Wspomnienia

1.2K 34 2
                                    

O siedemnastej Szymon odwiózł Danielę i Nikodema autem do domu. Chłopiec pobiegł na podwróko dziadków, by pobawić się z Monsterkiem. Zarówno psy jak i kot nie oddalały się od leżącego na trawie wysokiego kartona przywiezionego z Zajezierza.
Chłopiec uśmiechnął się do zmierzającego w jego kierunku Franciszka.
- Cześć wnusiu - rzekł mężczyzna. - Co tam u  Marcela?
- Chwilę pochodził po korytarzu, ale słaby jest. Mama z tatą musieli go trzymać... - wyznał chłopiec.
- Dojdzie do siebie... Pewnie się o niego martwisz, prawda?
- Nie... Wiem, że wyzdrowieje... Pamiętasz, jak byliście u nas na obiedzie i dostałem lanie od taty za puszkę piwa, którą mama znalazła w moim pokoju? Marcel mi tą puszkę podrzucił... Innym razem dostałem lanie za to, że Marcel wybił szybę w domu jednego dzieciaka ze szkoły... A jeszcze innym razem za to, że rzucił się na mnie z pięściami... Zawsze przez niego obrywam... Niech leży w tym szpitalu jak najdłużej.
- Nikodem, synku...
- A teraz babcia jest na mnie zła za to, że pies Marcela zsikał jej się w aucie... Pies Marcela, nie mój... Mam go dość. Chcę, żeby było jak dawniej... Tylko ja i tata...
- Niko...
- A jakby tego było mało dzisiaj tata dał Marcelowi prezent... A mi nie dał nic...
Franciszek wyraźnie posmutniał. Rozumiał, że chłopiec może czuć się zaniedbany. Jeszcze rok temu jego życie wyglądało zupełnie inaczej. W zasadzie wszystko kręciło się właśnie wokół niego. Był oczkiem w głowie ojca, babci  i dziadka. Nikodem czuł, że traci ów bezpieczny grunt. Sytuacja nasiliła się, gdy Marcel trafił do szpitala. Teraz to on był w centrum uwagi wszystkich członków rodziny.
- Nikodem, weź pieska na ręce... Przejdziemy się - rzekł Franciszek kładąc wnukowi rękę na ramieniu.
Chłopiec chwycił Monsterka. Wraz z dziadkiem poszedł w stronę łąki, na której stały cztery ule Franciszka.
- Świetnie cię rozumiem - rzekł Franek. - Jak byłem w twoim wieku, przeżywałem coś bardzo podobnego... Byłem najstarszy z trojga rodzeństwa... Mama i tata chodzili do pracy, a ja po szkole musiałem się zajmować dwiema siostrami i bratem. Mój brat to był straszny urwis, wiesz? Wciaż gdzieś uciekał i podkradał rodzicom pieniądze. Kupował za nie cukierki i sam je jadł. Z nikim nie chciał się nimi dzielić. I któregoś dnia mama zauważyła, że zniknęło jej kilka złotych. Puszka z pieniędzmi zwykle stała na górnej szafce. Tylko ja mogłem tam sięgnąć. Dostało mi się wtedy od mamy... Mówiłem jej, że nie brałem żadnych pieniędzy, ale nie chciała mnie słuchać... Powiedziała, że ani Zenek ani dziewczynyki nie sięgliby tak wysoko i mam się przyznać, bo jak nie to powie o wszystkim mojemu tacie.
- I co zrobiłeś? - spytał Nikodem.
- A co ty zrobiłbyś na moim miejscu? Przyznałem się. Mama i tak powiedziała o tym ojcu. Dostałem dwa niesprawiedliwe lania jednego dnia. Tak to już jest w rodzeństwie...
- A jak ukarałeś za to brata? - spytał Nikodem.
- Nie ukarałem go. Ja? Z jakiej racji miałbym to robić? To rodzice są od karania dzieci, a nie starsze rodzeństwo...
- To nie dałeś mu za to w nos?
- Nie...
- A przyznał się w końcu, że to on zwinął te pieniądze?
- Nigdy się do tego nie przyznał.
Nikodem zamyślił się. Uśmiechnął się do dziadka.
- Ja tak naprawdę bardzo lubię Marcela - rzekł. - Tylko wkurza mnie to, że tata i mama wciąż do niego jeżdżą, a ja muszę siedzieć w domu z babcią. Dziadek, babcia naprawdę czasem jest bardzo upierdliwa.
- Jakby babcia to słyszała to dałaby ci nieźle popalić! - zaśmiał się Franek. - Chodźmy do domu. Powiemy babci, żeby zrobiła nam czekoladę do picia.
- Dobra! - ucieszył się chłopiec.
Franek ponownie położył chłopcu rękę na ramieniu. Obaj poszli w stronę domu.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz