Lody żelkowe

1.1K 27 1
                                    

Ani Szymon ani Daniela nie uprzedzili Danuty, że zamierzają zostawić chłopaków pod jej opieką. Nie powinno ich więc dziwić to, że dom Danuty i Franciszka był zamknięty na wszystkie zamki.
- To co robimy? - odezwała się Daniela.
- No co? Przecież ich tu nie zostawię samych. Chłopaki, wsiadajcie z powrotem do auta.
Marcel i Nikodem pobiegli w stronę samochodu. Po chwili siedzieli już na swoich stałych miejscach, przypięci pasami.
- Uspokoiłeś się? Będziesz kierował? - odezwała się Daniela.
- Tak... - odparł. - Ale młody mnie wrobił. Jak nic, dostanę dozór kuratora.
Daniela uśmiechnęła się.
- No, powiedz coś... - rzekł Szymon.
- No co mam ci powiedzieć?
- Raz tylko dostał ode mnie paskiem na gołą...
- Widać, o jeden raz za dużo.
Szymon wziął głęboki oddech, po czym wsiadł do samochodu. Spojrzał przez wsteczne lusterko na roześmianą twarz Marcela.
- To teraz na lody jedziemy? - spytał chłopiec.
- Teraz do prawnika, później na lody - odparł Szymon. - Marcel, naprawdę powiedziałeś tej pani, że cię biję?
- Szymon, daj spokój... - odezwała się Daniela.
Mężczyzna uruchomił silnik. Tym razem auto nie zgasło. Po kilkunastu minutach jazdy, Szymon zaparkował samochód przed kancelarią adwokacką znajomego ojca.
Całą rodziną weszli do budynku. Na korytarzu znajdowały się dwie eleganckie, skórzane kanapy. Chłopcy usiedli na jednej z nich.
- Marcelek, poczekajcie tu na nas... I pod żadnym pozorem nie wychodźcie z budynku. Okej? - odezwała się Daniela.
- Okej, mamuś - odparł chłopiec.
Marcel odprowadził rodziców wzrokiem. Gdy tylko zniknęli za drewnianymi drzwiami, uśmiechnął się szeroko do Nikodema.
- Masakra - szepnął Marcel.
- Z czym?
- No, bo ja nie powiedziałem tej babce, że tata mnie bije. Tak tylko sobie tatę ożartowałem... 
- To była ściema? - rzekł Nikodem z niedowierzaniem. - Myślałem, że serio jej to powiedziałeś.
- Coś ty! Nigdy bym jej tego nie powiedział... Wczoraj znowu wrzucał mnie do wody... - wyznał z uśmiechem na twarzy.
- Jo? Przecież miałeś mega pakiet kar!
- No... Dzisiaj też go zaciągnę nad jezioro. Będzie musiał mnie wrzucać do wody i tyle.
- Ty jesteś mega...
Marcel zamyślił się. Spojrzał w stronę drzwi.
- Powiedz mu, że to była ściema - rzekł Nikodem.
- Nie... I ty też nic mu nie mów... Będzie się na mnie złościł, że go tak nabrałem...
- Jak tam chcesz...
Pół godziny później Daniela i Szymon wyszli z gabinetu prawnika. Marcel nieśmiało spojrzał na ojca. Chciał wyznać mu prawdę na temat swojego żartu, ale nie miał odwagi.
Nikodem postanowił go w tym wyręczyć.
- Tatuś, powiedzieć ci coś? - odezwał się.
- No, powiedz.
- Marcel nic nie powiedział o tobie tej babce. Tak cię tylko wkręcił - wyznał.
Szymon momentalnie skierował wzrok na Marcela.
- To prawda, co mówi Niko? - spytał patrząc małemu w bystre oczy.
Marcel uśmiechnął się szeroko. Wzruszył ramionami.
- Odpowiedz, smyku.
- No, wkręciłem cię... Sorka.
Szymon odetchnął z ulgą. Przyciągnął do siebie Marcela, po czym przytuliwszy go, przeczesał mu ręką włosy, ucałował w czoło.
- To teraz na lody? - spytał chłopiec po chwili.
- Tak... - odparł Szymon. - Niko, trzymaj kluczyki. Możesz otworzyć auto...
Nikodem wybiegł z budynku jako pierwszy. Po chwili podbiegł do rodziców.
- Tato! Nie ma auta! - zawołał przerażony.
Szymon przyśpieszył kroku. Spojrzał w stronę parkingu.
- Tak cię nabrałem! - zaśmiał się chłopiec.
- Zawału przez was dostanę. Przez jednego i przez drugiego! - rzekł uśmiechając się do Nikodema. - Dokąd chcecie jechać na te lody? Co?
- Na rynek! Tam są najlepsze lody! - zawołał Nikodem. - Ja poproszę albo smerfowego albo o smaku gumy balonowej!
- A ja żelkowego! - zawołał Marcel wchodząc do auta.
- Nie ma żelkowych lodów...
- Niko, są!
- Marcel, nie ma!
- Są!
- Nie ma!
- Są!
Szymon spojrzał na małżonkę, po czym włączył muzykę. Chłopcy zaczęli ją przekrzykiwać. Wtedy on podgłosił radio na cały regulator.
- Jesteś normalny?! - wrzasnęła Daniela wyłączając muzykę.
Chłopcy momentalnie przestali się sprzeczać.
- Uspokoili się?
- Tak... - odparli obaj w tym samym momencie.
- To dobrze... A tak do twojej wiadomości, Marcel... Nie ma lodów o smaku żelków.
- Są - szepnął chłopiec.
- Marcel, nie ma.
- Są i tyle...
- Nie ma!
Daniela westchnęła głęboko. Korciło ją, by na nowo włączyć głośno radio, ale postanowiła, że tego nie uczyni. Odwróciła głowę w stronę bocznej szyby. Patrzyła na panoramę miasta Toruń.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz