Miętowe czekoladki

1K 30 10
                                    

Szymon i Nikodem zmierzali w stronę szpitala. Chłopiec trzymał w ręku kolorową torebkę, w której znajdowały się miętowe czekoladki dla Danieli.
- Niko! - zawołał Marcel biegnąc chodnikiem w stronę brata i ojca. Zatrzymawszy się, pochylił się. Wziął kilka głębokich oddechów. - Lekarz powiedział, że mama może wrócić do domu. Mama odebrała już wypis i siedzi tam, na ławce!
Szymon spojrzał w kierunku wskazanym przez chłopca. Ujrzał roześmianą twarz małżonki. Przyśpieszył kroku.
Chłopcy zostali w tyle.
- Co tam masz? - odezwał się Marcel zaglądając do kolorowej torebki.
- Czekoladki dla mamy - odparł Nikodem.
- Mogę się poczęstować?
- Marcel, nie. One są dla mamy, a nie dla ciebie. Dla nas jest coś lepszego... - dodał po chwili.
- Co? Tylko nie mów, że kupił nam tę trampolinę?!
- Trampolinę, basen ze stelażem taki mega głęboki! Dmuchany materac w kształcie krokodyla! I kupił jeszcze smycze i obróżki dla Misia i Monsterka. Czaisz? Będziemy mogli z nimi chodzić na długie spacery!
Marcel podskoczył z radości. Najbardziej, rzecz jasna, cieszył się z trampoliny. Dawniej mógł jedynie pomarzyć o basenie czy o trampolinie. Teraz te marzenia się spełniły.
- Tata! My biegniemy do samochodu! - krzyknął Marcel po chwili.
Szymon chwycił granatową, sportową torbę, w której znajdowały się rzeczy Lusi. Kobieta uchwyciła się ramienia męża.
- Do domu czy na lody? - spytał Szymon.
- Skarbie, do domu... - odparła.
Nikodem i Marcel ścigali się w stronę auta. Tym razem to Nikodem prowadził. Marcel biegł tuż za nim. Wiedział, że nie ma szans na uczciwe wygranie wyścigów, toteż postanowił zrobić sobie skróty. Wbiegł na trawnik, a z trawnika prosto na jezdnię.
Jadący tamtędy samochód gwałtownie zahamował. Daniela zamarła.
- Pierwszy! - krzyknął Marcel uderzając ręką w maskę czarnego BMW ojca.
Chłopiec zupełnie nie przejął się tym, że omal nie został potrącony przez samochód. Cieszył się ze swojego zwycięstwa.
- I co? Kto jest szybszy? Nie masz ze mną szans, cieniasie! - zawołał Marcel uśmiechając się do brata.
- Nie było mowy, że można biec skrótami! - odparował Nikodem. - Poza tym miałem utrudnione, bo musiałem trzymać tę torebkę.
Po chwili do samochodu podeszli rodzice chłopców. Usłyszawszy odgłos immobilisera, Nikodem wsiadł do samochodu.
- Marcel! - krzyknęła Daniela chwytając syna za łokieć. - Spójrz na mnie, dziecko! Widziałeś ten samochód?
- Tak, ale ścigaliśmy się z Nikodemem... Chciałem wygrać...
- Marcel! Mogłeś zginąć pod kołami tego auta! Dociera to do ciebie?!
- Marcel, do auta! - odezwał się Szymon. - Lusia, nie denerwuj się. Spokojnie.
Kobieta wzięła głęboki oddech, po czym wsiadła do samochodu.
- Wykończy mnie ten dzieciak.
- Mamuś! - zawołał Nikodem podając Danieli torebkę z czekoladkami. - Proszę! Prezent ode mnie!
Daniela uśmiechnęła się do siedzącego obok niej męża.
- Dziękuję ci, skarbie. Jak wyjdziemy z samochodu to cię za to wyściskam - odparła.
- A jak już mama cię wyściska, to porozmawiamy sobie na temat ścigania się na jezdni! - odezwał się Szymon. - Marcel! Do ciebie to mówię.
- Wiem przecież... Nie jestem głupi.
- Jakbyś był mądry to byś nie przelatywał przed samochodem - odezwał się Nikodem.
- Wolę zginąć niż dać tobie wygrać w wyścigi - odparł Marcel spoglądając w boczną szybę.
Szymon i Daniela spojrzeli na siebie.
- Nie wierzę... - szepnął Szymon.
- Ja też... - odparła Daniela.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz