...
- W takim razie przeprosisz pana Janka. Kolejna sprawa... Chcę poznać prawdziwą przyczynę waszego wczorajszego powrotu do domu. Daję słowo, że nie wyciągnę z tego żadnych konsekwencji... Marcel?
- Nikodemowi bardzo na tym zależało. Wiedziałem, że ten pomysł jest idiotyczny, ale chciałem być dobrym bratem... Poza tym miał mi dać za to sto złotych, ale oczywiście nie dał. I dobrze! Nie chcę od ciebie, kapusiu żadnych pieniędzy. Sam dam ci tą nieuczciwie przegraną stówę i nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
- Marcel, spokojnie... Niko, dlaczego wróciliście wczoraj do domu? O co w tym wszystkim chodzi? - spytał Szymon.
- Tęskniłem za Monsterkiem - odparł chłopiec.
- Nieprawda! - wybuchnął Marcel. - Powiedz tacie, prawdę! Jeśli tego nie zrobisz, sam to powiem...
- Chłopaki, powiedzcie w końcu o co tak naprawdę chodzi - odezwała się Daniela.
- O domek na drzewie - rzekł Marcel. - Nic więcej nie powiem.
- Coś nie tak z waszym domkiem? - spytał Szymon marszcząc brwi.
- Wszystko okej - szepnął Nikodem.
- Ja nic więcej nie powiem - odparł Marcel. - I tak już za dużo powiedziałem.
- Może wracajmy do domu - szepnął Nikodem.
- Nie.
Szymon ponownie utkwił wzrok w kartce, którą trzymał w ręku. Zamyślił się. Spojrzał na leżącego na trawie Marcela.
- Chłopcze usiądź... Chcę z tobą szczerze porozmawiać... - rzekł.
- Tato, słucham cię - odparł chłopiec nie ruszając się z miejsca.
- No dobrze... Pyskowanie. To kolejna rzecz na mojej liście.
- Ta lista ma w ogóle jakiś koniec? - zaśmiał się chłopiec.
- Marcel, chciałem cię spytać, czy twoim zdaniem rodzicom należy się szacunek czy nie?
- No należy - rzekł chłopiec. - Sorka mama, że ci pyskowałem. Po sprawie?
- Nie. Powiedz mi, dlaczego uważasz, że rodzicom należy się szacunek?
- Tato, błagam...
- Odpowiedz.
- Bo są ode mnie starsi...
- Tylko dlatego?
- Nie wiem.
- To ja może ci choć trochę tę sprawę nakreślę. Mama nie ma z tobą lekko i nigdy nie miała, bo jesteś żywym, temperamentnym dzieckiem. Przeanalizujmy jeden dzień z życia mamy... Taką, dajmy na to, sobotę. Proszę mi zrelacjonować, co mama robi w sobotę.
- Wstaje, czesze sobie włosy... Robi śniadanie, potem obiad... Nie wiem.
- To ja ci może podpowiem. Mama nie tylko robi ci śniadanie... Z samego rana mama idzie do piwnicy, wypuszcza twoje zwierzaki. Daje im jedzenie, czyści kuwetę twojego kota. Myśli o tym, by kupić dla nich karmę i żwirek. Chodzi do pracy, by zarobić pieniążki na to, byś ty mógł szpanować po szkole z iPhonem. Masz poprane i poprasowane ubrania. Jak myślisz, dlaczego?
Marcel zawstydził się. Nie miał śmiałości spojrzeć na matkę.
- Otwierasz lodówkę i nie martwisz się o to, że będzie tam pusto. Mama robi zakupy... Jak myślisz? Z myślą o kim mama robi zakupy?
- Wystarczy tych tortur... - szepnął chłopiec.
- Marcelku, czy teraz wiesz, dlaczego mamie należy się szacunek?
- Tak.
- To na co jeszcze czekasz?
Chłopiec wstał z trawy. Nieśmiało podszedł do mamy. Stanął przy niej na baczność. Daniela przytuliła chłopca.
- Sorka, mamuś - rzekł chłopiec.
- Oj, Marcel... - szepnęła.
Malec usiadł obok Danieli. Matka i syn uśmiechnęli się do siebie.
- Koniec listy - rzekł Szymon. Daniela podała mężowi ręce. Pomogła mu wstać.
- Zostało nam jeszcze tylko obadać, co jest nie tak z waszym domkiem na drzewie i możemy powoli wracać do domu - rzekł Szymon z uśmiechem. Objął obydwu chłopców, po czym cała rodzina poszła w stronę domku na drzewie.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz